[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kadumi powiedział mi, że Mtair Dhafirzy także by się do nich przyłączyli - gdybyś nie podciął gardła ich wysłannikowi.- Kadumi ci to powiedział? - zapytał zaskoczony Lander.Szejk odwrócił się i obserwował ciemne sylwetki dwóch wartowników, którzy wyjeżdżali na wielbłądach z obozu.- Nie - odparł.- Kadumi utrzymywał, że był to ktoś imieniem Al'Aif.Lander nie zawracał sobie głowy poprawianiem błędnego wniosku.W tej chwili to, kto zabił Zaruda nie miało znaczenia, a nie chciał przeciwstawiać się z Sa'arowi.Zamiast spierać się z nim sięgnął po czajnik z herbatą.- Mogę?- Dlaczego musisz pytać?Lander napełnił swój kubek i w oczekiwaniu na Zhentarimczyków sączył ciepły napój.Harfiarz skończył pić tuż przed tym, jak zauważyli ciemne sylwetki skradające się po złotym piasku wokół jezior.- Czy strażnicy nie byli rozstawieni na krawędzi basenu? - spytał Lander.- Powinni być - odparł szejk z miejsca myśląc tymi samymi torami co Lander.- Ale wydaje się to nieprawdopodobne.Zhentarimczykom dotarcie do obozu powinno zabrać dwa razy więcej czasu.Dwaj mężczyźni obserwowali w milczeniu długą linię postaci pojawiających się poza obozem.Choć Lander oceniał, że linia znajdowała się mniej, niż czterysta jardów dalej, sylwetki pozostawały małe i niepozorne.Przez kilka minut armia stała na swoich pozycjach, wypatrując oznak obecności przeciwnika, potem zaczęła cicho, ostrożnie pełznąć naprzód.- Wszystko w porządku - powiedział Sa'ar.- Zobaczmy co sądzą o naszym małym podstępie.Tak jak oczekiwał Lander, pierwsze szeregi wkroczyły do obozu posuwając się na wszystkich czterech kończynach.Nawet z odległości dwustu jardów mógł dostrzec ich charakterystyczne kształty z czterema kończynami sterczącymi z muskularnych ciał pod kątami prostymi i kręconym, dyndającym ż tyłu ogonem.Jaszczurczy najemnicy zatrzymali się i podnieśli na dwie tylne nogi.Około połowa z nich wyciągnęła szable.Pozostali ściągnęli z pleców kusze.- Tego się obawiałem - wyszeptał szejk.- Asabisi.- Co? - spytał Lander odwracając się do szejka.- Chodź - rzekł szejk łapiąc ramię Landera.- Musimy stąd natychmiast odejść.Lander nie poruszył się.- Wiesz czym są te stwory? Sa'ar skinął.- Podejrzewałem to już wtedy, kiedy ty i Ruha opisaliście mi co przydarzyło się Mtair Dhafirom.Moje plemię i ja mamy wobec ciebie dług.Szejk zaczął odchodzić, ale Lander nie poszedł za nim.- Dlaczego tak się ich boisz?- Nie ma czasu - powiedział Sa'ar.- Wyjaśnię ci to, kiedy dołączymy do plemienia.jeżeli dożyjemy.Ponieważ Sa'ar nie należał do szczególnie bojaźliwych Lander zauważył, że strach jego jest nieco zaraźliwy, mimo tego nie był gotowy do odejścia.Chciał przynajmniej przez kilka minut popatrzeć na asabisów.- Dogonię cię później - Lander odwrócił się w stronę obozowiska, gdzie asabisi zapalali pochodnie i podkładali ogień pod khreima.- Chcę popatrzeć przez chwilę.Może dowiem się czegoś pożytecznego.Szejk westchnął.- Nie mogę cię tu zostawić samego - rzekł.- Czy odejdziemy kiedy ci o nich opowiem?Lander skinął podniósł czajnik i nalał resztkę czarnego napoju do bakia.- Sądzę, że tak - wyciągnął rękę z kubkiem do szejka.Ku swemu zakłopotaniu zauważył, że ręka trzęsła się.Sa'ar popatrzył na drżącą dłoń, po czym odkaszlnął i przyjął herbatę.- Bardzo dobrze - powiedział.Jego głos i postawa były całkowicie opanowane.- Zostaniemy tutaj, aż będziesz gotów do odejścia.Sa'ar odwrócił się w stronę obozowiska i przykucnął.- Pewnego razu, gdy moi bracia i krewniacy napadli zbyt wiele khowwan, moje plemię zostało zepchnięte do Quarter of Emptines.Wrogowie nie podążyli za nami - oczekiwali, że nasze wielbłądy będą głodować, a my umrzemy z pragnienia.Oczy szejka przybrały twardy wyraz, a jego uwaga wydawała się skupiać na odległej ziemi i czasie.- Zginęlibyśmy, gdyby nie uratowało nas starożytne miasto, do którego dobrnęliśmy.Było na wpół zasypane przez ogromną wydmę, ale jego mury zrobiono z szarego kamienia, który był tak gruby, jak wielbłąd jest wysoki.Wewnątrz murów, tak jak i tysiąc lat temu stały budynki, w centrum miasta znajdował się wielki niczym góra fort.Nieobecny duszą Sa'ar napił się herbaty.- Forteca ta była zarówno naszym ratunkiem, jak i przekleństwem.Na dziedzińcu znajdowała się stara studnia.Kiedy kilku wojowników zeszło na dół, aby ją oczyścić stwierdzili, że opada pięćset stóp i otwiera wielki labirynt podziemnych grot, pełnych rzek o zimnych wodach.Pomyśleliśmy oczywiście, że przesadzają - przynajmniej zanim nie zaczęliśmy nabierać wody.Była słodka jak miód i zimna niczym noc, pojemność studni zdawała się być nieskończona.Wyciągnęliśmy setki wiader wody a wypływ nigdy się nie zmniejszył.Zanim tamtego dnia zapadł zmierzch szejk i starszyzna już czynili plany zamiany fortu w tajną oazę, by uczynić z niej twierdzę, dzięki której nasz khowwan stałby się najsilniejszym szczepem na Anauroch.- Co się stało? - spytał Lander, zaintrygowany opowieścią o zaginionym mieście.Sa'ar skinął w stronę płonących siedzib poniżej.- Asabisi - rzekł.- Wyszli ze studni w nocy, spadając na naszych wojowników i matki w namiotach.Kilkoro spośród naszych dzieci, obawiając się spać w mieście, pozostało poza nim wraz ze stadami - gdy usłyszeliśmy krzyki naszych rodziców, ruszyliśmy na zwiady.Szejk zatrzymał się.- Widziałeś, co zrobili Mtair Dhafirom, więc nie muszę opisywać, co znaleźliśmy.Lander, przypominając sobie pełen zwłok wadi pod Rahalat, pokręcił głową.- Nie musisz, wyobrażam sobie.- Wróciliśmy do naszych wielbłądów i uciekliśmy - zaczął Sa'ar.- Wtedy dopiero naprawdę rozpoczęła się groza.Asabisi usłyszeli porykiwania naszych zwierząt i zaczęli pościg.Jechaliśmy, ale oni biegli na wszystkich czterech kończynach.Mimo, że nasze wierzchowce były silne i wypoczęte, podążali tuż za nami, nasze wielbłądy musiały galopować, by pozostać na czele.O świcie pozostało nas tylko sześciu.Za każdym razem, gdy wielbłąd potykał się, albo ktoś spadał z siodła, dopadali go.Wkrótce zmęczone wielbłądy były w stanie jedynie człapać.Trzech z nas straciło nadzieję, wyciągnęło jambiya i odwróciło się, by stawić bestiom czoła.Równie dobrze mogli stanąć i dać się dopaść diabłom.Szejk zatrzymał się, po czym wskazał na obozowisko.- Kończą.Lander popatrzył na obóz i spostrzegł, że wszystkie khreima pochłaniają płomienie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]