[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I jak to: siądzie sobie na fóre, pojedzie i nigdy jej sie nie zobaczy? Aż mnie żebro zakłuło, co to, jakoś tak jest, jakby coś zginąć miało, przepaść! Coś ważnego! Wychodze z chaty.Jedź, mówie do Antocha.Bez niej?Ale do domu.Ja odwiozę.Abo dasz rade?Moja rzecz.Szkoda czasu na gadanie: już woź od Michała ciągnę, spodówke, laterki wkładam, wrzucam półkoszki, grochowiny, przykrywam radnem, już i Siwke z chleba wywodzę, prętko czyszczę, raz dwa chomont naciągam, zakładam duge, lejcam: podjeżdżam pod chate, przywiązuje.I do chaty! Kubek wody, myje sie z ręki nad ceberkiem, z gęby, i do sieni: cholewki naciągam, biere lepszy palcik, lepsze czapkę.I na dwór, na woz.Wychodzo obydwie, za nimi dzieci.To pan? dziwi sie ona, pan mnie odwiezie?Nie dasz rady, Kaziuk, po co to tobie? szkoduje Handzia.Ja nic nie mówie, czekam.Kłado w półkoszki plecak, torbę, waliske, figurka do rączki przywiązana, papierem owinięta.Handzia wciska jej koszyk przykryty obrusikiem, cały czas ślozy obcierawszy.A ta nic, uśmiecha sie jeszcze, zimna jak z kamienia.Pocałowała dzieci w czoło, Ziutkowi ręke podała, a kiedy do Handzi przystąpiła, ta rozryczała sie w głos, po dzieciaku chiba mniej płakała.Nawet tato czapko oczy wycierajo:A niech panienka przyjedzie do nas latem, zapraszajo.Kto wie, może wpadnę, tak pod koniec lipca.Na Annę, mówio tato, będzie odpust w Turośni.Przyjedzie? Niech przyjedzie!Przyjedzie! śmieje sie ona i macha palcami.To ja lejcami szarpie, ruszamy.Uczycielka jeszcze im ręko pomachuje: rozryczeli sie cało hurmo, wychodze za nami na droge.Objeżdżamy klon.Ona siedzi przy mnie jak żonka.A wzdłuż płotów widze głowy: baby stojo, męszczyzny, rozniosło sie, że ona odjeżdża.Czekajo.Dowidzenia panience! krzyczo za nami.A kiedy przyjedzie?A niech tam o nas nie zapomni!Co złego to nie my!Jaka ładna para!A niechaj sie pani szczęści!Boże prowadź!Niechby na żniwa ostała! Ona coś im odkrzykuje, to to, to tamto, ręko pomachuje, śmieje sie.Dojeżdżamy do Dunajów, tu zeskakuje z fory, gibka to ona jest, a w tej sukience to sie, choroba, przegibuje jeszcze bardziej.Całuje sie z cało rodzino, a z pietnaścioro ich stało: Dunaj, Dunaicha, chłopcy, dzieci, babka, Jozik z młodo żonko.Nie chcemy nikogo innego, pani musi wrócić! dopominajo sie Dunaj.Pani jak nasza druga córka, popłakuje Dunaicha.A babka skrzeczo zza płota: Ładna para, ładna para.Dowidzenia, dowidzenia! mówi ona, wskakuje zgrabnie boczkiem na siedzenie: Dziękuję za wszystko.Dowidzenia, nigdy was nie zapomnę!A niech przyjedzie kiedy w odwiedki! zapraszaj o.Ruszam, ona odkręcona jeszcze macha ręko, odkrzykuje: Może na Annę, na odpust.Dowidzenia!Jeszcze sie ogląda, za wiosko.Ja siedze wyprostowany, naprzód patrze.Jedziem.Na wygonie Filip lata wkoło topolki.Nasze turkotanie posłyszał: Pszczoły, krzyczy, pszczoły, cały rój siedzi! O Jezu, uciekno!Wołaj Maciejka na pomoc! radzę.Uczycielka śmieje sie, macha jemu ręko, ale na pusto, on lata jak opętany, kożuszkiem sie opędza.Wtem myczenie słysze z tyłu! Oglądamy sie: cielak, ciele za furo leci, stąpa sobie jak źrebiaczek! Do kobyły meczy, ona sie ogląda, rży do niego!Nie dziwne to, mówie.Nie straszne?Nic strasznego, na to ona, w jednym chlewie stój o, zżyli sie.Ciele z kobyło?Czemu nie, czytało sie i o dziwniejszych rzeczach.I cichnie, duma.Jedziem, ciele stąpa przy kobyle bok w bok, jak przyprzężone! Objeżdżamy kłodę, bo podrzuci, a boje sie bólu w kości.Jarzębina Jurczakowa.Wierzba co Wrona zamarz.Sokory.Kurhan, mogiłki, stara chwoja, jełowiec z rosochami: żółty, usycha, korzeni ja popodcinał.Z kurhana zjeżdżamy, judaszowa osina, Marysia, dęb.I las już.Nic nie mówimy, nic nie gadamy.Nasza brzezina.Mazurowa.Woź na korzeniach podrzuca, choroba, boli, w kulszy boli.Las kończy sie, już i bagno.Ale co to za bagno! Dzie błoto, wody, dzikie kaczki, czapli? Czemu ciasto nie ciamka na szprychach, nie chlupie o spodówke? Siwka sucho nogo idzie, stąpa sobie równiusieńko jak panienka, jakby szła po gumnie, nie po bagnie, ciele przy niej drypcze, rabe, zgrabniutkie, łasi sie.A wkoło trawy i trawy, łąka, zieloniutko, tylko pierwsze trawy rosno tak zielono
[ Pobierz całość w formacie PDF ]