[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chyba sprawia jej to wielką radość.- Ma doskonały.powód - zauważył Anakin.- Kiedy jednak.- Spokojnie.- Jacen uniósł ręce w geście rezygnacji.- Nie staram się jej osądzać.Młodszy brat poczuł ból, jakby nagle ostra igła przeszyła jego ciało.Skrzywił się, ale tym razem nie jęknął.Z wysiłkiem obrócił głowę i zmu­sił się, aby obrzucić brata powątpiewającym spojrzertiem.- Naprawdę nie.Mówię szczerze - zapewnił go Jacen.W pewnej chwili częstotliwość blasterowych strzałów wyraźnie wzrosła, a w następnej Lowbacca zaryczał, aby oznajmić wszystkim, że zabił voxyna.Jacen odwrócił głowę w kierunku odgłosów walki.Na jego twarzy malował się niepokój.- Czy martwię się, co z nami będzie? - zapytał.- Chyba w to nie wątpisz.Ta wojna wydobywa na światło dzienne wszystko, co złe i samolubne w Nowej Republice.Korumpuje, gwiazda po gwieździe, całą galaktykę.Widzę, jak przeciąga na ciemną stronę rycerzy Jedi, jednego po drugim, jak nas zmusza, żebyśmy walczyli, aby zwyciężać, zamiast chronić bezbronne istoty.Nie mogę jednak nikogo zmuszać, aby mnie naśladował.Każdy musi sam dokonać takiego wyboru.Przynajmniej tego nauczyły mnie przeżycia w stacji Centerpoint.- Zrobiłeś ze mnie głupca - odezwał się Anakin.- Zrobiłem głupca z siebie - poprawił go Jacen.- Zdawało mi się, że tylko ja jeden dostrzegam różnicę pomiędzy tym, co dobre, a tym, co złe.Dopiero później uświadomiłem sobie, że nie miałem racji.Prawdę mówiąc, uświadomiła mi to Tenel Ka, po tym, co powiedziałem na pokładzie „Rozkosznej Śmierci”.Od tamtej pory staram się zrobić wszyst­ko, żebyś mi przebaczył.- Doprawdy? - Anakin skrzywił się, kiedy jedna z drobnych dłoni uzdrowicielki otarła się o organ, któremu się to nie spodobało.- Nie wiedziałem.Jacen obdarzył go szelmowskim uśmiechem, z którego słynęli wszy­scy z rodu Solo.- Tak myślałem - powiedział.Nagle świst blasterowych błyskawic ustąpił miejsca dobrze znane­mu buczeniu zapalanych kling świetlnych mieczy.Anakin uniósł gło­wę.Na sklepieniu i ścianach korytarza odbijały się promieniujące od strony rumowiska okruchów i brył korala yorik smugi różnobarwnych odbłysków.- Musimy iść.- Dźwignął się i oparł na łokciach.- Nie pozwolę, żeby jeszcze ktoś spośród nas stracił życie.- Sam stracisz, jeżeli nie pozwolisz mi dokończyć! - odcięła się Tekli.Dała znak Tahiri, która przytrzymała młodzieńca w pozycji leżą­cej.- To potrwa jeszcze tylko kilka sekund.Anakin odważył się spojrzeć jeszcze raz na swoją ranę i przekonał się, że Chadra-Fanka pokrywa dziurę w jego ciele warstwą gojącego balsamu.Z przerażeniem zauważył, że nie wyczuwa dotyku jej palców.- Znieczuliłaś mnie? - zapytał.- Tylko na tyle, żebyś nie czuł bólu.- Tekli wyjęła z palców Tahiri przesycony płynem bacta tampon i umieściła go w środku rany.- Na razie jednak nic więcej nie mogę poradzić.Powinieneś pogrążyć się w leczniczym transie.- Kiedy z tym skończymy - zapewnił.Tekli spojrzała w jego oczy.Jej płaskie nozdrza lekko zadrżały.- Wcześniej - oznajmiła.- O wiele wcześniej.- Wcześniej? - zapytała jak echo Tahiri.Spojrzała w kierunku ru­mowiska, zza którego nie przestawały napływać odgłosy walki.- Ale kojące transy zajmują wiele godzin.a nawet dni! - wykrzyknęła.Tekli zignorowała jej słowa.Nie przestawała wpatrywać się w Anakina.- Masz przebitą śledzionę - oznajmiła, powracając do pracy.Na wypadek, gdyby musiała ponownie otwierać ranę, nie zalepiła jej synciałem, ale zaszyła brzegi chirurgiczną nicią.- Zamknęłam otwór, ale krew będzie się sączyła z rany, dopóki nie zapadniesz w trans i nie po­możesz jej się zagoić.- Jak ma to zrobić? - żachnęła się Tahiri.- Nie możemy się zatrzy­mać, kiedy na pięty następują nam Yuuzhan Vongowie.Zapadła pełna napięcia cisza.Wszyscy zdawali sobie sprawę z po­wagi sytuacji.Jacen zacisnął wargi, żeby nie drżały.Posługując się Mocą, uwolnił myśli i wysłał do umysłu młodszego brata, żeby pocieszyć go i uspokoić.Tahiri złapała Tekli za rękę i pomogła jej wstać.- Zrób coś - poprosiła.- Pomóż sobie Mocą.Chadra-Fanka uspokajająco poklepała jej dłoń.- Już to zrobiłam - powiedziała.- Musimy zadowolić się tym, co możliwe - odezwał się Jacen, od­ciągając dziewczynę pod przeciwległą ścianę.- Może wymyślimy jakiś sposób, żeby zyskać na czasie.-Nie wymyślimy niczego, dopóki pozostaniemy w głównym korytarzu - oznajmił cicho Anakin.Odczuwał wyrzuty sumienia, ale nie był specjal­nie przerażony.Wiedział, że jego rana nie tylko stawia pod znakiem zapyta­nia osiągnięcie celu wyprawy, ale również naraża na niebezpieczeństwo życie wszystkich uczestników.Odwrócił się na bok, oparł na łokciu i usiadł.Skrzy­wił się, bo stwierdził, że tampon, który w jego ranie umieściła Tekli, okazał się słabszy, niż przypuszczał.Wyciągnął z kieszeni osobisty komunikator.-Uwaga, wszyscy - rozkazał.- Przygotować się do dalszego marszu.Posta­rajcie się zostawić nieprzyjaciół jak najdalej za sobą.Tanel Ka, nie wypuszczając z ręki świetlnego miecza, pomogła so­bie Mocą, aby drugą ręką odczepić od pasa granat odłamkowy.Wcisnęła kciukiem bezpiecznik i rzuciła w atakujących nieprzyjaciół.Dwie sekundy później granat eksplodował z oślepiającym błyskiem i w miejscu walki pojawił się głęboki krater.- Lowbacco, Alemo, Gannerze, Lomi i Raynarze, idziecie przodem - rozkazał Anakin.Pięcioro Jedi zeskoczyło z rumowiska, wykonało salto w powietrzu i niemal bezszelestnie wylądowało z daleka od prześladowców.Anakin polecił, żeby Alema, Lomi i Ganner osłaniali pozostałych, a potem gestem nakazał, aby Lowbacca i Raynar przeszli w głąb korytarza i dźwignęli w powietrze zwłoki obojga młodych Jedi.- Gdzie ich położyliście? - zaniepokoił się jasnowłosy młodzieniec.- Nie widzę ani ciała Eryl, ani Jovana.- Co takiego? - Anakin obejrzał się i zobaczył, że Raynar i Lowbacca stoją nad dwiema plamami krzepnącej krwi.- Chcecie powiedzieć, że zniknęli?Młody Wookie warknął twierdząco, przykucnął i zaczął badać ślady pozostawione w warstwie pokrywającego dno tunelu pyłu.Chwilę po­tem zaryczał.- Pan Lowbacca pragnie wyrazić przypuszczenie, że mogły ich porwać dzikie voxyny - przetłumaczył tym razem całkiem wiernie Em Teedee, ale zaraz uznał, że warto dodać coś od siebie: - Muszę przyznać, że wydaje mi się mało prawdopodobne, aby zdołały porwać ciała dwóch istot dosłownie sprzed naszych nosów.Anakin odwrócił się do starszego brata, który zamknął oczy, uwol­nił myśli i posłał je w głąb korytarza.- Wyczuwam przed nami cztery.nie, pięć zwierząt - powiedział.- Spieszą się i sprawiają wrażenie, uhmmm, podnieconych.- Podnieconych? - powtórzyła jak echo Alema, która także posta­nowiła zwrócić uwagę na to, co dzieje się w głębi korytarza.- W jakim sensie?Nagle usłyszeli wyraźny odgłos osypujących się brył korala yorik.Anakin obejrzał się i zobaczył ciemne sylwetki Yuuzhan Vongów poko­nujących rumowisko w miejscach, gdzie nie sięgało do sklepienia kory­tarza.-Zajmiemy się tym później, Alemo-zdecydował.-Nie przestawaj nas osłaniać.- Zbliżył do ust osobisty komunikator.- Uwaga, wszyscy -rozkazał.- Ruszamy w dalszą drogę.Zobaczył, że z rumowiska zeskakują pozostali młodzi Jedi.Chwycił za rękę starszego brata i usiłował się podźwignąć, natychmiast jednak rozciągnął się jak długi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl