[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Szkoda, żenie słyszałeś, jak rozmawiałam z firmą wynajmującą auta.Chcęmieć pewność, że tym razem nie dadzą mi resorówki.Mamnadzieję, że nie będę musiała używać wynajętego samochodu zbytdługo.Jakieś wieści o Bel Air? Ucieszy cię wiadomość, że dziś rano został odstawiony dogarażu.Czeka na twój powrót.Wydałam z siebie okrzyk podekscytowania, którypróbowałam stłumić poduszką.Za pózno.W korytarzu usłyszałamodgłos bosych stóp.Przekręciłam się na bok, chowając telefon,chwilę przed tym, jak moja mama otworzyła drzwi. Vivvie, jest po drugiej nad ranem! Za kilka godzinwstajesz.My również.Z kim, na litość boską, rozmawiasz? Z Clarkiem  odpowiedziałam jej, ale bibliotekarz myślał,że mówię do niego. To nie do ciebie.Cicho bądz  szepnęłam dosłuchawki i popatrzyłam na mamę. Już kończę. Powiedz mu dobranoc i idz spać  poinstruowała mnie izamknęła drzwi.Zachichotałam. Natychmiast  rzuciła z korytarza.Westchnęłam. Już jestem  szepnęłam. Dlaczego mówisz tak cicho?  odszepnął. I czemu jaszepczę? Mama właśnie kazała mi skończyć rozmowę.Chryste, niesłyszałam tego chyba od dziesięciu lat.Nigdy nie lubiła, kiedy dopózna wisiałam na telefonie.Zwłaszcza gdy gadałam z chłopcami. No, no, Vivian.Czy miałaś wielu facetów w liceum? Wielu? Nie.Kilku. Któryś był szczególnie ważny? Ważny na tamten czas, jak sądzę  stwierdziłam iodwróciłam się twarzą w stronę ściany. O, daj spokój.Nie przeżyłaś szalonej pełnej emocjinastoletniej miłości?  zapytał. Nie.Większość moich związków opierała się przedewszystkim na fizyczności, mniej na uczuciach  westchnęłamgłośno.Ośmielona przez ciemność i fakt, że mój rozmówca byłpięć tysięcy kilometrów ode mnie, ciągnęłam temat. Zdradzić citajemnicę? O sobie? Zamieniam się w słuch.Wzięłam wdech i zamknęłam oczy. Nigdy jeszcze nie byłam zakochana  wyznałam, robiąckwaśną minę.Wypowiedzenie tych słów na głos nadało im jeszczewiększej mocy.Po drugiej stronie słuchawki zrobiło się cicho.Słyszałamtylko oddech Clarka. Powiedz coś  wyjąkałam z rumieńcami na twarzy. To nic złego, Vivian.Ja także nigdy nie wypowiedziałemtych słów.No wiesz.Kocham cię  szepnął. Kocham cię?  spytałam.Clark znów wziął głęboki wdech. Tak.Milczeliśmy.Oddychaliśmy.Pięć tysięcy kilometrów tobardzo duża odległość. Ale chodziłeś na randki, tak? To znaczy z pewnością pięknedziewczyny ustawiały się w kolejce do przystojnego bibliotekarza.  Roześmiałam się, rozluzniając atmosferę. Uważasz, że jestem atrakcyjny?  spytał ze śmiechem, a jawestchnęłam. Tak, jesteś.A teraz zdradz mi swoje lubieżne randkowetajemnice. W liceum? Nie, w ogóle nie chodziłem na randki powiedział lekko smutnym tonem.Przypomniałam sobie opowieśćHanka o tym, jak Clark wpadł na imprezie na oszklone drzwi.I cosam opowiadał o klubie szachowym.Wyobraziłam sobie, jaki byłw tym czasie, i wyciągnęłam wnioski dotyczące jego doświadczeńz tamtego okresu. Na studiach?  zapytałam i pomyślałam o Clarku sprzedlat, który mieszkał w kampusie.Ciekawe, czy już wtedy nosiłmarynarki z łatami na łokciach, a może zaczął dopiero poukończeniu studiów. Czy chodziłem wtedy na randki? Mhm  potwierdziłam.Podkuliłam nogi pod siebie iprzygryzając paznokcie, czekałam na jego odpowiedz. Czasem. A po studiach? Zdarzało się. A jeszcze potem? Jeszcze potem? Tak, no wiesz, teraz, ostatnio  dopytywałam i corazmocniej przygryzałam palec.Wydał z siebie stłumiony śmiech.Bez zastanowienia wyplułam obgryziony paznokieć. Czy ty właśnie coś wyplułaś?  