[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po mniej więcej minucie skręcił na prawo i zatrzymał się na niewielkim parkingu.Zgasił światła, wyłączył silnik i zaciągnął ręczny hamulec.Opodal wznosiła się wa­pienna §ciana, pocięta rozmaitej wielkości otworami, prowadzącymi w głąb mrocznego labiryntu, wykutego przez ludzi.- Nie masz chyba zamiaru się tu zatrzymywać? - zdziwiła się Cecile.- Właśnie to zrobiłem.- Przecież zaraz nas tu znajdą! - jęknęła z rozpaczą.- Lada minuta będą tędy przejeżdżać.- Jeśli są zdolni do myślenia po tym małym kołowrotku, to będą pewni, że jesteśmy już w połowie drogi do Av·inionu.Poza tym sądzę, że sporo czasu minie, zanim odzyskają dotychczasowy entuzjazm do jazdy nocą.Wysiedli i przyjrzeli się wejściom do jaskiń.Niepokój - nie, to nie było wła§ciwe określenie dla panującej tu atmosfery.Wiało dosłownie grozą.Bovvman teraz już wiedział, co miał na myśli policjant dziś wie­czorem w hotelu.Co więcej, podzielał jego uczucia.Był przekonany, że nie tylko urodzeni i wychowani w okolicy mogli mieć fobię na punkcie jaskiń.Nikt zdrowy na umyśle nie wszedłby tam dobrowolnie po zapa­dnięciu zmroku.Bowman uważał siebie za osobnika w pełni władz umy­słowych i nie miał najmniejszej ochoty wchodzić do środka.Musiał jednak to zrobić.Wziął latarkę i polecił Cecile: - Poczekaj tu na mnie!- Ani mi się śni! - oznajmiła dziwnie stanowczo.- Za nic w świecie nie zostanę tu sama!- Wewnątrz prawdopodobnie będzie jeszcze gorzej.- Nic mnie to nie obchodzi.- Cóż, to wolny kraj.Weszli przez największy otwór, który znajdował się z lewej strony.Swobodnie dałoby się przez niego przesunąć dwupiętrowy dom, i to razem z piwnicami.Światło latarki prześlizgnęło się po ścianach po­krytych graffiti, będących dziełem wielu pokoleń.Bowman wybrał przejście prowadzące w prawo, do jaskini jeszcze większej niż ta, z któ­rej wyszli.Zauważył, że Cecile potyka się co krok, choć teren nie jest zbyt wyboisty, a na nogach ma sandałki na płaskim obcasie.Dowodziło to, że z jej wzrokiem nie wszystko jest w porządku.Być może właśnie dlatego zgodziła się mu towarzyszyć.Następna jaskinia także nie kryła nic ciekawego.Bowman ocenił, że jej wysokość mogły osiągnąć jedynie nietoperze, a skoro nie była do­stępna dla niego, to i dla Cyganów.Skierował się ku wejściu do kolej­nej jaskini.- Upiorne miejsce - szepnęła nagle Cecile.- Masz rację, nie jest pociągające.W milczeniu przeszli kilka kroków.- Panie Bowman.- Przecież przeszliśmy na ty.Już ci mówiłem, Neil.- Mogę cię wziąć za rękę?Nie sądził, że w dzisiejszych czasach dziewczyny jeszcze pytają o ta­kie drobiazgi.- Proszę bardzo.Nie tylko tobie jest potrzebne moralne wsparcie.- To nie to.Nie boję się.Naprawdę.Tylko tak machasz latarką na wszystkie strony, że nie widzę podłogi i co chwila się potykam.- Aha.Rzeczywiście, gdy złapała go za ramię, przestała się potykać, drżała jedynie jak w ostrym ataku malarii.- Czego my właściwie szukamy? - Do licha, doskonale wiesz, czego.- Może.może go ukryli, prawda?- Może, ale nie pochowali, chyba że mieli ze sobą dynamit.Nato­miast mogli go zagrzebać pod kamieniami, których tu sporo, i to było­by najłatwiejsze, zwłaszcza że nie mieli zbyt wiele czasu.- Minęliśmy wiele różnych stert i żadna cię nie zainteresowała.- Kiedy zobaczymy świeżo usypaną, zorientujesz się w różnicy ­stwierdził Bowman.- Dlaczego tu weszłaś, Cecile? Powiedziałaś pra­wdę mówiąc, że się nie boisz.Ty po prostu jesteś śmiertelnie prze­rażona.- Wolę być śmiertelnie przerażona tutaj, razem z tobą, niż sama na zewnątrz.Niewiele brakowało, by zaczęła szczękać zębami.- Całkiem rozsądny punkt widzenia - zgodził się jej towarzysz.Przeszli do kolejnej jaskini, gdzie Bowman po kilku sekundach nie­spodziewanie się zatrzymał.- Co się stało? - szepnęła Cecile.- Nie wiem.a właściwie wiem - po raz pierwszy także Bowma­nem wstrząsnął dreszcz.- Ty także? - zapytała.- Ja także.Ale nie o to chodzi.Właśnie poczułem powiew śmierci.- Błagam!- To jest właśnie to miejsce! Jeśli ma się moje lata i doświadczenie, wyczuwa się takie rzeczy.- Śmierć? - teraz jej głos także drżał.- Nie można wyczuć śmierci.- Ja mogę - odparł poważnie i zgasił latarkę.- Zapal ją! - w głosie dziewczyny zabrzmiała histeria.- Na litość boską włącz latarkę! Proszę!Puścił jej rękę, objął ją i mocno przytulił do siebie.Pomyślał, że przy odrobinie szczęścia uda im się zsynchronizować drżenie, co może nie zapewni im pierwszego miejsca w telewizyjnym konkursie tańca, ale pomoże się opanować.- Zauważyłaś coś odmiennego w tej jaskini? - spytał, gdy nieco przestała drżeć.- jest jaśniej.Skądś dochodzi tu światło.- Właśnie.Przeszli jeszcze parę kroków i zatrzymali się u stóp kamiennego osy­piska, ciągnącego się w górę aż do otworu w sklepieniu, przez który przeświecały gwiazdy.Wzdłuż całego tego osypiska widać było pas poruszonych odłamków skalnych, tworzących swego rodzaju ścieżkę.Bowman zapalił latarkę - to rzeczywiście była ścieżka, którą niedawnoktoś musiał schodzić [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl