[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dopiero kiedy zbliżyła się jeszcze bardziej, poznał ją. Należysz dotych dzieciaków.Widziałem cię przy pensjonacie.Jesteś córką doktora Meade a. Zgadza się powiedziała Mary i usiadła na przeciwległej ławce. Mogęsiąść na jednej z waszych ławek? One nie są nasze odparł Barton.Zaczął dochodzić do siebie.Docierałado niego świadomość tego, czego dokonali. One nie należą do nas. Ale panowie je stworzyli, prawda? Interesujące.Nikt tego tu nie potrafi.Jak to się panom udało? Nie stworzyliśmy ich. Barton trzęsącymi się rękoma wyjął papierosai zapalił go.On i Christopher spojrzeli po sobie ze strachem i niedowierzaniem.Czyżby naprawdę im się udało? Rzeczywiście odtworzyli dawny park? Częśćdawnego miasta?Barton opuścił rękę i dotknął ławki pod sobą.Istniała naprawdę.Siedział naniej, tak jak i Christopher.I również ta dziewczynka, która nie miała z tym nicwspólnego.To nie była halucynacja.Wszyscy troje siedzieli na ławkach.To naj-lepszy dowód. No mruknął Christopher co pan o tym sądzi?Barton wyszczerzył zęby w uśmiechu. Nie przypuszczałem, że aż tak nam się uda.Oczy Christophera były szeroko otwarte, a nozdrza drgały jak u konia. To w wyniku pańskich zdolności. Spojrzał na Bartona z szacunkiem. Naprawdę wiedział pan, jak to zrobić.Jak do niego dotrzeć.Do prawdziwegomiasta. Zrobiliśmy to razem odrzekł Barton.Jego umysł doszedł już do siebie, lecz ciało nadal było wyczerpane.Czuł siękompletnie wypompowany; z trudem mógł podnieść rękę.Bolała go głowa, a ustawypełniał jakiś nieprzyjemny, mdlący metaliczny posmak.Zrobili, co zamierzali.Mary była zachwycona. Jak to się panom udało? Nigdy dotąd nie widziałam czegoś, co by powstałoz niczego.Tylko On może dokonać takich rzeczy, a i to nie zawsze.Barton pokiwał głową wyraznie zmęczony.Był zbyt wyczerpany, aby chciećo tym rozmawiać. Nie z niczego.To tu było.My je tylko wydobyliśmy. Wydobyli panowie? Oczy dziewczynki zapłonęły. Chcą panowie powiedzieć, że te stare sklepy były jedynie iluzją? Ich tu naprawdę nie było. Barton postukał w ławkę. To jest prawdzi-wa rzecz.Prawdziwe miasto.Wszystko pozostałe to iluzja. Co to takiego, to metalowe, które pan tak mocno ściska?59 To? Barton podniósł łyżkę do opon. Odtworzyłem ją.Do tej pory byłto kłębek sznurka.Mary przyjrzała się badawczo Bartonowi. Czy w tym celu pan tu przybył? %7łeby odwracać rzeczy?To było dobre pytanie.Barton wstał, chwiejąc się na nogach. Idę.Mam już dosyć na dzisiaj. Dokąd pan idzie? rzucił Christopher. Do siebie.Odpocząć.Przemyśleć to i owo powiedział Barton i powlókłsię w kierunku chodnika. Jestem wykończony.Muszę coś zjeść i odpocząć.Mary zerwała się nagle z ławki. Pan nie może zbliżać się do pensjonatu.Barton zamrugał. Dlaczego nie mogę, do cholery? Tam jest Peter odparta i podeszła do Bartona. Nie, to złe miejsce.Pan musi go unikać za wszelką cenę.Barton spojrzał na nią spode łba. Nie boję się tego gówniarza.Ani trochę rzucił i zamachał wojowniczołyżką do opon.Mary położyła rękę na ramieniu Bartona. Nie, zrobi pan wielki błąd, jeśli pan tam wróci.Musi pan pójść gdzieindziej.Gdzieś, gdzie będzie pan mógł przeczekać, aż to rozpracuję.Muszę torozgryzć! Zmarszczyła brwi w zamyśleniu. Pójdzie pan do Domu Cieni.Mój ojciec zaopiekuje się panem.Niech pan idzie prosto do niego i niech panabsolutnie z, nikim więcej nie rozmawia.Peter tam nie przyjdzie.To poza linią. Linią? Jaką. Tu jest Jego strefa.Będzie pan bezpieczny do czasu, aż to rozgryzę i po-stanowię, co robić dalej.Są w tym wszystkim pewne elementy, których znaczenianie rozumiem. Obróciła delikatnie Bartona o sto osiemdziesiąt stopni i pchnęłaprzed siebie. Proszę iść!Popatrzyła za nimi i kiedy upewniła się, że przekroczyli bezpiecznie linię i po-szli w górę w kierunku Domu Cieni, ruszyła pędem w stronę centrum miasta.Musiała się śpieszyć.Peter mógł już coś podejrzewać, szukając swojego golemai zastanawiając się, dlaczego go jeszcze nie ma.Poklepała się delikatnie po kieszeni i w tym samym momencie poczuła na so-bie dotyk ogromnej chropawej tkaniny.Nadal nie była oswojona z przebywaniemw dwóch miejscach naraz.Zamajaczyła przed nią ulica Jeffersona
[ Pobierz całość w formacie PDF ]