spytał rozbawionym izaciekawionym tonem.Zawstydzona schowałam twarz w poduszce i stłumionymgłosem potwierdziłam. Vivian, nigdy bym nie podejrzewał, że jesteś typemkobiety, która wypluwa.Gwałtownie usiadłam na łóżku, prawie z niego spadając. Tylko to, czego nie warto połykać.Witaj, granico, chyba właśnie cię przekroczyłam.Słyszałam, jak Clark krztusi się czymś, co właśnie pił.Zapewne szkocką.Popatrzyłam na zegarek.Było już bardzo pózno. Będę kończyła.Muszę wcześnie wstać.Do zobaczeniajutro? Obiecuję, Vivian  odpowiedział, a jego gardłowy, ciepłyjak miód głos przeszył całe moje ciało. I żeby była jasność,jestem wolny.Poczułam dreszcze.Pożegnaliśmy się, a po odłożeniusłuchawki próbowałam zasnąć.Rano ucałowałam rodziców na do widzenia i wsiadłam napokład samolotu lecącego do Kalifornii.Nie miałam pojęcia, któryClark będzie na mnie czekał, kiedy dotrę do domu.Gdzieś nad Utah uświadomiłam sobie, że przez cały wyjazdani razu nie pomyślałam o kowboju.Ha. Rozdział dwunastyMiałam dużo więcej bagaży niż kilka tygodni temu, więcbyłam wdzięczna za pojemnego SUV-a, którym jechałam z SanFrancisco do Mendocino.Całą drogę siedziałam jak na szpilkach.Poprzednio moje podekscytowanie wynikało z nerwowegooczekiwania.Nie miałam przecież pojęcia, w co się pakuję.Terazwiem, że wracam do domu.Pytanie tylko, co emocjonowało mniebardziej.Moje nowe życie? Dom? Bibliote&Stop.Nie potrafię nawet o tym pomyśleć.Jechałam autostradą.Wybrałam dłuższą drogę ze względu nawidoki.Cieszyłam oczy ciemnoniebieskimi i jaskrawozielonymikolorami za oknem.Podziwiałam urwiste klify i żyzne ziemie.Dzikość i surowość tej części kraju sprawiały, że był to jeden znajcudowniejszych zakątków na świecie.Kiedy zobaczyłam Mendocino na horyzoncie, moje sercezaczęło bić znacznie szybciej.Piękno tego miejsca ponownie mniezachwyciło.Przed domami czerwone różane krzewy i malwy,winorośl pnąca się po pergolach i trzmiele latające żwawo pośródjej kwiatów.Było ciepło.Gorące słońce i przyjemna bryza wiejącaod lądu przegoniły chłód wczesnej jesieni.Uśmiechnęłam się nawidok apteki, sklepu spożywczego, restauracji Johna i kawiarniCliffside, w której tłocznie zgromadzili się tubylcy i turyści.Czybyłam już miejscowa? Ciekawe, ile czasu potrzeba, bymfaktycznie się nią stała.Skręciłam z głównej drogi i zobaczyłam przed sobą zamek zbajki.Wieżyczki, szeroka i niebezpieczna weranda, duże okna i&o w mordę! Oto i on.Na podjezdzie stał zaparkowany chevrolet. Tak!  wykrzyknęłam, prawie zapominając o wyłączeniusilnika.Odpięłam pas i tanecznym krokiem podbiegłam dosamochodu, który wyglądał na gotowego do drogi.Dach byłopuszczony, a chromowe elementy połyskiwały w słońcu.Prezentował się zabójczo.A pod przednim lusterkiem wisiałapluszowa kostka.Super! Przejechałam dłońmi po gładkiej karoserii.Była bardzodokładnie wywoskowana i wypolerowana na wysoki połysk.Schyliłam się, by podziwiać opony z białą wstawką. Zajebisty  rzuciłam pod nosem i usłyszałam odgłoskroków za sobą.Nie prostując się, badawczo popatrzyłam w tamtą stronę.Zobaczyłam brązowe mokasyny.Brązowe materiałowe spodnie.Koszulę w niebiesko-zieloną kratę i zielony krawat.Tweedowąmarynarkę.Ręce w kieszeniach.Szeroki odsłaniający równe zębyuśmiech.Okropne okulary i jeden palec, który poprawił je nacałkowicie już zagojonym nosie.Ciepłe brązowe oczy.Schludniezaczesane brązowe włosy. Cześć, Clark  powiedziałam.Prostując się, powolizwróciłam się w jego kierunku i oparłam o samochód.Uśmiechnęłam się, kiedy popatrzył na moje nogi, a potem, cozdarzało mu się często, niespiesznie powędrował spojrzeniem wgórę mojego ciała.Nie wiem, czy wszyscy bibliotekarze pożeraliwzrokiem tak jak ten [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl