[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Koris roześmiał się.- Jest jedna droga, tak stara jak czas.Nasi przodkowie nie przewidzieli, że władcy Kolderu zajmą Gorm.Zresztą kto przy zdrowych zmysłach mógłby to przewidzieć? Aby droga stała się bezpieczna, powinniśmy uderzyć tutaj - przy tych słowach położył palec w miejscu, gdzie oznaczył kropką miasto Sippar i przycisnął go do stołu, jakby zgniatał owada.- Leczy się chorobę sięgając do jej źródła, a nie likwidując gorączkę czy inne objawy, które są po prostu oznaką istnienia choroby.A w tym przypadku - spoj­rzał z pewnym smutkiem na Tregartha - brakuje nam odpowiedniej wiedzy.- A szpieg.Oficer Gwardii znów się roześmiał.- Dwudziestu ludzi z Estcarpu udało się na wyspę Gorm.Zgodzili się zmienić swą postać, choć nie wiedzieli, czy jeszcze kiedykolwiek zobaczą w lustrze swoją własną twarz, ale przystali na to z ochotą.Wyposażeni zostali w całość wiedzy i tajemnych umiejętności, jakie są nam znane.Ale niczego nie osiągnęli w Sipparze - niczego! Bo Kolderczycy nie przypominają żadnych innych ludzi i nie wiemy absolutnie nic o ich systemach detekcji poza tym, że wydają się niezawodne.W końcu Najwyższa Straż­niczka zabroniła dalszych wypraw, bo odpływ mocy był zbyt wielki, a wszystko zawsze kończyło się niepowodzeniem.Ja sam chciałem się tam wyprawić, ale nie mogłem przełamać granicznego zaklęcia.Lądując na Gormie naraziłbym się na śmierć, a lepiej mogę służyć Estcarpowi za życia.Nie uda nam się wyciąć tego wrzodu, dopóki nie padnie Sippar, a na to nie mamy na razie żadnych nadziei.- Ale jeśli Sulkar jest zagrożony!Koris sięgnął ręką po hełm.- W takim przypadku, przyjacielu Simonie, jedziemy.Bo kiedy Kolderczycy walczą na swoim terenie czy na swoich statkach, zwycięstwo zawsze należy do nich.Ale kiedy zapuszczają się na nieznane teryto­rium, na które nigdy jeszcze nie kładł się ich cień, istnieje pewna szansa wykrwawienia ich, wbicia mieczy trochę głębiej.A przy Sulkarczykach krukom wojny nie brakuje żeru.Staram się niszczyć Kolderczyków, kiedy tylko mogę.- Jadę z wami.- Było to raczej oświadczenie niż pytanie.Dotąd Simon czekał i uczył się.Zmusił się do nauki uzbroiwszy się w cierpliwość, której z takim trudem wyuczył się w ostatnich siedmiu latach.Dobrze wiedział, że nie może liczyć na niezależność, póki nie opanuje umiejętności, które tutaj decydowały o życiu lub śmierci.I raz czy dwa razy podczas nocnej warty zastanowił się, czy nie posłużono się tak wychwalaną Mocą Estcarpu, aby sprawić, żeby bez oporu zaakceptował status quo.Jeśli tak się stało, ów czar tracił teraz moc.Tregarth zdecydowany był zobaczyć nieco więcej z nowego świata, a nie tylko miasto Es, i wiedział już, że albo pojedzie teraz ze Strażnikami, albo wyruszy samotnie.Kapitan bacznie go obserwował.- Nie jedziemy po łatwy łup.Simon nie poruszył się, znając niechęć Korisa do tego, by ktoś górował nad nim wzrostem; przez tę niewielką uprzej­mość spodziewał się udobruchać dowódcę.- Kiedyż to zrobiłem na tobie wrażenie człowieka, który szuka tylko łatwych zwycięstw? - w pytaniu tym było trochę zgryźliwości.- A więc staraj się polegać jedynie na strzałkach.Mieczem władasz niewiele lepiej od spokojnych kupców z Karstenu!Simon nie zareagował na to szyderstwo, wiedząc aż nazbyt dobrze, że odpowiada ono prawdzie.Posługując się pistoletem strzałkowym mógł dorównać najlepszym w twierdzy, nawet ich przewyższyć.Zapasy i walka wręcz, do któ­rej wprowadzał elementy dżudo, przyniosły mu sławę, sięgającą już do pogranicznych stanic.Ale posługiwał się mieczem jak niezdarni rekruci, których brody porastał dopiero chłopięcy puszek.A maczuga, którą Koris manewrował ze zręcznością kota, w rękach Simona wydawała się przytłaczającym ciężarem.- Pistolet strzałkowy - przyznał.- Ale mimo wszystko idę.- Niech tak będzie.Ale najpierw musimy się przekonać, czy w ogóle jedziemy.Decyzję podjęto na zebraniu, na które wezwano oficera Korisa i czarownice będące na służbie w twierdzy.Chociaż Simon oficjalnie nie należał do tego grona, postanowił iść za kapitanem i skoro nie odmówiono mu wejścia na salę, usadowił się na parapecie jednego z okien i uważnie obser­wował zebranych.Przewodniczyła spotkaniu Najwyższa Strażniczka, wład­czyni miasta i dookolnych ziem Estcarpu, bezimienna kobie­ta, która przesłuchiwała Simona po jego przybyciu.A za jej krzesłem stała kobieta, która uciekała przed psami z Alizonu.Było jeszcze pięć innych, których wieku nie dałoby się określić, wydawały się też bezpłciowe, ale wszystkie miały czujne i uważne spojrzenia.Simon uznał, że w każdej walce wolałby raczej mieć te kobiety po swojej stronie.Nigdy nie spotkał nikogo podobnego, nigdy też nie zetknął się z podob­ną siłą osobowości.A jednak stał teraz przed nimi mężczyzna, który wydawał się przytłaczać całe zgromadzenie.Zresztą górowałby pewnie w każdym innym zespole ludzi.Mieszkańcy Estcarpu byli szczupli i wysocy, ale przy tym człowieku sprawiali wrażenie niedorostków.Zbroja, która zdobiła jego pierś, wystarczyłaby na tarcze dla co najmniej dwóch Gwardzistów, jego tors i ramiona przypominały Korisa, ale reszta ciała pozostawała w odpowiedniej do nich proporcji.Mężczyzna był ogolony, lecz nad górną szeroką wargą stroszyły się wąsy zasłaniające część policzków.Kolejną krechę gęstych włosów na twarzy stanowiły krzaczaste brwi.Hełm przybysza wieńczyła zręcznie wykonana głowa nie­dźwiedzia, którego pysk wykrzywiał ostrzegawczy grymas.Olbrzymia niedźwiedzia skóra podbita żółtą materią służyła za płaszcz, spięty pod szyją niedźwiedzimi łapami o złoconych pazurach.- My w Sulkarze dochowujemy wierności pokojowi kup­ców - najwyraźniej starał się dostosować brzmienie swego głosu do niewielkich rozmiarów pomieszczenia, ale i tak głos ten dudnił w pokoju.- Gdy zachodzi potrzeba, utrzymujemy ten pokój ostrzem naszych kling.Ale jaki pożytek ze stali przeciwko czarownikom nocy? Nie spieram się z dawną wiedzą - zwrócił się bezpośrednio do Najwyższej Strażniczki, jakby rozmawiał z klientem po drugiej stronie sklepowej la­dy.- Każdy ma prawo do własnych bogów i sił, a Estcarp nigdy nie narzucał innym swoich wierzeń.Kolder jednak postępuje inaczej.Niszczy swych nieprzyjaciół! Mówię ci, pani, nasz świat zginie, jeśli nie postaramy się zatrzymać przypływu.- A czy widziałeś kiedyś, wielki kupcze, mężczyznę zro­dzonego z kobiety, który potrafiłby kontrolować przypły­wy? - zapytała Strażniczka.- Kontrolować, nie, ale jechać na nich, tak! To są właśnie moje czasy.- Gest, jakim uderzył się w pierś, w innym wykonaniu mógłby się wydawać teatralny.- Ale nie ma to zastosowania wobec Kolderczyków, którzy teraz zamierzają mierzyć na Sulkar.Niech głupcy z Alizonu trzymają się z daleka, przyjdzie na nich kolej tak jak na Gorm.Ale Sulkarczycy przygotują się, będą walczyć.A kiedy padnie nasz port, owe morskie przypływy zbliżą się do was, pani.Mówi się, że macie moc panowania nad wiatrem i burzą, że potraficie zmienić wygląd i umysł człowieka [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl