[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Może czasem aż za bardzo.- Chłopak pobladł i uciekł do kuchni, aManny odwrócił się do nas z wielkim krokodylim uśmiechem.- Częstujcie się.- Boję się którekolwiek ugryzć - odezwał się Vince.- Są takie idealne.- A ja się obawiam, że będą się odgryzać - stwierdziłem.Manny obnażył imponujący garnitur zębów.- Gdybym mógł je tego nauczyć - powiedział - nigdy nie byłbym samotny.- Pchnął talerzyk w moją stronę.- Zmiało.- Czy podałby je pan na moim weselu? - spytałem w przeświadczeniu, iż może wypadałobyznalezć w tym wszystkim jakiś sens.Vince szturchnął mnie łokciem, i to mocno, ale najwyrazniej było za pózno.OczyManny'ego zwęziły się w szparki, choć jego imponujące uzębienie pozostało na widoku.- Ja nie podaję - sprostował.- Ja prezentuję.A prezentuję to, co uważam za najlepsze.- A nie powinienem wiedzieć z wyprzedzeniem, czego się spodziewać? Może panna młodama alergię na podlaną wasabi rukolę w galarecie?Manny zacisnął pięści tak mocno, że słyszałem, jak trzeszczą mu knykcie.Przez chwilęczułem dreszczyk nadziei na myśl, że być może udało mi się go chytrze spławić.Kucharz jednakodprężył się i uśmiechnął.- Podoba mi się twój kolega, Vic - stwierdził.- Jest bardzo odważny.Vince obdarzył nas obu uśmiechem i znów zaczął oddychać, a Manny nabazgrał coś nakartce i tak oto wielki Manny Borque zgodził się obsługiwać moje wesele za okazyjną cenę dwustupięćdziesięciu dolarów od nakrycia.Wydawała się dość wysoka.Z drugiej strony, przecież dostałem wyrazne polecenie, żebynie martwić się o pieniądze.Rita na pewno coś wykombinuje, na przykład zaprosi tylko dwie, trzyosoby.Tak czy owak, nie dane mi było długo martwić się czymś tak błahym jak finanse, bo chwilępotem moja komórka zaświergotała swoją radosną pieśń żałobną i kiedy odebrałem, usłyszałem,jak Debora mówi, nie próbując nawet odpowiedzieć na moje radosne  cześć :- Jesteś mi tu potrzebny.Już.- Na razie tartinkami się zajmuję.Sprawa wagi państwowej - odparowałem.- Pożyczysz midwadzieścia tysięcy dolarów?Wydała gardłowy dzwięk.- Dexter, nie mam czasu na pierdoły.Za dwadzieścia minut dobówka.Chcę, żebyś na niejbył.- W wydziale zabójstw przyjęło się, że dwadzieścia cztery godziny po rozpoczęciu śledztwazespół zbierał się w komplecie, żeby sprawdzić, czy wszystko jest zorganizowane jak należy i czynadajemy na tych samych falach.A Deb widocznie uważała, że mam jakieś głębokie przemyślenia,którymi mogę się podzielić - miło słyszeć, ale myliła się.Skoro Mroczny Pasażer najwyrazniejnadal przebywał na urlopie, nie zanosiło się na to, by w najbliższym czasie miał na mnie spłynąćolśniewający blask natchnienia.- Deb, naprawdę nic mi nie przychodzi do głowy.- Masz tu być i już - ucięła i się rozłączyła. 8Na drodze numer 836, zaraz za miejscem, w którym wpadała do niej 395 z Miami Beach,utworzył się kilkusetmetrowy korek.Posuwaliśmy się centymetr po centymetrze od zjazdu dozjazdu, aż zobaczyliśmy, w czym problem: jakaś ciężarówka zgubiła ładunek arbuzów.Drogęprzecinał kilkunastocentymetrowej grubości pas czerwonozielonej brei, w której taplały się mniejlub bardziej zniszczone samochody.Poboczem przejechała karetka, a za nią kolumna aut, którychkierowcy byli zbyt ważni, by czekać w korku.Cała kolejka rozbrzmiewała trąbieniem, ludziekrzyczeli, wygrażali sobie pięściami i gdzieś z przodu padł pojedynczy strzał.Jak dobrze wrócić donormalnego życia.Zanim przebiliśmy się przez korek na ulice miasta, straciliśmy piętnaście minut, anastępnych piętnaście zajął nam dojazd do pracy.Jadąc windą na górę, obaj z Vincem milczeliśmy,ale kiedy drzwi się rozsunęły i wyszliśmy, zatrzymał mnie.- Dobrze robisz - powiedział.- Wiem - odparłem.- I muszę się z tym pospieszyć, bo Debora mnie zabije.Złapał mnie za rękę.- Mówię o Mannym.Oko ci zbieleje, kiedy zobaczysz, co przygotuje.To wszystko zmieni.Na pewno zmieni stan konta, to już wiedziałem, ale nadal nie widziałem w tym sensu.Czynaprawdę goście będą się lepiej bawić, jeśli poda się im rozmaitość pozaziemskich z wygląduobiektów niewiadomego użytku i pochodzenia zamiast zimnych mięs? Często ludzi nie rozumiem,ale to już szczyt, wisienka na torcie - o ile w ogóle będziemy mieć tort, co wcale nie było takiepewne.Za to doskonale rozumiałem co innego: poglądy Debory na temat punktualności.Odziedziczone po naszym ojcu zasady uczyły, że spóznienie się to brak szacunku i nic go nie możeusprawiedliwić.Dlatego oderwałem palce Vince'a od mojej ręki i uścisnąłem jego dłoń.- Jestem pewien, że jedzenie będzie wszystkim smakować - podsumowałem optymistycznie,licząc, że wyczerpiemy wreszcie temat.Nie puszczał mojej ręki.- Chodzi o coś więcej - zaczął.- Vince.- To mówi o twojej przyszłości - ciągnął.- Coś bardzo pozytywnego, twoje życie z Ritą.- Moje życie będzie zagrożone, jeśli zaraz nie pójdę, Vince.- Ogromnie się cieszę - powiedział, a mnie zrobiło się głupio na widok Vince'a, któryokazywał prawdziwe chyba uczucia, że tak spanikowałem, uciekając od niego do sali konferencyjnej.Sala była pełna, bo sprawa nabrała rozgłosu po histerycznych relacjach w wieczornychwiadomościach o znalezieniu dwóch młodych kobiet, spalonych i pozbawionych głów.Deboraspojrzała na mnie bykiem, kiedy wśliznąłem się do środka i stanąłem przy drzwiach, a jaobdarzyłem ją rozbrajającym, mam nadzieję, uśmiechem.Przerwała mówcy, jednemu zpolicjantów, którzy pierwsi zjawili się na miejscu zdarzenia.- No dobrze.Wiemy, że nie znajdziemy głów na miejscu zbrodni.Myślałem, że moje spóznione przybycie i jadowite spojrzenie, które posłała mi Debora,zagwarantują mi nagrodę za Najbardziej Dramatyczne Wejście, ale głęboko się myliłem.Ponieważwłaśnie gdy Deb próbowała na nowo rozruszać towarzystwo, zostałem przyćmiony tak kompletnie,jak świeczka w deszczu bomb zapalających.- Jakieś pomysły? - zwróciła się do wszystkich sierżant Siostra.- Można by przeszukać dno jeziora - wyrwała się Camilla Figg.Ta trzydziestopięcioletniamysz laboratoryjna zazwyczaj siedziała cicho, dlatego zdziwiłem się, usłyszawszy jej głos.Niektórym ten stan rzeczy wyraznie odpowiadał, bo od razu naskoczył na nią chudy, nawiedzonyglina nazwiskiem Corrigan.- Bzdura.Głowy by się wynurzyły.- Wcale nie.Przecież to sama kość - upierała się Camilla.- U niektórych, owszem - powiedział Corrigan i parę osób nawet się zaśmiało.Debora zmarszczyła brwi i już chciała kontynuować, kiedy z korytarza dobiegł dziwnyodgłos.Aup.Niezbyt głośne, a mimo to skupiło na sobie uwagę całej sali.Aup.Bliższe, trochę głośniejsze, nadciągające zupełnie jak coś z nisko - budżetowego horroru.Aup [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl