[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.On musi wrócić na Diunę.- Jestem wzywany do powrotu na Arrakis - powiedział Kazno­dzieja.- A kto cię wzywa? - spytał Farad'n.- Moc większa niż twoja, książę.Farad'n rzucił Tyekanikowi pytające spojrzenie.- Czyżby szpieg Atrydów?- Mało prawdopodobne, książę.Alia wyznaczyła nagrodę za jego głowę.- Jeżeli więc nie Atrydzi, to kto cię wzywa? - zapytał Farad'n, wracając uwagą do Kaznodziei.- Siła większa niż Atrydzi.Farad'n nie wytrzymał i roześmiał się.Mistyczne brednie.Jak Tyek dał się ogłupić przez takie nonsensy? Kaznodzieja był przywo­ływany - najprawdopodobniej we śnie.A co były warte sny?- To była strata czasu, Tyek - powiedział Farad'n.- Dlaczego wystawiłeś mnie na tę.na tę farsę?- Opłacało się, książę - powiedział Tyekanik.- Tłumacz snów przyrzekł mi sprawić, że Duncan Idaho stanie się agentem rodu Corrinów.W zamian pragnął zinterpretować twoje sny.- I dodał w myśli: "Przynajmniej tak powiedział Wensicji!" Baszara ogarnęły nowe wątpliwości.- Dlaczego moje sny są dla ciebie takie ważne, starcze? - zapy­tał Farad'n.- Twój sen mówi, że wielkie wydarzenia zmierzają ku logiczne­mu rozwiązaniu - powiedział Kaznodzieja.- Muszę przyspieszyć swój powrót.Farad'n rzekł szyderczo:- Do końca pozostaniesz tajemniczy i nie dasz mi żadnej rady?- Rady, książę, są niebezpiecznym towarem.Ale zaryzykuję kil­ka słów, które możesz przyjąć jako radę, bądź w jakikolwiek inny sposób, jaki ci się spodoba.- Będę nieskończenie wdzięczny - powiedział Farad'n.Maska Kaznodziei znieruchomiała naprzeciw twarzy Farad'na.- Rządy mogą powstawać i upadać z przyczyn, które wydają się bez znaczenia, książę.Wystarczy drobne wydarzenie.Kłótnia między dwoma kobietami.Kierunek, z którego pewnego dnia wiał wiatr.Katar, kaszel, długość stroju, bądź przypadkowe uderzenie pyłku piasku w oko dworzanina.Nie zawsze wola imperialnych ministrów wyznacza kurs historii i niekoniecznie pontyfikacja ka­płanów porusza rękoma Boga.Farad'n poczuł, że dogłębnie poruszyły go te słowa, i nie potra­fił wytłumaczyć sobie swej reakcji.Tyekanik jednakże skoncentrował się na jednym zdaniu.Dla­czego Kaznodzieja mówił o stroju? Myśli Tyekanika skupiły się na imperialnych szatach, przesłanych atrydzkim bliźniętom, i tygry­sach wyćwiczonych do zabijania.Czy starzec wyrażał subtelne ostrzeżenie? Jak wiele wiedział?- I to ma być rada? - zapytał Farad'n.- Jeżeli masz zwyciężać - mówił Kaznodzieja - musisz przysto­sować strategię do celu, jaki chcesz osiągnąć.Gdzie używa się stra­tegii? W szczególnym miejscu i wobec szczególnych ludzi.Lecz nawet przy największej trosce o szczegóły pewne drobiazgi, któ­rym nie przypisuje się znaczenia, wymykają się uwadze.Czy twoja strategia, książę, może ograniczać się do ambicji żony prowincjo­nalnego gubernatora?Tyekanik przerwał chłodnym głosem:- Dlaczego prawisz o strategii, Kaznodziejo? Jakie ambicje chcesz wmówić mojemu księciu?- Nakłania się go, by pożądał tronu - odparł Kaznodzieja.