[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wówczas nie mógłby popisać się intelektem.Wykazać się.Lewis zapragnął pojechać do Londynu i zacząć działać na własną rękę.Możeby coś znalazł.W końcu Ainley tak przynajmniej twierdził Morse coś od-krył.Ale to tylko domysły szefa.Nie ma żadnego dowodu.Wydaje się bardziejprawdopodobne, że Ainley utknął w martwym punkcie.Jeśli zginąłby tego dnia,kiedy coś znalazł, wówczas po dwóch latach śledztwa trudno by uznać wypadek77za zbieg okoliczności.Morse przymykał oczy na wszelkie nieprawdopodobień-stwa.Poszedł do stołówki na herbatę i usiadł przy stoliku z posterunkowym Dick-sonem. Wykryliście już mordercę, sierżancie? Jakiego mordercę?Dickson zaśmiał się od ucha do ucha. Nie próbujcie mi wmówić, że Morse owi kazali szukać zaginionych dziew-czynek, bo nie uwierzę.Dalej, sierżancie, puśćcie farbę! Nie mam czego puszczać! odpowiedział Lewis. Ależ, co wy! Ja też jej szukałem, wiem coś na ten temat.Przetrząsnęliśmywszystko, nawet wyciągaliśmy rezerwuary. I nie znalezliście zwłok.A jeśli nie ma zwłok, kochany panie Dickson, niema także morderstwa ani tym bardziej mordercy.Zgoda? Ale.ale Ainley twierdził, że ktoś ją ukatrupił. Cóż, zawsze istnieje taka możliwość, ale.Słuchajcie, Dickson. Lewisobrócił się na krześle przodem do posterunkowego. Mordujecie kogoś, zgoda?Co dalej? Macie problem z ciałem? Powiedzcie mi, jak się go pozbyć.Słucham. No.jest tysiąc różnych sposobów. Na przykład. Na przykład.no, są rezerwuary. Przecież wyciągaliście je.Dickson spojrzał z lekką pogardą. Miałem na myśli duże zbiorniki na wodę.Nie tak prosto je sprawdzić. Co jeszcze? Piec w szkolnej kotłowni.Jeżeliby ją tam wsadzili, ho, ho! Niewiele zosta-łoby śladów. Kotłownia była zamknięta. Gdzie tam! Wszyscy myślą, że jest zamknięta, ale przecież ktoś ma klucz. Wątpię, panie Dickson. Nie mogli jej po prostu zakopać? Przecież ofiarom to właśnie najczęściejsię zdarza. Dicksona tak rozbawił własny dowcip, że Lewisowi pozostało tylkowstać i wyjść ze stołówki.Wrócił do biura i usiadł naprzeciwko pustego fotela.Jednak praca z Morsemnie należała do najłatwiejszych.Pomyślał o Ainleyu.On nie wiedział o listach.Gdyby wiedział.Lewis za-myślił się.Dlaczego, u licha, Morse tak mało zajmował się tymi listami? Powinniteraz być w Londynie, a nie siedzieć na tyłkach w Kidlington.Morse powtarzał,że tworzą zespół.Ale to nie była prawda.Czasami szef poklepał go po ramieniu,ale w zasadzie sierżant tylko wykonywał rozkazy.Nie, nie buntuje się.Chciał-by pojechać do Londynu i spróbować na własną rękę.Może to zaproponować?Czemu nie? Czemu nie, do licha? A jeśliby znalazł Valerie i udowodnił, że szef78się mylił? Nie chce, rzecz jasna, zawstydzić szefa, jedynie trochę utrzeć mu nosa.Lewis nie cierpiał nadmiernej ambicji.Zauważył, że Morse przeczytał jego notatki.Miał satysfakcję.Szef musiałwpaść do biura po wizycie u Taylorów.Ciekawe, czego dowiedział się podczasdwu ostatnich wizyt.Zadzwonił telefon.W słuchawce zabrzmiał głos Petersa: Niech pan powie inspektorowi Morse owi, że ekspertyza wypadła tak jakpoprzednio.Inne pióro, papier, podobnie koperta i znaczek, ale werdykt ten sam. Valerie napisała ten list?Krótka pauza. Powiedziałem tylko, że wynik jest identyczny. Takie samo prawdopodobieństwo? Podobny stopień prawdopodobieństwa.Lewis podziękował i postanowił natychmiast przekazać informację.Miał obo-wiązek dzwonić do Morse a, gdy dowie się czegoś ważnego.To chyba wystarcza-jąco ważne? Przy okazji wspomni o swoim pomyśle.Aatwiej przez telefon.Dowiedział się, że Morse czeka, by złożyć zeznania jako świadek, ale wkrótcebędzie wolny i zadzwoni.Telefon odezwał się za godzinę. O co chodzi, Lewis? Znalazł pan ciało? Nie, sir, ale dzwonił Peters. Tak? w głosie Morse a pojawiła się nutka zainteresowania
[ Pobierz całość w formacie PDF ]