[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tata co chwilę wtrąca swoje trzy grosze do treści audycji, zupełnie jakbysię spierał z Georginą.Strajkują też kontrolerzy ruchu powietrznego, pra-cownicy poczty i śmieciarze.- Trudno to nawet zauważyć - mruczy tata.- Taki wszędzie panujebałagan.Morganowi Tsvangiraiowi udało się uzyskać wyrok sądowy skazujący nawięzienie przewodniczącego Państwowej Komisji Wyborczej za obrazęsądu w postaci odmowy dostarczenia do Harare i złożenia do depozytuwszystkich kart do głosowania, tak jak tego wymaga prawo wyborcze.- Ale z góry wiadomo, że i tak nic z tego nie będzie - wtrąca pod nosemChłopski Realista.Siedzę na kanapie po części słuchając, po części przeglądając stare ga-zety, które tata dla mnie odkłada.W jednej z nich natrafiam na materiał agencyjny Reutersa zatytułowany ZWAOKI NA WYNAJEM, w którymczytam:  Aresztowano dwóch pracowników kostnicy w Zimbabwe, którympostawiono zarzut wynajmowania zwłok zmotoryzowanym.Posiadaczesamochodów korzystali dzięki nim ze specjalnych preferencji przy zakupiebenzyny, jakie przysługują karawanom.W  Zimbabwe Independent , tygodniku opozycji, czytam rubrykę znajświeższymi danymi o kradzieżach samochodów, zatytułowaną CHAOSTRWA.Rubrykę sponsoruje firma Track-It - producent urządzeń pozwala-jących namierzyć zrabowany samochód.Logo firmy przedstawia człowiekaz pistoletem wycelowanym w głowę kierowcy.W innej gazecie natrafiam na informację o pożarze synagogi w Bula-wayo, który miał miejsce w przeddzień święta Jom Kippur.Zdarzyło się toparę tygodni temu w bardzo tajemniczych okolicznościach.Komentatorreprezentujący stanowisko władz i kryjący się pod pseudonimem  Wścib-ski sugeruje, że maleńka społeczność żydowska, która obecnie liczy stopięćdziesiąt dziewięć osób niemal wyłącznie po siedemdziesiątce, wyko-rzystywała synagogę do czarnorynkowych machinacji: handlu walutami inielegalną benzyną. Wścibski twierdzi, że to właśnie magazynowanabenzyna spowodowała pożar, a odczytuje to z  emocji, przygnębienia idesperacji malujących się na twarzach ofiar w tamtą feralną sobotę.Następnego dnia - dnia ponownego pogrzebu mojej siostry - ojciec wołamnie do swojego pokoju.Siedzi skulony na łóżku.- Siadaj, Pete - mówi, wskazując plastikowe krzesełko.- Chcę cię po-informować o naszej sytuacji.- Wzdycha i widać, że bije się z myślami.-Mój stan szybko się pogarsza.Wysiada mi pamięć.Aatwo się męczę.Prawienie chodzę.Mogę odjechać w każdej chwili.Właściwie nie mamy żadnychdochodów.Bardzo mi przykro, synu.Będziesz musiał zdecydować, cozrobić z mamą po mojej śmierci, a może się to zdarzyć w każdej chwili.Jestem skończony, Pete.Skończony.Siedzę w milczeniu, nie bardzo wiedząc, jak zareagować.- O mamę się nie martw - mówię w końcu.- Dopilnuję, żeby nic jej sięnie stało.Jak na dany znak drzwi się otwierają i staje w nich mama. - Co wy tam spiskujecie? - rzuca pogodnie.Obaj milczymy, a mama nie ponawia pytania.Jesteśmy już niemal gotowi do wyjścia na cmentarz, kiedy uświadamiamsobie, że nie mamy kwiatów.- Możemy kupić po drodze od handlarzy w centrum Chisipite - pro-ponuję.- Nie! - zaperza się mama.- To kwiaty wyrosłe na krwi.- Tak nazywawszystko, co rośnie i jest rozkradane na farmach po wypędzonych farme-rach, które przejęli krwiopijcy z rządzącej partii.Biorę drewnianą skrzyneczkę z prochami Jain, niosę do samochodu iostrożnie układam na tylnym siedzeniu.Przez chwilę zastanawiam się, czynie założyć na nią pasa bezpieczeństwa.Czekając na rodziców, którzydrepcą z mozołem, widzę, że Isaac właśnie przyciął wysoki żywopłot zbugenwilli i cała ścieżka jest zasłana gałązkami z płomieniście czerwonymikwiatkami, które trafią na kompost.Szybko zbieram naręcze kolczastychodrostów i układam obok drewnianej skrzyneczki na tylnym siedzeniu.W milczeniu jedziemy przez miasto: ja prowadzę, mama obok, tata z tyłuobok Jain w skrzyneczce ukwieconej kolczastymi gałązkami bugenwilli.Próbuję przypomnieć sobie ostatni moment, kiedy jechaliśmy gdzieś całączwórką, czyli jeszcze przed przyjściem na świat Georginy.Los jakoś takzrządził, że nasza rodzina nigdy nie była w komplecie, zwłaszcza gdy ktośumierał.Gdy zabito matkę i siostrę ojca, on sam tkwił uziemiony w Anglii.Jego ojciec umarł w Polsce, nie mogąc wydostać się na Zachód, a tata nigdynie odwiedził jego grobu.Gdy umarł ojciec mamy - miała wtedy zaledwiejedenaście lat - matka nie zabrała jej na pogrzeb, a ona nawet nie wiedziała,że był chory.Na pierwszym pogrzebie Jain zabrakło mnie, bo rodzice niechcieli, żebym się pokazywał w Zimbabwe-Rodezji (jak ją wtedy nazywano)i ryzykował ponowne wcielenie do armii.A na drugim dziś nie ma Georginy.Dlaczego nie możemy nigdy wszyscy razem przeżywać żałoby, czuć sięzjednoczeni w smutku?Uświadamiam też sobie, że od trzech pokoleń mężczyzni w naszej ro-dzinie - mój dziadek, ojciec i ja - walczyli w bitwach, ale to nasze kobiety -moja babcia, ciotka i siostra - ginęły w wyniku działań wojennych. Na terenie kościoła wita nas i Watsonów ojciec Bertram ubrany w białąkomżę gęsto zdobioną fioletowymi wzorami.Podaję mu skrzyneczkę zprochami, a on kładzie ją na stoliku obok dziury w cmentarnym trawnikuświeżo wykopanej przez Rodgersa, kościelnego ogrodnika.Córka Watso-nów, Fiona, przejmuje ode mnie gałązki bugenwilli.Zgrabnie splata je wkilka wiązanek, spina gumkami do włosów i kładzie obok grobu.Ojciec Bertram zaczyna odczytywać obowiązkowy fragment EwangeliiZwiętego Jana o Aazarzu, który powstał z martwych.Potem zwraca się domnie z pytaniem, czy chcę osobiście złożyć prochy siostry w grobie.Dołeknie jest głęboki - sięga nie głębiej niż na łokieć i jest obwiedziony płytkimrantem na płytę nagrobkową.Ziemia jest gęsta, czerwonawa, piaszczysto-ilasta.Całuję skrzyneczkę i układam ją w dołku.Za plecami słyszę cichypłacz matki.Płaczą też Sydney i Fiona.Tata oświadczył, że nie chce wygłaszać mowy nad grobem, ale ja powi-nienem coś powiedzieć.Zapisałem sobie na kartce kilka myśli, teraz jednakwydają mi się banalne.Cóż mogę powiedzieć o Jain, czego nie wiedzielibyjej rodzice i chrzestni?Zaczynam mówić, ale mój głos dociera do mnie jakby z oddali.Mówię, że choć nie ma jej wśród nas od prawie tylu lat, ile dane jej byłoprzeżyć, wciąż za nią tęsknię.%7łe gdy dzieje się coś zabawnego, ciągle sięjeszcze zdarza, że szykuję się, żeby jej o tym opowiedzieć i usłyszeć jejśmiech.%7łe jej przedwczesna śmierć pozostawiła ją w naszej pamięciwiecznie młodą - młodszą niż obecnie jej rodzeństwo, którym się kiedyśopiekowała i któremu matkowała.Mówię, że to właśnie śmierć Jain uświadomiła mi raz na zawsze całko-wity bezsens wojny [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl