[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Smok rozmyślał o czymś głęboko. Zaczekaj! polecenie było tak gwałtowne, że zatrzymało mnie lepiej niżarkan zarzucony na szyję. Lubię cię.Chcę coś dla ciebie zrobić, coś ci dać. Po-darunek? Co prawda, istnieją plotki o smoczych skarbach, ale sam wiesz, Płowy,22ile w nich jest prawdy.Kiedyś, jako mały chłopczyk, zapadłem się w muł na brzegu rzeki prawie popas.Kiedy wyciągano mnie z tej pułapki, miałem przez moment wrażenie, że roz-ciągam się jak mokry rzemień.Głowa i nogi tkwiące w zdradliwej mazi oddalałysię od siebie w dziwny, niebezpieczny sposób.Teraz ogarnęło mnie to samo uczu-cie.Wrażenie, że część mego ja jest gdzieś niemiłosiernie ciągnięta.Z umysłemnapiętym jak struna między ciałem a jakimś nieokreślonym punktem, czułem, żejeśli potrwa to jeszcze chwilę, zwariuję na pewno.Uczucie rozciągnięcia ustą-piło wrażeniu rozdwojenia.Wpółleżałem, oparty o zimny kamień i czułem do-kładnie wszystkie jego kanty, a jednocześnie byłem.Gdzie? Widziałem samsiebie, skądś z wysoka. Jesteś we mnie dotknęła mnie myśl smoka. Widzisz moimi oczami.A teraz uważaj.Nie potrafię dokładnie przekazać, co się zdarzyło.Powietrze.drżało.wi-browało i wpadało mi do wnętrza czaszki, gdzie.Widziałem wciąż swoje ciało.Twarz bladą jak płótno, kurczowo splecionepalce.I wciąż to niesamowite odczucie. Co to jest? Słyszysz wiatr.Podmuchy obijają się o skalne nawisy.Słyszałem wiatr.Niespodziewanie inne drgnienie przeszyło mi uszy jakcienka igła. Co to?! Jastrząb.Jest gdzieś wysoko.Słyszałem uszami smoka! Zaprosił mnie, wciągnął do swego wnętrza, w ja-kiś niepojęty sposób, nieznany nawet Stworzycielom.Słyszałem, po raz pierwszyw życiu słyszałem.To był wspaniały dar.Smocze uszy łowiły coraz to nowe od-głosy, a on objaśniał: Aopot skrzydeł skalnego gołębia. To była mysz. Tam kamień osunął się ze zbocza. A teraz zaryczę uprzedził, choć ja nie miałem pojęcia, co to znaczy.Potężny, przeciągły dzwięk był jak uderzenie na odlew.Ledwo przeminął, w mychpłucach, gardle powstał i wybuchł następny.Usłyszałem go, nie tak wspaniały,słaby, ale równie przejmujący.Zupełnie jakbym narodził się powtórnie.Znowu miałem tylko jedno ciało.Leżałem zwinięty w kłębek, rozdygotany,kryjąc głowę w ramionach.Otaczała mnie zwykła cisza. Musiałem przerwać.Za bardzo to przeżywałeś przekazał smok. To było wspaniałe.Ale.krótkie. I nie rozwiązuje twego problemu? Nie wiem.23Wciąż miałem w głowie odgłos ptasich skrzydeł.Wstałem i uformowałemgołębia, każąc mu pofrunąć. Całkiem dobrze pochwalił smok. Udało się? Niezle, ale to był bardzo chory gołąb.A więc umiesz to robić na pamięć? Najwyrazniej.Wtedy biały smok rzucił lekko, jakby mówił o aktualnej pogodzie: W takim razie zostanę z tobą jakiś czas, żebyś mógł nauczyć się wszystkiego,co ci jest potrzebne.Niedługo, parę lat, żeby moi rodzice się nie martwili.Sądzę, że powinienem zrobić kilka dziwnych rzeczy.Na przykład zemdleć.Zamiast tego zmartwiłem się, że dalsza podróż z takim ogromnym stworzeniemmogłaby być kłopotliwa.Smok przechwycił tę myśl i natychmiast znalazł radę. Mam parę wzorców genetycznych.Bawołu, orła.psa.Nada się chyba?Tylko nie wolno ci patrzeć, jak będę transformował.To brudne zajęcie i trochękrępujące.Tak więc smok poszedł zamienić się w psa, a ja czekałem na niego, nie wie-rząc własnemu szczęściu.Parę lat to znaczyło co najmniej dwa! A przez dwa łatamożna zrobić naprawdę bardzo dużo!* * *W tym miejscu Kamyk przerwał, bo zemdlały mu ręce.Zresztą wszystko, cobyło najważniejsze, zostało przekazane.Imię smoka-psa przełożone ze smoczej mowy na lengorchiański brzmiałomniej więcej: Dobry Biały Fruwacz.Unoszący się Wysoko i Zjadający ObłokiTakiej Barwy Jak On Sam.Kamyk więc skrócił to do Pożeracza Chmur.Wspo-magany przez swego niezwykłego towarzysza, mój Tkacz Iluzji nauczy się wszyst-kiego, czego brakło mu do tej pory.Jestem o tym przekonany.Teraz odkładam jużpióro.Mam czas na pisanie.Ta opowieść nie skończy się ani jutro, ani pojutrze.Będę pisał o Kręgu, w którym stanie Kamyk za kilka lat, by poddać się surowejocenie Mistrzów.O Mistrzu Tatuażu i jego igłach.Czekam na to.Czekam nie-cierpliwie, aż świat krzyknie z podziwu głośniej, niż będzie w stanie wytrzymaćjego gardło.Błękit magaKropla spadła do miseczki ustawionej na stole obok mego łokcia.Uniosłemgłowę.Na suficie pośrodku mokrej plamy wybrzuszała się i rosła następna.Spa-dła, wzbudzając kręgi na powierzchni wody, w połowie wypełniającej naczynie.Gdy się przejaśni, trzeba wejść na dach i załatać dziurę.Zwieca kładła żółtą plamęświatła na blacie zarzuconym kartkami, zużytymi piórami, rysikami i miseczkamiz tuszem.Odsunąłem pamiętnik od niebezpiecznych rejonów, gdzie groziło muzachlapanie wodą lub farbą.Gruby tom oprawny w skórę zrobiony był z drogiegopapieru, a dodatkowo każdą stronę sygnowano u góry ośmioma znakami: Kamyk,syn Stokrotki, z ojca Chmury, z domu Obserwatora Płowego.To ja.Adept magii.Tkacz Iluzji.Przyjaciel smoka.Płowy opisał w kronice historię mojej podróży w poszukiwaniu maga z kastyStworzycieli i spotkania ze smokiem o imieniu Pożeracz Chmur.A ja spisywałemdalsze wydarzenia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]