- Życzę mu powodzenia, lecz wiem, że będzie potrzebował czegoś więcej niż tylko powodzenia.- To niebezpieczne słowa - powiedział Farad'n.- Jak to możli­we, że ośmielasz się je wypowiadać?- Naturą ambicji jest to, iż nie obchodzi jej rzeczywistość - po­wiedział Kaznodzieja.- Ośmielam się mówić, ponieważ stoisz na rozdrożu.Możesz być kimś podziwianym, czczonym.Teraz jesteś otoczony ludźmi, którzy nie szukają moralnych racji, przez dorad­ców, których obchodzi tylko strategia.Jesteś młody, silny i wytrwa­ły, ale brak ci szkolenia, dzięki któremu mógłbyś rozwinąć swój charakter.To smutne, ponieważ masz w sobie słabość, której wy­miary właśnie ci opisałem.- Co masz na myśli? - zapytał z naciskiem Tyekanik.- Uważaj, co mówisz - rzucił ostrzegawczo Farad'n.- Co to za słabość?- Nie pomyślałeś nigdy, jaki typ społeczeństwa chciałbyś repre­zentować - rzekł Kaznodzieja.- Nie bierzesz pod uwagę potrzeb poddanych.Nawet postać Imperium, którego pragnąłbyś, nie jest do końca określona.- Zwrócił zamaskowaną twarz ku Tyekanikowi.- Twoje oko spoczywa na władzy, nie na jej subtelnym wyko­rzystywaniu i niebezpieczeństwach, jakie niesie.Twoja przyszłość jest wypełniona niewiadomymi: kłócącymi się kobietami, kaszlem i wietrznymi dniami.Jak możesz stworzyć epokę, skoro nie wi­dzisz każdego jej szczegółu? Uparty umysł nie będzie ci dobrze służył.Farad'n przez długą chwilę badał wzrokiem starca, zastanawia­jąc się nad głębią znaczeń wypowiadanych myśli, nad uporczywym powracaniem do zdyskredytowanych idei.Moralność! Cele społe­czne! Mity do odstawienia na bok razem z wiarą w dążący ku do­skonalszym formom ruch ewolucji.- Usłyszeliśmy już dość - powiedział Tyekanik.- Co z ceną, którą uzgodniliśmy, Kaznodziejo?- Duncan Idaho jest wasz - rzekł Kaznodzieja.- Bądźcie ostrożni.To bezcenny klejnot.- Och, mamy dla niego odpowiednią misję - powiedział Tyeka­nik.Rzucił okiem na Farad'na.- Za twoim pozwoleniem, książę?- Niech się pakuje, zanim zmienię zdanie - odrzekł Farad'n.Następnie, patrząc na Tyekanika, dodał: - Nie podoba mi się spo­sób, w jaki mnie wykorzystujecie, Tyek!- Wybacz mu, książę - powiedział Kaznodzieja.- Twój wierny baszar spełnia wolę Bożą, nawet o tym nie wiedząc.- Ukłoniwszy się, Kaznodzieja odszedł, a Tyekanik pospieszył za nim.Farad'n patrzył na oddalające się plecy, myśląc: "Muszę przy­jrzeć się religii, której Tyek stał się orędownikiem.- Uśmiechnął się ze smutkiem.- Cóż za tłumacz snów! Bzdury! Mój sen nie był niczym ważnym".I ujrzał wizję zbroi.Zbroja nie była jego własną skórą: była twardsza niż plastal.Nic nie mogło przez nią przeniknąć - ni nóż, ni trucizna, ni piach pustyni, ni jej wysuszający żar.W pra­wej dłoni miał moc rozpętania kurzawy Coriolisa, wstrząśnięcia ziemią i strącenia jej w nicość.Oczy skupił na Złotej Drodze, a w lewej dłoni dzierżył berło absolutnego władztwa.Za Złotą Drogą Jego oczy spoglądały w wieczność, o której wiedział, że jest pokar­mem duszy l wiecznotrwałego ciała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl