[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dla takich jak oni nasza kraina nigdy by się nie obudziła! Najmniejsi z nas mogliby ich zmusić do ucieczki albo zabić bez wysiłku.Nie, to co się budzi, ma swoje źródło w przeszłości, od bardzo dawna było uśpione.Nie jest także w pełni roz­budzone, inaczej zarówno ty, jak i każde żywe stworzenie pomiędzy górami Arvonu i morzem już dawno byłoby tego w pełni świadome.Istoty te miotają się podczas sennych marzeń, które się niedługo skończą.Może ma to swoje dobre strony.My - należący do jednego rodu - nigdy nie znaliśmy wyznaczonej pory ich przebudzenia.To spowoduje ogromne zmiany".Polizała jeszcze raz łapę i schowała ją pod siebie.“Dla takich jak ty nowe czasy mogą się okazać niebez­pieczne" - stwierdziła (z pewną satysfakcją jak mi się wydawało).“Chyba że trochę się nauczysz.i będziesz miała nie tylko odwagę, ale i wolę przetrwania."Nie miałam zamiaru jej ustąpić.Wiedziałam, że nie mam żadnego talentu, patrzyłam jednak prosto na nią i od­powiedziałam:- Wszyscy uczymy się przez całe życie.Jeżeli istnieje coś, co mam zrobić.jestem na to przygotowana.- (Przy­pomniałam sobie moją prośbę skierowaną do Elys i jak spełzła ona na niczym.Z drugiej jednak strony czegoś się przecież nauczyłam.Zbyt dobrze pamiętałam wysiłek, jaki włożyłam w kierowanie Gryfem.) Jeśli zaś chodzi o odwagę i siłę woli.nigdy nie jesteśmy w stanie określić, ile jej mamy, możemy jedynie mieć nadzieję, że wystarczająco dużo, aby przetrwać wszelkie przeciwności.Wspomniałam moją ciotkę.mówiłam zupełnie jak ona.Kiedyś słowa Damy Math były niczym przykazania.Od­rzuciłam do tyłu włosy i westchnęłam.“W naszym kierunku podąża ktoś należący do twojej krwi" - milczenie przerwały słowa samca.“Być może jest nawet tym, którego poszukiwałaś.Odważył się podążyć białą drogą.Nic nie zdołało go zawrócić, żaden znak runiczny ani zaklęcie, chociaż z ich powodu zawrócili jego towarzysze.Jedzie tylko w jednym celu.tak mu się przynajmniej wydaje.Myślę, że zostanie wykorzystany zupełnie inaczej."Wstałam, gwałtownie odsuwając melony.- Kerovan! Skąd o nim wiesz? - Po chwili zastanowi­łam się jednak.Mógł to być zupełnie obcy człowiek.rozbójnik, poszukiwacz skarbów.Nie mogłam liczyć na to, że to rzeczywiście był Kerovan.Na moje pytanie odpowiedziała cisza.Czekałam przez parę bolesnych chwil, a potem zrozumiałam, że oba zwierzęta nie chciały się ze mną podzielić swymi domysłami.Próba wydostania od nich jeszcze jakichś informacji mogła zepsuć i tak nie najlepszą opinię, jaką o mnie miały.To było dziwne uczucie być traktowanym jak impulsywne dziecko przez kogoś takiego jak one.Najpierw poczułam gniew.Podejrzewałam jednak, że nienawiść, na terenach Odłogów może być jednym z najgroźniejszych uczuć, szczególnie jeżeli nie jest kontrolowana i wykorzystana według życzenia.Może być bronią - nie powinnam jej stosować.Muszę się nauczyć kontrolować uczucia.Jeżeli obiecanym podróżnym był rzeczywiście Kerovan, najważniejsze było przygotowanie się na jego przybycie.odparcie jego gniewu.O ile oczywiście czuł coś pod pancerzem, jaki zbudował wokół swojej duszy.Muszę wszystko przemyśleć, zaplanować różne warianty w zależ­ności od jego nastawienia podczas pierwszego spotkania.Rozwiązanie naszych problemów - to było dla mnie o wiele ważniejsze niż budzące się dawno uśpione siły.Usiadłam na wiązce trawy i spróbowałam ułagodzić uczucia, uspokoić mocno bijące serce, wyglądać jak najbar­dziej spokojnie.Sięgnęłam po najbliższy melon i zaczęłam go przekrawać ostrym brzegiem sprzączki, pomyślałam bowiem, że dobrze byłoby zacząć coś jeść (nie dlatego, żebym była teraz naprawdę głodna, ale sama czynność spożywania pokarmu mogła być początkiem kontrolowania myśli i uczuć).Potem miałam zamiar przeszukać resztę ruin.W ich pustym wnętrzu mogłam znaleźć broń.Melon był dojrzały i różowy soczysty miąższ smakował mi ogromnie.Pestki wypluwałam na dłoń.Potem kładłam je z boku obok siebie.Błyszczący czarny kolor przypomniał chwile, gdy jako małe dziecko robiłam z nich naszyjnik.Nasiona były darem naszej kucharki Harty.Harta - nie było jej z nami po ucieczce z Ithdale.Musiała zginąć! Czy ktoś gdzieś zdecydował, kto wygra, kogo już nigdy się nie zobaczy.czy też był to ślepy traf losu?Umyłam ręce w strumieniu i wytarłam o nagrzaną w słońcu trawę.Udawałam, że nie poświęcam kotom najmniejszej uwagi.Z większą pewnością siebie weszłam do hallu, gdzie stały ławki w kształcie kotów.Tym razem nie poszłam w innym kierunku.W najgłębszym mroku kryło się ogromne palenisko ze śladami dymu i sadzy.Świadczyło, że budowniczowie przynajmniej na tyle przypominali ludzi, aby potrzebować ciepła w chłodne dni, a także, że Odłogi nie miały najcieplejszego klimatu.Nad paleniskiem, gdzie powinien widnieć herb pana domu, głęboko wyrzeźbiono symbol, który już wcześniej widziałam.Była to uskrzydlona kula.Rysunek był jednak zatarty przez czas i prawie niewidoczny w panującym mroku.Po obu stronach wyryto postacie kotów.W kominku od bardzo dawna nie palono, leżały tutaj pokruszone na drobny proszek zeschłe liście.Zatrzymałam się przez chwilę, a potem rozejrzałam po komnacie próbując sobie wyobrazić, jak kiedyś musiała wyglądać.kto tutaj ucztował, kto zimą przysuwał siedziska bliżej płonącego ognia? Jakie historie snuli tutaj Kowale Pieśni? Czy te istoty miały Kowali Pieśni opowiadających o czynach dawnych herosów?Wyciągnęłam rękę i spróbowałam dotknąć symbolu.Nie mogłam go dosięgnąć nawet stanąwszy na palcach.W pierw­szej chwili wydawał się prawie zatarty.Teraz.zamrugałam i potarłam oczy wierzchem dłoni.Koty - im łatwiej było się przyglądać.w szeroko rozstawionych ogromnych oczach czaił się płomień.Czy było to złudzenie, czy też jedna z wyrzeźbionych głów była większa i bardziej masywna? Popatrzyłam uważ­niej.Tak było naprawdę.To nie były duplikaty, ale indywidualne głowy.Widziałam je już wcześniej, żywe ciała leżące na wygrzanych kamieniach dziedzińca.Dawno temu rzeźbiarzowi udało się uchwycić podobieństwo.Czy były to te same zwierzęta? Nawet biorąc pod uwagę wszystkie umiejętności istot zamieszkujących Odłogi, nie mogłam się pogodzić z taką myślą.Czas życia był długi dla Starych Istot (czy Stare Istoty były zwierzętami?), ale chyba nie mogły przetrwać tylu wieków.To musiały być podobizny ich przodków.Weszłam do wnętrza paleniska i przegarnęłam leżące w nim śmiecie, miałam nadzieję, że znajdę tutaj ułamek metalu, fragmenty rusztu na polana czy coś w tym rodzaju.Nic jednak nie było.Z prawej strony zobaczyłam drzwi prowadzące do pozostałej części budynku.Ciągnący się za nimi korytarz przypominał galerię, zobaczyłam tutaj pierwszy przedmiot użytkowy.Z okrzykiem radości podbiegłam do przodu i uchwyciłam czarną rękojeść miecza.Jednak to, co wyciągnęłam z roz­rzuconych śmieci, było jedynie ułamanym trzonkiem.Prze­ciągnęłam po nim palcem, metal łuszczył się i osypywał cienkimi warstwami.Wzdłuż ścian leżała inna broń, wy­glądało, jak gdyby spadła z kamiennych haków.Nie pozostało nic, co można by wykorzystać.Zawiedziona kopnęłam odłamki wznosząc tumany rdzawego kurzu.Dalej znajdowała się kwadratowa komnata i schody prowadzące na drugą z wież - tę, na której szczycie rosło drzewo.Stopnie wydawały się mocne, przysunęłam się do ściany i rozpoczęłam wędrówkę.Na drugim piętrze były kolejne drzwi i nowe schody [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl