[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podniósł wzrok i z ponurą miną przyjrzał się wielkim klifom.— Przygotuj się teraz, pani.Do ataku pozostało niewiele czasu.Przywódcy Morskiej Twierdzy znów stali na pokładzie „Mewy” bezgłośnie mknącej w stronę zatoczki.Serce Tarlacha biło jak młotem, co zawsze kojarzył z nadchodzącą bitwą, i pomodlił się w duchu, gdyż wiedział, że niebawem może trafić do Pałacu Mężnych.Jeszcze tylko kilka minut.Tylko kilka…Nagle zobaczył zbyt dobrze znaną skalną ostrogę osłaniającą bazę rozbójników, wprawdzie tylko sam cypel, ale i tak rozpoznał ją od razu.Jej wygląd na długo wrył mu się w pamięć.Pozostali żołnierze wyszli spod pokładu, Sokolnicy i załoga „Mewy”.Pracując w śmiertelnej ciszy odwiązali szalupę, która tkwiła dotąd na pokładzie „Mewy” jak wielki albatros, i kiedy wypełniła się wojownikami, spuścili ją na morze.Miała płynąć za statkiem i wysadzić żołnierzy na brzeg, by zajęli pozycje na plaży i na klifie, gdy jej macierzysty korab toczyć będzie bój z piratami.Był późny wieczór i ciemniejące niebo nadało oceanowi brudnoszarą barwę.Tarlach pocieszał się myślą, że tylko oczy tak bystre jak oczy jego sokoła zdołałyby dostrzec dwie maleńkie łupinki na takim tle.Groziłoby im wielkie niebezpieczeństwo, gdyby zauważono ich sylwetki na niebie, ale umiejętny kamuflaż zmniejszał ryzyko.Było jeszcze jasno i widzieli wnętrze zatoki.Nic nie blokowało wejścia.„Gwiazda Dionu” zniknęła, jakby nigdy jej tam nie było.Żadna widoczna gołym okiem zapora nie leżała między nimi a piracką bazą, poprawił się w myśli.Kolebka pozostała, czyhając pod powierzchnią wody na następną ofiarę.Wzdrygnął się mimo woli.Przy tak wysokim przypływie jak teraz właściwie nic nie zdradzało ukrytego niebezpieczeństwa, bezradne było nawet oko doświadczonego żeglarza.Nie rozmyślał długo o zaporze umieszczonej tam przez samą naturę.Niech się tym martwią marynarze.On miał co innego do roboty.Piracki statek nie tylko wpłynął do zatoki, ale i zarzucił kotwicę, jego załoga najwidoczniej zamierzała spędzić w niej noc.Tkwił na samym jej środku, pod zwiniętymi żaglami.Kilku mężczyzn krzątało się po pokładzie z niedbałymi minami ludzi, którzy nie oczekują niespodzianek ani ze strony pogody, ani swoich pobratymców.Pozostali zapewne byli pod pokładem.Na plaży, niemal całkowicie zalanej przez fale, Tarlach nie dostrzegł nikogo.Nie przypuszczał też, by piraci zbudowali dla siebie schronienie na smaganym wiatrami szczycie klifu.Nie zauważył wartowników i nie spodziewał się ich znaleźć.Wiedli bowiem tutaj zbyt spokojne i bezpieczne życie, żeby narażać się na takie niedogodności jak wystawianie wart.Zacisnął dłoń na rękojeści miecza.Byli teraz bardzo blisko pirackiego korabia.Ile jeszcze zdołają przebyć, nim zostaną dostrzeżeni?Koniec! Jeden z marynarzy na pokładzie pirackiego statku nagle spojrzał w ich stronę.Patrzył tak, jakby nie wierzył własnym oczom, po czym krzykiem zaalarmował swoich towarzyszy.W tym czasie „Mewa” znajdowała się w wąskim kanale, prawie równolegle do Kolebki.Tarlachowi zaschło w ustach.Czy zdąży przepłynąć? Piratom udało się to, ale statek Morskiej Twierdzy był nieco szerszy i miał głębsze zanurzenie.„Mewa” minęła niebezpieczne miejsce i wpłynęła na wody zatoki.Nie zwlekając rzuciła się na zdobycz.Obrońcy rozpaczliwie próbowali przygotować swój korab do walki, lecz atak nastąpił zbyt szybko.Napastnicy starli się z nimi, ledwie tamci zdołali podnieść kotwicę.Kapitan Sokołników doskonale pamiętał, jak dobrych zbóje mieli łuczników.Jego właśni żołnierze zastrzelili ich na samym początku starcia, po czym połączyli statki i przeskoczyli na pokład pirackiej jednostki.Walka była zacięta i sroga, gdyż rozbójnicy dobrze wiedzieli, jaki los ich czeka, gdy dostaną się do niewoli.Tarlach miał rację przypuszczając, że Ogin potrafi zagrzać podobnych sobie ludzi do walki w swojej sprawie.Skupiwszy się wokół niego, walczyli tak jak nigdy.Sokolnicy zaś bili się tak jak zawsze, uporczywie, skutecznie, ofiarnie, atakowali jednakże bardziej zażarcie niż zwykle.Zbrodnie popełnione przez przeciwników wydawały im się szczególnie ohydne, jako że bardzo często sami służyli na sulkarskich statkach.Poza tym każdy z nich chciał pomścić załogę „Kormorana” i cierpienia swojego dowódcy.Elfthornem zaś powodowała przede wszystkim nienawiść i pragnienie zemsty, nigdy jednak nie pozwolił sobie na nieostrożność, chociaż z całego serca pragnął śmierci renegatów, którzy zdradziecko i wymordowali załogę „Gwiazdy Dionu”.W jednakowym stopni używał w walce siły i umiejętności.Tarlach zobaczył, jak przebił mieczem ciało pirata, podniósł je na brzeszczocie, a potem wyrzucił za burtę jak gnijący kawałek mięsa.Był to jeden z nielicznych powiązanych ze sobą choć wyrywkowych obrazów, które kapitan zapamiętał z tej bitwy.Jako pierwszy wskoczył na pokład zbójeckiego korabia, w sam środek grupy marynarzy gotowych do odparcia ataku.Zdołał na chwilę odciągnąć ich uwagę od swoich towarzyszy, dzięki czemu mogli dotrzeć niemal bez strat do przeciwnika, ale sam został okrążony.Znalazł się w trudnej sytuacji.Otaczali go zaprawieni w bojach wojownicy, a jego towarzysze nie mogli się szybko do niego przebić przez krąg rozbójników.Ci ostatni zdawali sobie sprawę, że ich jedyną nadzieją ocalenia jest wzajemne wsparcie, dlatego też stawiali zaciekły opór napastnikom usiłującym rozdzielić ich na mniejsze grupy, łatwiejsze do rozbicia.Ich determinacja nie dawała Tar—łachowi nadziei na uwolnienie ani odpoczynku w walce o życie.Mijały minuty, pomoc nie nadchodziła.Jego położenie stawało się rozpaczliwe.Żaden żołnierz nie może jednocześnie bronić się ze wszystkich stron.Kapitan wiedział, że czeka go śmierć.Odbił pchniecie z prawa.Miecz pirata odskoczył od jego kolczugi, ale przebił mu ramię.Chwilę później Tarlach otrzymał cios w plecy.Wprawdzie brzeszczot się ześlizgnął, lecz Tarlach stracił równowagę i przez chwilę nie mógł się bronić przed następnym przeciwnikiem, który zaatakował go z przodu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]