[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niech cię szlag.-Rozpięła pas, otworzyła drzwiczki i wbiegła dodomu.Kurczę, pomyślałem.Co ja, do licha, zrobiłem?Wiedziałem, że powinienem się nad tym zastanowić, że powinienem być nawet rozczarowany i zawiedziony, żepo półtora roku intensywnej pracy zepsułem tak dobrą przykrywkę.Ale mogłem myśleć tylko o tym starannie poćwiartowanym ciele. Ani kropli krwi".Ani jednej, nawet najmniejszej.587Ciało jest rozciągnięte, tak jak lubię.Ręce i nogi są przywiązane, usta zaklejone taśmą, żeby nie było żadnegohałasu ani wycieku na blat.Nóż trzymam tak pewnie, że wiem, iż to będzie naprawdę coś, że czeka mnie cośbardzo przyjemnego.Tylko że nóż wcale nie jest nożem.Nóż jest.Tylko że to nie moja ręka.Chociaż tamtą porusza moja, to nie moja trzyma nóż.A pokój jest bardzo mały idziwnie wąski, co nie ma sensu, ponieważ.Ponieważ co?Unoszę się nad tym doskonałym, szczelnym wnętrzem, nad ponętnym ciałem i po raz pierwszy czuję powiewzimnego powietrza, które nie wiedzieć czemu przenika mnie na wskroś.Gdybym tylko czuł, że mam zęby, napewno by szczękały.Moja ręka, unisono z tą drugą, podnosi się i bierze zamach, żeby zrobić idealne cięcie.No i oczywiście budzę się w moim mieszkaniu.Stojąc nago przed frontowymi drzwiami.Zrozumiałbym jeszcze,że chodziłem we śnie, ale żebym się we śnie rozebrał? Coś takiego.Wróciłem chwiejnie do mojego małego,wysuwanego łóżka.Zmięta pościel leży na podłodze.Pracuje klimatyzator, jest tylko piętnaście stopni.Poprzedniego wieczoru specjalnie obniżyłem temperaturę.Po przejściach z Ritą czułem się trochę oderwany odrzeczywistości i uznałem, że to dobry pomysł.Tak, to, co się stało -jeśli w ogóle się stało - było groteskowe iniedorzeczne.Miłosny bandyta Dexter kradnący pocałunki.Dlatego po powrocie do domu wziąłem długi,gorący prysznic i kładąc się spać, do oporu zakręciłem termostat.Nie wiem dlaczego bynajmniej nie udaję, żeto rozumiem ale w mroczniejszych chwilach czuję, że zimno mnie oczyszcza.I odświeża akurat na tyle, na iletrzeba.No i teraz było mi zimno.O wiele za zimno na pierwszą tego dnia kawę wśród poszarpanych fragmentów snu.Z reguły nie pamiętam, co mi się śni, a jeśli już pamiętam, nie przywiązuję do tego wagi.Dlatego było to takieidiotyczne, że ten wciąż dręczył mnie jak jakiś demon.59Unoszę się nad tym doskonałym, szczelnym wnętrzem.Moja ręka, unisono z tą drugą, podnosi się i bierzezamach, żeby zrobić idealne cięcie.Przeczytałem sporo książek.Ludzie mnie interesują, może dlatego, że sam nigdy nie będę człowiekiem.Przeczytałem i znam tę symbolikę: unoszenie się to jakby latanie, a latanie to seks.Natomiast nóż.Ja, Hen Doktor.Nóż ist eine Mutterja?Przestań, otrząśnij się z tego, Dexter.To tylko głupi, bezsensowny sen.Zadzwonił telefon i omal nie wyskoczyłem z własnej skóry. Co powiesz na śniadanie u Wolfiego? spytała Debora. Ja stawiam. Jest sobota rano - zauważyłem.- Nie dostaniemy stolika.- Przyjdę pierwsza i zajmę.Spotkamy się na miejscu.Delikatesy Wolfiego na Miami Beach to tutejsza tradycja.A ponieważ Morganowie są tutejszą rodziną,jadaliśmy tam przez całe życie, ale tylko z okazji specjalnych okazji.Dlaczego Debora uznała, że dzisiaj też jestspecjalna okazja, tego nie wiedziałem, ale byłem pewien, że z czasem mnie oświeci.Wziąłem więc prysznic,włożyłem mój sobotni sportowy garnitur i pojechałem do Wolfiego.Po ostatnich przebudowach ruch naautostradzie MacArthura był dużo mniejszy, dlatego już wkrótce przepychałem się układnie przez tłum wdelikatesach.Zgodnie z obietnicą Deb zdobyła stolik, w dodatku narożny.Właśnie ucinała pogawędkę ze stareńką kelnerką,kobietą, którą rozpoznawałem nawet ja.- Różo, kochanie powiedziałem, nachylając się, żeby pocałować ją w pomarszczony policzek.Spojrzała namnie wiecznie naburmu-szona.- Moja dzika, irlandzka Różo. Dexter wychrypiała z silnym, środkowoeuropejskim akcentem. Przestań mnie całować jak jakiśfaigelah. Faigelah? To po irlandzku narzeczony"? spytałem, siadając. Feh burknęła.Pokręciła głową i poszła do kuchni. Chyba mnie lubi powiedziałem.60- Ktoś powinien - odparła Debora.-Jak było na randce?- Cudownie.Powinnaś kiedyś spróbować.- Feh. Nie możesz wystawać nocami na Tamiami Trail, i to w samej bie-liznie.Musisz trochę pożyć.- Nie - warknęła.- Muszę załatwić sobie przeniesienie do wydziału zabójstw.Wtedy zobaczymy. Rozumiem.No tak, gdyby twoje dzieci mogły powiedzieć, że mamusia pracuje w wydziale zabójstw,brzmiałoby to dużo lepiej.- Dexter, na miłość boską.- To normalna, całkiem naturalna myśl.Kilku siostrzeńców i kilka siostrzenic.Morganowie rosną w siłę.Czemunie?Powoli wypuściła powietrze. Myślałam, że mama nie żyje powiedziała.- Przemawia za moim pośrednictwem.I za pośrednictwem duńskiego placka z wiśniami.- To niech lepiej zmieni pośrednika.Co wiesz o krystalizacji komórkowej?Aż zamrugałem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]