[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Własność prywat-na, ale zaczęło się od Francuza, komplikacji międzynarodowych zawsze wartouniknąć.Jeśli chcecie go sprzedać. Nie chcemy. wyrwało nam się obu razem, bardzo cichutko. Tak podejrzewałem.Ale możecie udawać, że tak.Sądzę, że parę ofert przyj-dzie.Poza tym, możecie go pokazywać, objedzie świat jak, na przykład, złotoperuwiańskie i będzie sam na siebie zarabiał, wszyscy polecą go oglądać. I w końcu ktoś go rąbnie mruknęła Krystyna. Nikt go nie rąbnie.Nieopłacalna kradzież.O jego ochronę zadbają towa-rzystwa ubezpieczeniowe, podwędzenie wypadłoby kosztownie, a sprzedaż nie-możliwa.Musieliby go pociąć na drobne kawałki, wówczas jego wartość spadabeznadziejnie, wyszliby na zero.Ewentualny złodziej może jeszcze wywinąć dwanumery: jeden, rąbnąć na zamówienie, a drugi, zażądać od was forsy za zwrot.Ogólnie będzie wiadomo, że nic nie macie.Jakieś straszne milczenie zapadło nagle w pokoju.Jedyną osobą, która cośmiała, był on sam, Paweł.Oczyma duszy ujrzałam dalszy ciąg.Wszelkie haracze i łapówki ściągalibyz niego.W uszach zabrzmiał mi jego głos: W tej sytuacji nie mogę się z tobąożenić i nie możemy razem zamieszkać.Nikt nie może z tobą zamieszkać, sta-jesz się niebezpieczna dla otoczenia.Na marginesie wyobrazni dostrzegłamAndrzeja, jak się podnosi z martwą twarzą, dżentelmeńsko obiecuje dochowaćtajemnicy, ale ma pracę, którą będzie chronił przed kretyńskimi komplikacjami,Krystyny nie dotknie rozżarzonym pogrzebaczem, kłania się i wychodzi.Pawełza nim, poda mi przez telefon nazwisko jakiegoś eksperta.Gdzieś pod sufitemszatańsko zachichotała Izunia.No i proszę, osiągnęłam cel.Czy w ogóle w dziejach świata jakiś diament wyszedł komuś na zdrowie.?Andrzej podniósł się z fotela i poczułam w sobie nagłe, lodowate zimno. W życiu by mi nie przyszło do głowy, że zakocham się w bombie zega-rowej oznajmił rozweselonym głosem. Czy pozwolicie, że otworzę tegoszampana? Cokolwiek uczynicie, moje panie, z góry aprobuję wszystko.Zanim zdumiewająca treść jego słów dotarła do mnie, odezwał się Paweł. W tej sytuacji musisz zamieszkać ze mną natychmiast.Mam odpowied-ni sejf i nie przyjmuję do wiadomości protestów.Jutro poruszę dyplomatyczniegiełdę diamentową, niech się zainteresują, im prędzej, tym lepiej.Dam wam pa-ryskiego adwokata, który umie takie rzeczy prowadzić. Jak to? spytała ze zdumieniem Krystyna i zrozumiałam, że oczyma du-szy zdążyła sobie obejrzeć dokładnie to samo co ja. Czy to znaczy, że obajchcecie się z nami ożenić?!153 Każdy z jedną zastrzegł się szybko Andrzej, ruszając delikatnie korek.Z butelki, która cały czas tkwiła w wiaderku z lodem, kapało mu na podłogę.Przynajmniej jeśli o mnie chodzi. Ale my przecież stanowimy jakieś zagrożenie.! Odrobina ryzyka dodaje życiu smaku. Ja też z jedną powiedział równocześnie Paweł i pokazał mnie palcem.Z tą, o ile dobrze rozróżniam.Człowieku, nie do popielniczki, to niezły szampan!Wróciliśmy w końcu do tematu.Poczułam w sobie błogość niebiańską, czułei tkliwie popatrzyłam na iskrzącą się wśród kieliszków bułę.W gruncie rzeczydopiero ten cholerny skarb pozwolił mi uwierzyć, że oni nas rzeczywiście kocha-ją.W pierwszej kolejności wyskoczyła nam kwestia Heastona.Krystyna zaczęłasię upierać, że w napadzie brał udział, jako osoba trzecia, kryjąca się przed jejwzrokiem.Antosia Bartczaka też on wynajął, bo któż by inny.Należy go złapać,ujawnić i uszczęśliwić sepecikiem.Nazwisko poda nam notariusz, z którym pró-bował ubijać interesy.Udało nam się jakoś ustalić plan działania.Potem Krystyna z Andrzejem wy-szli.Roziskrzona buła została na stole i straciłam wszelki szacunek dla złodziei,którzy nie skorzystali z okazji.W trzy dni pózniej paryski mecenas przedstawił nam swoje dezyderaty.* * *Zdążyłam wrócić na własny ślub, po czym rozpoczęłam dość dziwny mie-siąc miodowy.Polegał na gromadzeniu, kserowaniu i komentowaniu dokumen-tów rodzinnych oraz poszukiwaniu Heastona, który wreszcie zyskał nazwisko.Wenworth.Okazało się, że jeszcze za życia prababci Karoliny został sprawdzo-ny, jego babcia była pochodzenia francuskiego i jej panieńskie nazwisko brzmiałoTrepon.Córka pana Michela Trepona, jubilera, emigranta z Europy.Sakwojażyka ten kretyn szukał, kiedy należało przejrzeć pudła na kapelusze.Teraz, kiedy przedmiot spoczywał w zwyczajnej szafie, nawet palcem nie kiwnął.Nienormalny albo po prostu nie było mu przeznaczone.Uroczystość przekazania mu pamiątki po przodkach zbiegła się prawie ze ślu-bem Krystyny.Zdążyłyśmy jeszcze tylko wtrynić mu diamentową dokumentacjęi poprosić grzecznie, żeby się odczepił.Nie był taki głupi, jak by się wydawało,bo zrozumiał, że jego szansę uległy zagładzie.Przy okazji udało nam się spełnić obietnicę.Jadąc do Noirmont po sepecik,zabrałyśmy ze sobą diament, co było lekkomyślnością tak przerazliwą, że nikt154by nas o nią nie posądził, ale kamerdyner Gaston musiał go zobaczyć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]