[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To znaczy, naprawdę go widzi.- Odosobnienie - powiedział.- Z uwagi na jego podeszły wiek.- Mamy nadzieję - odrzekła panna Lee - że jeśli zaliczy pan test, który dla pana przygotowali, a z moją pomocą na pewno się to panu uda, zaproszą pana na jedno z organizowanych od czasu do czasu przez Wodza spotkań, oczywiście dyskretnie przemilczanych na łamach prasy.Rozumie pan? - W bliskim histerii głosie pojawiły się piskliwe nuty.- Wtedy dowiemy się; jeśli pójdzie pan tam pod wpływem środków antyhalucynogennych, zobaczy pan, jak on rzeczywiście wygląda.Myśląc głośno, powiedział:- I zakończę karierę, jeśli nie życie.- Jest pan nam coś winien - warknęła z pobladłą twarzą Tania Lee.Gdybym nie powiedziała panu, który test wybrać, wybrałby pan ten niewłaściwy i pańską wymarzoną karierę i tak szlag by trafił.Oblałby pan test, o którego istnieniu nie miałby pan zielonego pojęcia!- Miałem szansę pół na pół - odparł bez przekonania.- Nie.- Ze złością potrząsnęła głową.- Fałszywy test upstrzono partyjnym żargonem.Celowo tak ułożono eseje, by wpadł pan w pułapkę.Chcieli, żeby pan oblał!Ponownie przeniósł wzrok na prace.Czuł zamęt w głowie.Czy ona miała rację? Możliwe.To bardzo prawdopodobne, zwłaszcza jeśli się znało funkcjonariuszy partyjnych - i pana Tso-pina - tak dobrze jak on.Ogarnęło go znużenie.I poczucie klęski.Po chwili zwrócił się do dziewczyny:- To, co usiłuje pani na mnie wymóc, to qui pro quo.Wyświadczyła mi pani przysługę, zdobyła - czy też raczej twierdzi, że zdobyła - odpowiedź na pytanie Partii.Lecz na tym pani rola się kończy.Dlaczego nie miałbym wyrzucić teraz pani za drzwi? Nie muszę dać w zamian złamanego szeląga.- Słyszał, jak jego beznamiętny głos pobrzmiewa brakiem empatycznej emocjonalności, tak charakterystycznym dla kręgów partyjnych.- W drodze na szczyt otrzyma pan kolejne sprawdziany - odrzekła panna Lee.-I te pomożemy panu rozwiązać.- Była opanowana i swobód* na, musiała przewidzieć jego reakcję.- Ile mam czasu do namysłu? - zapytał.- Teraz wychodzę.Nie ma pośpiechu, nie otrzyma pan zaproszenia do willi nad Jangcy w przyszłym tygodniu ani nawet miesiącu.- Podchodzą do drzwi, powiedziała: - Dostarczymy panu odpowiedzi do kolejnych teł stów, wówczas będzie pan miał okazję zobaczyć kogoś z nas.Być może to nie będę ja, lecz kaleki weteran, który sprzeda panu tabele z rozwiązaniami przy wejściu do ministerstwa.- Uśmiechnęła się przelotnie.- Któregoś dnia niespodziewanie otrzyma pan ozdobne, oficjalne zaproszenie do willi, do której pójdzie pan, będąc pod wpływem dużej dawki stelazyny.kto wie.może ostatniej z naszych kurczących się zapasów.Dobranoc.- Drzwi zamknęły się i dziewczyna znikła.Boże, pomyślał.Mogą mnie szantażować za to, co zrobiłem.Ona nawet nie raczyła o tym wspomnieć, na tle tego, w co był zamieszany, podobna wzmianka nie była warta zachodu.Niby czym mogliby mnie szantażować? Przecież poinformował EsBe, że otrzymał środek o nazwie fenotiazyna.Oni już wiedzą, pomyślał.Będą mnie obserwować, już są czujni.Teoretycznie nie naruszyłem prawa, ale.będą mieć na mnie oko, bez dwóch zdań.Zresztą zawsze to robili.Ta myśl przyniosła mu pewną ulgę.W ciągu wielu lat przyzwyczaił się do tego stanu rzeczy, podobnie jak inni.Zobaczę Prawdziwego Dobroczyńcę Ludu w rzeczywistej postaci, stwierdził w duchu.Może nikt przede mną tego nie dokonał.Ciekawe, jak to będzie.Która z kategorii niehalucynacji? Kategorii, o których nic mi nie wiadomo.może ten widok wytrąci mnie z równowagi.Jeśli to ma przypominać stwora z telewizji, to jak dotrwam do końca wieczoru, nie dając nic po sobie poznać? Niszczyciel, Klanker, Ptak, Wirująca Serpentyna, Połykacz.albo coś jeszcze gorszego.Zastanawiał się, jak wyglądają pozostałe obrazy.po czym zrezygnował.To do niczego nie prowadziło.I wzmagało jego niepokój.Następnego ranka panowie Tso-pin i Darius Pethel spotkali go w biurze, obaj byli spokojni, choć pełni oczekiwania.Bez słowa wręczył im jeden z dwóch „testów”.Ortodoksyjny, z krótkim i chwytającym za serce poematem arabskim.- Oto - powiedział dobitnie Chien - dzieło oddanego członka Partii bądź też kandydata do członkostwa.Ten drugi.- Trącił pozostałe kartki.- Reakcyjny śmieć.- Ogarnęła go złość.- Pomimo pozornej.- W porządku, panie Chien - przerwał mu Pethel, kiwając głową.Nie ma potrzeby wdawania się w szczegóły, pańska analiza jest poprawna.Słyszał pan wczorajszą wzmiankę na swój temat w przemówieniu Przywódcy?- Naturalnie - odparł Chien.- Jak pan zapewne odgadł - ciągnął Pethel - w nasze przedsięwzięcie zaangażowano wiele środków.Przywódca ma na pana oko, to nie ulega wątpliwości.Co więcej, skontaktował się ze mną w pańskiej sprawie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]