[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Myślisz o takich strasznych wydarzeniach, Jessie?Przez chwilę panowała cisza, a potem Jessie odpowiedziała spokojnie: - Tak,czasami.Przeważnie mam takie sny.- O czym?- Och, nie mogę ci powiedzieć.- Jessie wbiła igłę w robótkę i przeciągnęła jąna drugą stronę.- Sny nigdy nie mają związku z rzeczywistością, są odrażające,fantastyczne, zupełnie nieprawdopodobne.- Powoli odłożyła tamborek na kolanai zapatrzyła się w ogień.Ocknęła się dopiero słysząc głos siostry.- Czy nie sądzisz, Jessie, że prowadzimy tutaj pustelnicze życie? Czasamimam wrażenie, że ściany domu i płoty farmy odgradzają nas jak kraty.Jessie wpatrywała się w nią z otwartymi ustami.Nie byłaby bardziejzdziwiona, gdyby siostra przeklinała.W końcu dopiero niedawno skończyłapiętnaście lat i jej zdaniem była trzpiotką.A teraz miała śmiałość wyrazićsłowami to, czym ona sama dręczyła się już od jakiegoś czasu.- Nie sądzisz, że tatuś jest w stosunku do nas zbyt opiekuńczy? Myślisz, żetatuś obawia się, że ta kobieta ucieknie z domu wariatów i zrobi nam jakąśkrzywdę?Angela odwróciła głowę i zobaczyła zdziwienie malujące się na twarzysiostry.- Nigdzie nigdy nie chodzimy - ciągnęła.- Pamiętasz koleżanki zeszkoły? Nigdy ich tutaj nie zapraszałyśmy.A pamiętasz Bellę Scott? Opowiadałanam o tym, jak w czasie świąt Bożego Narodzenia zawsze wybiera się z rodzinąna pantomimę, a raz była w teatrze w Newcastle i widziała znaną aktorkę.Pamiętasz.? My nigdy nigdzie nie chodzimy, zgadzasz się ze mną, Jessie?Tylko na pokazy magicznej latarni naszego drogiego wielebnego Franka Noble'a.Kiedy zamilkła, obie wpatrywały się w siebie w milczeniu.- Czasami czujęsię taka zagubiona, Jessie.taka samotna - wyszeptała z drżeniem w głosie.- Ichcę robić rzeczy, których mi nie wolno, na przykład tańczyć.O tak, chcętańczyć.Pamiętasz, jak mamusia pięknie tańczyła? Czasami wydaje mi się, żejestem nią: tańczę w moich snach.Och, Jessie. Jessie gwałtownie przesunęła się na kanapie i zamknęła siostrę w ramionach,tak jak matka.- No, cicho, cicho - powiedziała, gładząc Angelę po głowie.- Niepłacz, kochanie.Wiem, o co ci chodzi.Rozumiem cię.Musimy porozmawiać ztatusiem, a przynajmniej ja to zrobię.Zapytam go, czy mógłby zawiezć nas domiasta, a w sklepie kupić trochę rzeczy.Pani Ranshaw nie ma pojęcia omodnych sukienkach.Z daleka widać, że wszystkie nasze ubrania były szyte wdomu.Tak, tak, muszę z nim porozmawiać.Angela podniosła głowę.Po jej policzkach płynęły strumienie łez.- Och, żebytylko ci się to udało, Jessie - powiedziała.- A jeżeli on się nie zgodzi, to trudno,bo teraz już mnie rozumiesz.- Tak, tak, moja kochana, rozumiem.- A kiedy ponownie objęła siostrę iprzytuliła ją, poczuła jakieś dziwne szczęście, zmącone dopiero szeptem Angeli.- Czuję się taka winna, Jessie, ponieważ chcę stąd wyjechać.Marzę o.kimś,kto tutaj przyjedzie - ściszyła głos - i zabierze mnie do wspaniałego życia.zupełnie innego.* * *Około dziesiątej następnego ranka Ward wkroczył do kuchni i patrząc nacórkę wałkującą ciasto na posypanej mąką stolnicy, odezwał się: - Zostaw to ipowiedz Carlowi, że chcę zamienić z nim kilka słów w moim gabinecie.Pewnieznajdziesz go na drugim padoku.Jessie przerwała na chwilę, żeby nad stołem spojrzeć na Annie obierającąwłaśnie ostatnie zeszłoroczne jabłka.- Zostaw to, robota nie ucieknie - odezwałasię Annie, widząc jej wahanie.Jessie nie wyszła z kuchni, zanim w drewnianym zlewie nie umyła rąk.Wycierając je i spoglądając w okno, usłyszała ostry głos Warda: - Nie musisz siętak stroić idąc na pole, Jessie, a ja nie mam czasu do stracenia.Kiedy dziewczyna zniknęła, a Ward kierował się do frontowych drzwi, Anniezauważyła: - Ona ma lekką rękę do ciasta, ta nasza panna Jessie.Odwrócił się i spoglądając na nią zapytał: - Słucham?- Mówiłam, że ma lekką rękę do ciasta.Będzie dobrą gospodynią.Stojąc w drugim kącie pomieszczenia, Ward wpatrywał się w nią, po czymwypadł, gwałtownie zamykając za sobą drzwi.A Annie, ciągle obierając jabłkabez przerywania ich spiralnej skórki, mruknęła: - Kiedyś ją doceni.Ale wtedymoże być za pózno.Nie można trzymać ptaszka w klatce, jeżeli brama stoiotworem.W tym czasie Jessie dotarła na drugie pastwisko, gdzie Mick Riley i Rob wtowarzystwie Carla łatali kamienny mur odgradzający ścieżkę od tej strony ichziemi. Mick i jego syn powitali ją z typową dla Irlandczyków przesadną galanterią: -Witamy, panno Jessie.- Resztę konwersacji Rob pozostawił ojcu, który ciągnął:- Wspaniały dzień, panienko.Czy słyszy pani dzwięki Nadchodzi wiosna - Jessiejedynie uśmiechnęła się w odpowiedzi, po czym zwróciła się do Carla, którywłaśnie zapytał: - Jestem potrzebny, panno Jessie?Jessie spojrzała na niego.Jego jasne włosy wyglądały jak posrebrzane, twarz,jak zwykle w jej oczach, była piękna, a smukła sylwetka wywoływała zamęt wmyślach.Najchętniej powiedziałaby po prostu: Tak, Carl.Potrzebuję ciebie.Zawsze cię potrzebuję, ale ty mnie nie chcesz.Ty pragniesz córki tego prostaka,prawda? Chciałabym nienawidzić Patsy tak jak kiedyś, ale ona mi na to niepozwala.Rozumie mnie lepiej niż ktokolwiek inny i na swój sposób jest dlamnie miła.To właśnie ona przytuliła mnie po śmierci mamusi, nie Annie, i nietatuś.Jest jedyną osobą, która okazuje mi tyle ciepła.On świata nie widzi pozaAngelą.A i tak jego miłość jej nie satysfakcjonuje.Najchętniej już jutro bywyfrunęła i zapomniała o nim, gdyby tylko przybył jej wyśniony książę, podczasgdy ja, ta nigdy nie kochana, nie mogłabym o nim zapomnieć.- Czy coś się stało, panno Jessie? - zapytał Carl.- Słucham?.Nie.Przepraszam.- Roześmiała się krótko.- Zamyśliłam sięprzez chwilę.Jak to Mike zauważył, mamy dzisiaj piękny wiosenny dzień.Ojciec chciałby spotkać się z tobą w swoim gabinecie.- Teraz?- Na to wygląda - wzruszyła ramionami.- Wysłał mnie po ciebie.Spoglądając na Mike'a, Carl rzucił: - Zaraz wracam - dając mu dozrozumienia: Lepiej się nie obijaj, żadnego podpierania muru i palenia fajki.Szli przez pole ramię przy ramieniu, kiedy Jessie zapytała: - Wybierasz się napokaz magicznej latarni dzisiaj wieczorem?Roześmiał się w odpowiedzi.- Nie, nie sądzę.W gruncie rzeczy widziałem tojuż tyle razy, że sam mógłbym zorganizować takie przedstawienie, nawet bezprzezroczy.- Ale wikary mówił nam, że ma tuzin nowych przezroczy.- O, widzę, że jest się nad czym zastanowić.On jest zawsze taki wdzięczny,jeśli ktoś się tam zjawia.Wtedy widzi sens swoich wysiłków.To wspaniałyczłowiek [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl