[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Minęliśmy restaurację podającą dania z ryb, której szyldnapisano w języku kaszubskim.Pirania wyjął aparat fotograficzny zkilkunastocentymetrowym teleobiektywem.- Będziemy udawać turystów - wyjaśnił nam.Spojrzeliśmy z Olbrzymem na siebie i tylko wzruszyliśmy ramionami.Skowronekwyjął z kieszeni woreczek z rodzynkami.Jadł je i patrzył w dół, na port.Basen portowy byłkwadratowy.Po prawej strony widzieliśmy drewniane pomosty harcerskiej bazy żeglarskiej, adalej molo z przedziwną wieżą w połowie długości.Domyślałem się, że tam była miejscowaplaża.W porcie stał elegancki, drewniany dwumasztowy jol i kilka kutrów rybackich.Najbliżej morza kołysała się szara motorówka.Pół mili od brzegu dostrzegłem drugąmotorówkę z dwoma pokładami, mknącą do Pucka.Pirania skakał wokół nas, robił przysiady i udawał, że fotografuje nas na tle zabudowyPucka.Tak naprawdę szum migawki słyszałem tylko wtedy, kiedy obiektyw aparatu kierowałw kierunku portu.- Rozumie pan coś z tego? - dziwił się Olbrzym.- Nasi stróże prawa dowiedzieli się o tajemniczym spotkaniu i przywiezli nas, żebynam coś tu pokazać - mówiłem licząc, ze moja uszczypliwość rozwiąże nieco językSkowronka.Komisarz milczał jak zaklęty, tylko obserwował scenę w porcie.Duża motorówkawpłynęła do basenu, obróciła się o sto osiemdziesiąt stopni i przycumowała do burtymniejszej motorówki.Jacyś dwaj mężczyzni przesiedli się na większą jednostkę, a marynarzpoprowadził ich do kajuty na dolnym pokładzie.Wyszli po kilku minutach.Zaraz duża łódzmotorowa odpłynęła w morze.Po chwili mała popłynęła jej śladem, w kierunkupołudniowego wybrzeża Półwyspu Helskiego.Skowronek zszedł do portu i wszedł na pokład jednego z kutrów.Zauważyłemdziwnie wzmożony ruch w okolicy.Kilku mężczyzn wyszło z portu niosąc ciężkie torby,wsiadło do furgonetek i odjechało.Komisarz wrócił do nas kręcąc głową z niezadowoleniem.- Cwaniaki te ruskie chłopaki - mruczał.Nie odzywając się więcej szedł do samochodu.Pirania włączył silnik, a myrozsiedliśmy się z tyłu gotowi do długiej podróży do Gdańska.- Wiecie co? - Skowronek odwrócił się do nas.Podskoczyliśmy zaskoczeni jego nagłym ruchem.- Od kontrwywiadu mieliśmy informację o tym spotkaniu - opowiadał Skowronek.- Wmałej motorówce byli Rosjanie.Jeden z nich to pracownik rosyjskiego wywiadu, a drugi jestnieznany, podobno na razie.Dużą łodzią przypłynął Mister Sebedian.- Skąd kontrwywiad wiedział o tym spotkaniu? - zapytał Olbrzym.Skowronek wzruszył ramionami, jakby to było oczywiste, że jego odpowiedz nic namnie da, bo komisarz i tak nie powie prawdy.- Metodami operacyjnymi - rzucił Pirania.- Oczywiście wszystko, co panowie terazwidzą i słyszą, nie jest do publikacji.Olbrzym prychnął niezadowolony.Teraz opowiedziałem policjantom o tym, czegodowiedzieliśmy się od Jerzego z klubu Wieloryb.Skowronek słuchał zamyślony, a Piraniauważnie notował.- To ciekawe - mruczał Skowronek.- Rosjanie do tej pory sprawiali wrażenie, jakbynie interesował ich wrak Wilhelma Gustloffa , a pan - zwrócił się do mnie - wyrazniesugeruje, że właśnie do tego statku chce się dobrać Sebedian.Ba, może chodzi nawet olegendarną Bursztynową Komnatę.Powiem, że nic z tego nie rozumiem.Nasi chłopcywyposażeni w najlepszą aparaturę podsłuchową nic nie mogli usłyszeć.PrawdopodobnieSebedian albo Rosjanie uruchomili zagłuszacze.Po co oni się spotkali?- Istnieje prosta metoda, żeby się tego dowiedzieć - odezwałem się.- Gdzie mieszkająRosjanie i Sebedian?Skowronek przymrużył oczy i przyglądał mi się dłuższą chwilę.- Chce pan ich odwiedzić? - domyślił się.Przytaknąłem.- Proszę tylko podać nam adresy i odwiezć do Rosynanta - poprosiłem.- Z radością - rzucił Pirania, nim zawróciliśmy do Gdańska.Po godzinie żegnaliśmy się z policjantami.- Niech pan nie robi głupstw - Skowronek powiedział na pożegnanie.- Proszę się niegniewać, ale w pana wieku to już raczej ciepłe papucie i herbatka z malin, a nie emocjonująceeksapady.Niech pan trzyma na krótkiej smyczy tego pismaka i dzwoni, jakby pan miał jakiśpomysł.Zatrzymałem się w pół obrotu.- Spotkajmy się dziś wieczorem w porcie w Helu - zaproponowałem.- Warto byodwiedzić statek Sebediana.- Zrobimy nalot! - ucieszył się Pirania.Skowronek skinął głową.Wsiedliśmy z Olbrzymem do Rosynanta.Olbrzym za kierownicą przekręcił kluczyk wstacyjce.- Dokąd jedziemy? - zapytał.Uruchomiłem system nawigacji satelitarnej, ale szybko go wyłączyłem.Prościej byłosięgnąć po mapę.- Jedziemy do Redy, Wejherowa, a potem do Krokowa - powiedziałem.Z Wejherowa wyjechaliśmy na północ i od tej pory jechaliśmy przez las prostą, leczraz wspinającą się, raz opadającą szosą.- Ma pan jakiś plan? - dopytywał się Olbrzym.- Nie.- Pojedzie pan i tak po prostu chce z nim porozmawiać?- Tak.Olbrzym uznał, że robię sobie z niego żarty i zamilkł.W Krokowie, małej wiosce,zatrzymaliśmy się na placu przed kościołem.Przed nami wznosił się gmach zamku stojącegow parku na wyspie.Wysiedliśmy z samochodu.Olbrzym zadarł głowę i zachwycony patrzyłna wieżę kościoła.- To kościół pod wezwaniem świętej Katarzyny - wyjaśniłem.- Wzniesiono go wpołowie XIX wieku na takim samym planie jak roterdamską katedrę.Zobacz, że wieże mająkilka kondygnacji, u dołu są czworoboczne, a wyżej ośmiokątne.Przeszliśmy przez resztki ceglanej, barokowej bramy, weszliśmy na wysypanąkamykami drogę.Po prawej stronie stała niewielka drewniana biała wiata, na której ścianachwisiały jakieś zdjęcia i wycinki z gazet dokumentujące działalność Fundacji EuropejskichSpotkań Kaszubskich.Po lewej widzieliśmy biały mostek nad fosą otaczającą kwadratowąwyspę z zamkiem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]