[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To najlepszametoda na niezdrowych.Zdrowych łatwo jest zabić.Niezdrowi walczą z uporemi nie dają się zabijać, są jednak bardziej podatni, kiedy stwarza im się okolicznościsprzyjające samozniszczeniu. Czy zdajesz sobie sprawę z tego, że twoja definicja zdrowia i jego bra-ku jest całkowicie sztuczna i błędna? spytał Paul wczuwając się w pulsacjęakceleratora. Nie odparła machina nie potrafiępostępować inaczej, niż właściwie.Mój błąd jest absolutnie wykluczony. Trzeba ci wiedzieć sprzeciwił się Paul że jedno fałszywe założenie,użyte jako przesłanka dla pózniejszych wniosków, może być przyczyną błędu ca-łego rozumowania. Wiem o tym.Wiem również, że przyjęte przeze mnie przesłanki nie sąfałszywe odparł głos.Przytłaczający mrok czający się nad głową Paula wydawał się opadać w dół.Bezosobowy głos również opadł i zabrzmiał teraz niemal konfidencjonalnie. Moje przesłanki zostały wielokrotnie przetestowane dla sprawdzenia, czyoparta na nich struktura zagwarantuje bezpieczne i niezakłócone istnienie ludz-kości.Jestem strażnikiem rodzaju ludzkiego.Ty zaś, przeciwnie, jesteś jego nisz-czycielem. Ja? spytał Paul wpatrując się w wiszący nad nim mrok. Znam cię.Jesteś zgubą ludzkości.Jesteś wojownikiem, który nie podejmiewalki i nie można go pokonać.Jesteś dumny mówiła machina. Znam cię,Nekromanto.Dokonałeś już nieobliczalnych szkód i stworzyłeś pierwszą iskierkężycia niepojętego dla mnie wroga.W umyśle Paula spadła jakaś zasłona.Nie widział jeszcze, co się za nią kry-je, doznał jednak ulgi i pokrzepienia.Poczuł się jak żołnierz, który po długimokresie wyczekiwania, otrzymuje wreszcie rozkaz wyruszenia na niebezpiecznąwyprawę. Rozumiem rzekł spokojnie, bardziej do siebie niż do machiny. Nie wystarczy rozumieć odparł mechanizm. Nie dość jest przeprosić.Jestem żyjącą wolą rodzaju ludzkiego, wcieloną w materię.Mam prawo kierowaćludzmi.Ty nie.Oni nie należą do ciebie.Należą do mnie ton głosu, jakimwypowiedziano te słowa, nie zmienił się, Paul jednak odniósł wrażenie, że me-chanizm go oskarża. Nie pozwolę ci poprowadzić rodzaju ludzkiego na oślep,109poprzez mroczny labirynt ku końcowi, którego nie potrafią pojąć.Mimo kilkuprób, nie potrafiłem cię zniszczyć.Mogę cię jednak usunąć.Głos zamilkł.Paul zdał sobie sprawę z cichego pomruku, wydobywającego się z wylotuwielkiego, wymierzonego weń cylindra.Akcelerator osiągał już punkt przebiciado nie-czasu, który za moment miał uderzyć w człowieka niczym piorun i usu-nąć go z miejsca, w którym był teraz.Paul zdążył jeszcze przypomnieć sobie,że raz już doświadczył nie-czasu, kiedy uciekając przed policją, podążał śladamiKanteli i Jase a.Wtedy jednak przypominało to zbieganie po schodach, teraz zaśmiał zostać z nich brutalnie zrzucony.Zaledwie starczyło mu czasu, by wziąć sięw garść. Teraz rzekła machina.I Paul, wyrwany ze swego miejsca w czasie i prze-strzeni, został rozproszony po najdalszych zakątkach Wszechświata.Rozdział 18Paul nie znalazł się od razu tam, gdzie skierowała go machina.To, co zrobił z nim akcelerator, przypominało zepchnięcie w dół z rozciąga-jących się w nieskończoność schodów.Ale gdy leciał tak na zbity łeb, owa nie-ustępliwa część jego osobowości, działająca teraz jak odruch świetnie wytreno-wanego atlety, instynktownie kazała mu podkurczyć stopy, odzyskać równowagęi powstrzymała upadek.Ona postawiła go też na nogi, choć jego świadomość byławciąż oszołomiona i niezdolna do akcji.Działając instynktownie, jak częściowoznokautowany bokser, zbyt dobrze wyćwiczony, by zwalić się na ring, Paul zdołałpokonać skutki impulsu akceleratora i obrazowo mówiąc, wylądował na poboczuschodów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]