[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Teraz wyprostował się gwałtownie.- Lutwion! Ossvalt!- parsknął.- Mój najzdolniejszy generał i najmądrzejszy z mych doradców! Spiskuje na ich życie!Kane potwierdził stanowczym skinieniem.- A poza tym, ci dwaj najgłośniej domagają się wojny z Selonari.Zamiarem Dribecka jest, aby ich śmierć wydawała się nie powiązana z ich przekonaniami politycznymi.W ten sposób chciałby równocześnie pozbawić ciebie ich cennych usług oraz usunąć ludzi, namawiających cię do podjęcia kroków przeciw jego tajemnych zamiarom.W ten sposób miałby cię rozbroić, a także uśpić twoją czujność.i to nie ryzykując, że nabierzesz podejrzeń.Wówczas będzie mógł kontynuować przygotowania do inwazji.- Widzę, że oceny przebiegłości Dribecka nie były przesadzone - warknął Malchion.- Ale w jaki sposób mógłby oczekiwać, że zamordowanie dwóch moich najbliższych współpracowników nie obciąży winą Selonari?- Niestety, znam tylko niewiele szczegółów - wyjśnił Kane.- Dribeck nikomu w pełni nie ufa; wypytywanie go byłoby więc błędem.Wiem tylko, że planuje dla nich podstępną śmierć.Żadnych morderców z okrwawionymi sztyletami, których można złapać i poddać torturom.Dalej wiadomo mi, że planuje ich śmierć w ciągu dwóch kolejnych nocy, aby zbieg okoliczności był mniej alarmujący.A morderstwa miały być dokonane wkrótce po moim wyjeździe z Selonari.wspomniał o pierwszej nocy po pełni.Czyli dziś.Malchion zaklął i zerwał się na nogi, próbując zebrać mętne od wina myśli.- Dzisiaj! Niech cię diabli, Kane! Czy nie mogłeś wcześniej dać mi znać?- Jestem w Breimen krócej niż godzinę - odparł urażony Kane.- Gdybym uciekał bezpośrednio z Selonari, nie dotarłbym nawet do rzeki.A do tego zaalarmowałbym Dribecka.Zmieniłby plany, a ja stałbym się dla ciebie bezużyteczny.Zaryzykowałem, że dotrę tutaj, nim mordercy będą mogli uderzyć.Widać, że dobrze obliczyłem czas.- Ale jeden Ommem wie, jak skąpo! - zawołał zaniepokojony Malchion, chodząc wielkimi krokami po pokoju.- Przecież Ossvalt pił na umór z Lianem, gdy ich opuszczałam - zwróciła uwagę Teres.- W naszej twierdzy jest chyba dość bezpieczny.Ale Lutwion wyjechał do swej posiadłości kilka godzin temu.pamiętam, że zrobiłeś parę kiepskich żartów na temat jego wczesnego odjazdu.- Więc to jemu zagraża większe niebezpieczeństwo! orzekł Malchion.- Wyślę gońca, by go ostrzec, a zaraz : nim oddział gwardzistów.jeśli nie jest za późno! Ossvaltem zajmę się osobiście! Podnieś kaptur, Kane! Postaram się, aby twoja tożsamość pozostała nieznana, ale więcej wieś o spisku niż ktokolwiek z nas i będzie mi potrzebna twój obecność, póki nie uzyskam pewności, na czym stoję! - Wypadł z komnaty, wrzeszcząc do Embroma, by wezwał straż.- Chodź więc, świętobliwy pielgrzymie - zawołała Teres, wspierając się na ramieniu Kane'a.- Zobaczymy czy Ossvalt potrzebuje duchownego.Być może złowimy sobie paru morderców.- Jej błękitne oczy zapłonęły takim podnieceniem, że Kane zaczął się niepokoić, czy nie była mniej pijana, niż to wynikało z jej niepewnego kroku.Gdy Kane i Teres wrócili na scenę jej rozpustnych zawodów o młodą niewolnicę, ostatni ucztujący już się zmęczyli i ciemny, wyłożony boazerią pokój był pusty.Zawrócili więc i dotarli do komnat Ossvalta, nim zdążono wezwać straże.U wejścia na korytarz spotkali Liana.- Ossvalt! Czy widziałeś Ossvalta? - spytała Teres.- Oczywiście - odparł Lian, zastanawiając się, jakie nowe szaleństwo z Ossvaltem zaplanowała córka jego pana i złowróżbny kapłan.- Ma mocną głowę, ale bywają takie ilości wina, od których tonie każdy statek.Ossvaltowi potrzebna była pewna pomoc, by wejść na schody, więc towarzyszyłem mu aż do jego koi.Przed chwilą zostawiłem go pijanego w trupa i chrapiącego jak byk podczas rui.- Jest ktoś z nim? - spytała Teres.- Jest sam ze swymi snami.Coś nie tak?- Właśnie dowiedzieliśmy się o spisku na jego życie.Lutwiona także
[ Pobierz całość w formacie PDF ]