[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wręczczuł woń jej stra chu i ten strach dzia łał na nie go jak afro dy zjak.Livia cicho weszła między nogi Chloe, rozwarła jej uda i przyklękła.Carlos w milczeniu, nieodrywając wzroku od skrępowanej Chloe, wziął z toaletki cienki bat i stanął nad drżącym,bezrad nym cia łem.Chloe nie mogła uwierzyć w to, co się z nią działo.To był istny koszmar.Nie pamiętała, żebykiedykolwiek aż tak się bała i, o zgrozo, była tym tak podniecona.Czuła, że jest mokra między udamii że sztyw nie ją jej sutki.To wszyst ko nie mia ło sen su.Wiedziała, że Carlos chodzi po pokoju, i czuła dłonie Livii między nogami, ale nie wiedziała, coza chwi lę na stą pi.Mo gła tyl ko cze kać.Usłyszała świst bata i dopiero po chwili poczuła uderzenie.Rozległ się suchy trzask, a potempoczuła, że ostro ją pieką pośladki.Jeszcze nigdy nikt jej nie uderzył.Wydała okrzyk zdumieniai bólu.Nikt nie odzywał się ani słowem i kiedy próbowała się obrócić, żeby zobaczyć, co się dzieje,Car los bru tal nie zmusił ją do opusz cze nia gło wy.Drugie uderzenie wylądowało tuż poniżej pierwszego i było mocniejsze.Tym razem eksplozjabólu zmusiła całe jej ciało do skoku.Szeroki pas wgryzł jej się w ciało, zrobiło się jeszcze bardziejniewygodnie.Nie potrafiła powstrzymać jęku i gdy za trzecim razem bat smagnął ją po udach,po czu ła, że do oczu na pły wa ją jej łzy. Rozluznij się wymamrotał Carlos, przesuwając dłonią wzdłuż jej kręgosłupa.Jej ciałoskur czy ło się pod wpły wem szo ku. Nie dłu go po czu jesz roz kosz.Tym razem bat wylądował wyżej, jego koniec musnął bok jej lewej piersi.Krzyknęła, kiedy bólrozchodził się po górnej części jej ciała.Wtem, gdy zaczęło jej się wydawać, że więcej nie zniesie,pie ką cy ból za stą pi ła per wer syj na przy jemność.Za każdym razem, gdy szarpała się z bólu, pas, który opinał jej talię, przyciskał ją jeszczemocniej do poduszki, którą miała pod sobą, i podniecała się jeszcze bardziej.Kiedy poczuła, żewprawne palce Livii przesuwają się w wilgotnym kanale między jej wargami sromowymi, jęknęłaz unie sie nia.Słodki ból, który nauczyła się już uwielbiać, narastał gwałtownie w dole brzucha.Poczuła też, żetwardnieją jej sutki.Mięśnie się napięły, a przed zamkniętymi oczami zaczęły migotać kolorowerozbły ski.Li via de li katnie mu ska ła jej łech tacz kę.W obliczu nadciągającego orgazmu cały ból, dyskomfort i upokorzenie poszły w niepamięć.Od rzu ci ła gło wę.Do pie ro wte dy Car los się ode zwał: Jeszcze nie teraz, Chloe.To miała być kara za to, że nie opózniłaś orgazmu.Nie zmuszaj mnie,że bym jed ne go wie czo ru dwa razy mu siał cię uka rać za to samo.Chloe słyszała, jak głośno łapie powietrze.Livia nie przestawała i orgazm zbliżał sięnieubłaganie.Chloe nie chciała szczytować, nie chciała kolejnej kary, ale jej ciało miało własnepomysły.Rozpaczliwie próbowała przestać czuć delikatne ruchy palców Livii.Spowolniła urywanyod dech, żeby roz luz nić na pię te mię śnie, go to we do roz kosz nej eks plo zji.Stopniowo zaczęła przejmować kontrolę nad sytuacją.Mrowienie zaczęło słabnąć.Skupiła sięmocno na samodyscyplinie, której Carlos chciał ją nauczyć.Livia zdwoiła wysiłki, ale kryzys minął.Jej ofia ra opu ści ła gło wę. Wybornie! wykrzyknął Carlos. Będziesz wyśmienitą uczennicą.Wystarczy, Livio.Możeszprze stać.Chloe poczuła ulgę.Livia była sprytna i znów zaczęła palcem wskazującym poszturchiwać jejłech tacz kę.To było nad zwy czaj ne do zna nie.Carlos odpiął pas, którym była przypięta do taboretu, i podniósł ją.Stała przed nim naga, skutakajdankami.Chwiała się lekko po wysiłku długo musiała powstrzymywać naturalne reakcje swegocia ła.Car los roz chy lił usta i jego nie mal obo jętna twarz zmie ni ła się gwał tow nie.Oczy mu ja śnia ły. Właśnie w takim stanie chciałem cię oglądać wymamrotał szybko. Na tym polegadys cy pli na.Objął ją w talii i pchnął na łóżko.Skute dłonie przełożył nad jej głowę i przytrzymał prawą ręką,lewą uszczyp nął ją moc no w pra wą pierś.Nie ośmieliła się wydać odgłosu, żeby nie przestał.Skóra ją paliła, a ostry ból między nogamibył nie do zniesienia.Gdy w nią wszedł, miała ochotę krzyczeć z wdzięczności.Wreszcieza spo ka jał tra wią cą ją po twor ną żą dzę.Jeszcze nigdy nie brał jej tak gwałtownie, bez najmniejszej pieszczoty albo pocałunku, ale objęłago nogami w talii i przywarła do niego tak mocno, że doszli w tym samym momencie.Bolesna siłaor ga zmu spra wi ła, że za czę ła się trząść.Car los od dy chał cięż ko, gdy z niej wy szedł.Przy glą dał się jej ze zdu mie niem. Nic dziwnego, że zarzuciłaś pomysł zostania zakonnicą zauważył szyderczo. Jutrobę dzie my mu sie li po ga dać.Za nim zdą ży ła od po wie dzieć, pod niósł się z łóż ka i obo je z Li vią wy szli.Rozdział 8Następnego dnia wstała wcześnie.Nie chciała się natknąć na Carlosa, nie chciała z nimrozmawiać o tym, co zaszło w nocy.Nie zniosłaby tego.Chciała tylko wyjść z jego domu, a potemja koś po go dzić się z tym, że na to wszyst ko po zwo li ła.Zagotowała szybko wodę i zrobiła sobie filiżankę kawy.Była dopiero ósma, więc czuła siębezpieczna.Jeszcze nigdy nie widziała, żeby Carlos wstał przed ósmą trzydzieści, a pani Clarke,gosposia, zaczynała pracę o dziewiątej.Usłyszała, że drzwi się otwierają, i zanim się odwróciła,wie dzia ła, że tego dnia pan domu po sta no wił zro bić wy ją tek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]