[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W ustronnej, wysoko położonej w Alpach Bawarskich kotlinie Ostertal odkryłem mały dom myśliwski, wystarczająco duży, by rozmieścić w nim rysownice i zapewnić pomieszczenie kilku pracownikom oraz swojej rodzinie.Pracowaliśmy tam wiosną 1935 roku nad planami berlińskimi.Był to okres szczęśliwy dla pracy i rodziny.Ale pewnego dnia popełniłem decydujący błąd; opowiedziałem o tej idylli Hitlerowi.„Ależ u mnie może pan się urządzić o wiele lepiej", powiedział.„Oddaję pańskiej rodzinie do dyspozycji dom Bechsteina l.Na oszklonej werandzie będzie tam dość miejsca dla pańskiego biura".Także i z tego domu wyprowadziliśmy się w końcu maja 1937 roku do budynku, mieszczącego pracownię, który kazał zbudować Bormann na polecenie Hitlera i według moich projektów.Tak więc, obok Hitlera, Goringa i Bormanna, zostałem czwartym „obersalzberczykiem".Byłem naturalnie szczęśliwy z powodu tak widocznego wyróżnienia i przyjęcia mnie do najbliższego grona Hitlera.Jednak wkrótce musiałem stwierdzić, że nie była to właściwie korzystna zmiana.Po pobycie w samotnej wysokogórskiej kotlinie znaleźliśmy się na terenie otoczonym wysokim płotem z drutu.Dostać się tu można było tylko po przejściu kontroli przy dwóch bramach.Przypominało to wybieg dla dzikich zwierząt; ciekawi stale próbowali obserwować mieszkańców tej rezydencji górskiej.Bormann był prawdziwym panem Obersalzbergu.Przymusowo wykupywał liczące wieki zagrody chłopskie i kazał je burzyć, podobnie postępował z wieloma poświęconymi kapliczkami, chociaż sprzeciwiała się temu gmina kościelna.Likwidował także lasy państwowe, aż obszar rezydencji, zaczynający się na wysokości prawie 1900 metrów, dosięgnął doliny leżącej o 600 metrów niżej i zajął powierzchnię 7 kilometrów kwadratowych.Płot ustawiony wokół strefy wewnętrznej mierzył około trzech, a wokół zewnętrznej - około czternastu kilometrów.Bormann, zupełnie niewrażliwy na piękno dziewiczej przyrody, posiekał te wspaniałe okolice siecią szos; leśne drogi, pokryte dotychczas igliwiem świerków i poprzecinane korzeniami, zamieniły się w wyasfaltowane promenady.Koszary, budynek przeznaczony na garaże, hotel dla gości Hitlera, nowy folwark, osiedle dla stale rosnącej liczby pracowników - wszystko to powstawało tak szybko, jak w kurorcie, który nagle stał się modny.Do zboczy górskich przylegały baraki mieszkalne dla setek robotników, po szosach jeździły ciężarówki z materiałami budowlanymi, nocą oświetlone były różne place budowy, ponieważ pracowano na dwie zmiany, a od czasu do czasu przez dolinę przeciągały grzmoty detonacji.Na szczycie „prywatnej góry" Hitlera Bormann zbudował dom, umeblowany bogato w stylu kajutowym, przechodzącym w folklor.Jechało się tam karkołomnie zbudowaną szosą, która dochodziła do windy znajdującej się wewnątrz skały.Jedynie na zbudowanie dojazdu do tego domu, który Hitler odwiedził tylko parę razy, Bormann wydatkował dwadzieścia do trzydziestu milionów.Kpiarze z otoczenia Hitlera mówili: „Dzieje się tu tak jak w mieście poszukiwaczy złota.Tylko że Bormann wcale go nie znajduje, lecz wyrzuca".Hitler ubolewał wprawdzie nad tym rozgardiaszem, mówił jednak: ,,To robi Bormann, nie chcę się do tego mieszać".A innym razem: „Kiedy wszystko będzie gotowe, wyszukam sobie cichą dolinę, i znowu zbuduję mały drewniany domek, taki jak pierwszy".Nigdy to wszystko nie było gotowe.Bormann wymyślał wciąż nowe szosy i budowle, a gdy wreszcie wybuchła wojna, zaczął urządzać dla Hitlera i jego otoczenia podziemne domostwa.Olbrzymie inwestycje na „górze" były, mimo chwilowych narzekań Hitlera na niesłychane koszty, znamienne dla zmiany jego stylu życia, a także dla skłonności do coraz większej izolacji od dalszego otoczenia.Nie można tego wytłumaczyć obawą przed zamachami, ponieważ pozwalał, by niemal codziennie przeciągały przed nim, wewnątrz ogrodzenia, tysiące ludzi składających mu hołdy.Jego towarzystwo uważało to za bardziej niebezpieczne niż improwizowane spacery po publicznych drogach leśnych.Latem 1935 roku Hitler postanowił wybudować obok swej skromnej górskiej chaty reprezentacyjny „dwór górski" - Berghof.Na pokrycie kosztów budowy wyłożył własne środki, był to jednak gest bez znaczenia, ponieważ na dodatkowe budynki Bormann trwonił sumy nie pozostające w żadnej proporji do kwoty wniesionej przez Hitlera.Hitler nie tylko naszkicował plany Berghofu.Kazał nawet, bymdał mu rysownicę, przykładnicę i inne przybory, po czym dosłownie sam sporządził rzuty, rysunki perspektywiczne i przekroje swej budowli; odrzucał przy tym wszelką pomoc.Z taką troskliwością, jak w przypadku swego domu na Obersalzbergu, Hitler wykonał jeszcze tylko dwa inne projekty: nową flagę wojenną Rzeszy i swój własny proporzec głowy państwa.Podczas gdy architekci nanoszą przeważnie na papier najróżniejsze pomysły, by znaleźć w ten sposób możliwie najlepsze rozwiązanie, dla Hitlera znamienne było, że bez długiego wahania uznawał intuicyjnie pierwszy pomysł za dobry i tylko przez małe retusze starał się usunąć oczywiste wady.W nowym domu utrzymany został taki rozkład pomieszczeń jak w starym.Ponieważ obydwa pokoje dzienne Hitler połączył szerokim przejściem, powstały wyjątkowo niekorzystne warunki do przyjmowania gości oficjalnych.Towarzyszące im osoby musiały pozostawać w nieprzyjemnym przedpokoju, z którego prowadziły jednocześnie wejścia do toalet, na klatkę schodową i do dużej jadalni.W czasie oficjalnych spotkań prywatni goście Hitlera musieli przebywać na górnym piętrze; chcąc wtedy wyjść z domu na spacer trzeba było przy pomocy „zwiadu" wyjaśnić, czy można przejść przez prowadzący do salonu Hitlera przedpokój, w którym kończyły się schody.Dumą Hitlera było opuszczane okno w salonie, słynne ze swych rozmiarów; dawało ono widok na Untersberg oraz na Berchtesgaden i Salzburg.Coś podkusiło Hitlera, żeby pod tym oknem umieścić garaż dla swego wozu - przy niekorzystnym wietrze do salonu wdzierał się intensywny zapach benzyny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]