[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Grens wszedł do pokoju socjalnego.Niewielki stół, mikro-falówka, lodówka.Nalał sobie resztkę kawy z automatustojącego na stole i powąchał, a potem wypił zimny napójzłożony głównie z fusów.Z państwowych pieniędzy, pomyślał.Otworzył lodówkę, wyjął pudełko masła i torebkę z chlebemleżącą na najwyższej półce i posmarował sobie dwie zwykłekanapki.Dokładnie tak jak u nas.Zjadł je na stojąco, a potem znowu przeszukał lodówkę, żebyznalezć coś jadalnego.Drzwi do pokoju Errforsa się otworzyły,a Grens podszedł do kierowniczki kasy ubezpieczeniowej ipodał jej rękę, dziękując za to, że była taka dzielna.Poszlischodami na górę i wyszli na ulicę.Sven opisał jej, jaknajprościej stamtąd wyjechać, i poprosił, żeby prowadziłaostrożnie, bo drogi pokryte są grubą warstwą śniegu i lodu.Potem odczekali jeszcze chwilę z Grensem przy głównymwejściu.Było wczesne popołudnie, ale zaraz zacznie sięwieczór, bo robiło się coraz ciemniej. Czy ona ma z tym cokolwiek wspólnego? Nie. A jak na przesłuchaniu? Nie za wiele.Koleżanki z pracy.Co one mogą o sobiewiedzieć?Sven obserwował Grensa.Nie przypominał siebie.Od czasudo czasu bywał zmęczony, milczący, miał na głowie stosy teczekz dochodzeniami, których ciągle przybywało.Tym razemjednak to zmęczenie przyszło jakby od wewnątrz i miało swojekorzenie w czymś dawnym, przeciwko czemu Grens walczył iprzegrał.Teraz chyba zrozumiał, że już nigdy się tego niepozbędzie. Jak się sprawy mają? Kobieta. Ewert, ja pytam o ciebie.Jak się czujesz? Kobieta.Zaatakowały ją szczury, przywleczono ją z tunelu.Ma na ciele odciski palców pochodzące od mężczyzny, ślady posadzy.Wielokrotnie pchnięto ją nożem, a sprawcą jestprzypuszczalnie osoba o zaburzeniach psychicznych.Grens zapiął dwa górne guziki kurtki, poprawił szalik. Sven. Tak? Chciałbym, żebyś znalazł osobę, która ma największąwiedzę o bezdomnych z okolic placu Fridhemsplan.Sven wyjął notatnik z kieszeni i otworzył go na jednej zostatnich stron. Kościół Zwiętej Klary. Co masz na myśli? Już to sprawdzałem.Widocznie poszliśmy myślami w tymsamym kierunku. No i? Diakonisa zatrudniona w kościele.Ma na imię Sylvi,nazwiska nie pamiętam.To z nią musimy porozmawiać.Jejkościół współpracuje z grupką wolontariuszy, którzy stoją przywyjściu z metra z kawą i kanapkami przynajmniej dwa razy wtygodniu.Teraz, zimą, robią to częściej, myślę, że z powodumrozu.Bezdomni z tamtej okolicy chyba tylko im ufają.Chodzimi o to, że ani policja, ani opieka socjalna nie są im tak bliscy.Wrócili do komendy, każdy swoim samochodem, i zapar-kowali obok wejścia.Idąc, kończyli rozpoczętą wcześniejrozmowę. Chciałbym, żebyś tam pojechał, Sven.Od razu.Sven skinął głową.Włożył kluczyk do zmarzniętej stacyjki,poruszał nim kilka razy, aż silnik zaskoczył.Miał jużodjechać, ale zawahał się. Ewert.Sven przeszedł szybko obok samochodów zasypanychśniegiem.Grens siedział już za kierownicą.Sven zapukał wszybę samochodu. Chciałbym wiedzieć, jak jest naprawdę.Obszedł samochód i otworzył drzwi od strony pasażera. Jak się naprawdę czujesz.Grens uderzył mocno dłonią w deskę rozdzielczą. Zamknij drzwi.Jest zimno. Odpowiedz na moje pytanie. Zamknij te cholerne drzwi!Sven wsiadł do samochodu i zamknął drzwi. Jestem jednym z tych, którzy znają cię najlepiej.Wiesz otym.Możesz się wydzierać, ile chcesz, ale i tak jestem twoimprzyjacielem.Odwrócił się do Grensa. Widzimy się prawie każdego dnia, siedzimy obok siebie odponad dziesięciu lat.Widzę, jak wyglądasz.Mam przed sobąnaprawdę zbolałego człowieka.Grens nie odpowiadał, wpatrywał się przed siebie nieru-chomym wzrokiem, patrzył na śnieg leżący wokół samochodu. A jaki jest jej stan?Grens ponownie uderzył dłonią w deskę rozdzielczą.Na jegotwarzy znowu pojawiła się maska złości i agresji, jego własna,która zazwyczaj go chroniła, właściwie od zawsze.Nie pomogło.Siedział w milczeniu i czekał, aż zrozumiał, że Sven też czeka ibędzie czekał nadal. Ona umiera.Spuścił wzrok, a potem popatrzył na kierownicę obłożonączarnym, twardym materiałem z gumy. Myślę, że.Chrząknął, a potem po raz trzeci uderzył dłonią w deskęrozdzielczą z taką siłą, że aż się obluzowała. Jeśli umrze, sam nie wytrzymam.NA BIURKU GRENSA, między dwoma stosami papierów,stał talerzyk z ciastem.Bieżące dochodzenia numer 33 i 34,dwie nowe sprawy, które dodano mu tego ranka.Sven odłamałkawałek ciasta i zaczął żuć słodki, cynamonowy miąższ.Z tacystojącej między dwoma wysokimi stosami teczek ze starszymidochodzeniami unosiła się para z trzech filiżanek zaparzonejkawy.Czarna jak smoła dla Ewerta, z dwoma kostkami cukrudla Hermansson i kawa z mleczkiem dla Svena.Był to widok miły dla oka, ale cała trójka nie czuła sięnajlepiej.Grens nie zapraszał nigdy na kawę z ciastkami.Svenpracował z nim od wielu lat, ale nie przypominał sobie, żebyjego szef kiedykolwiek kupił jakiekolwiek ciasto.Na dodatek Grens uwzględnił tym razem preferencje sma-kowe swoich współpracowników
[ Pobierz całość w formacie PDF ]