[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nienawidził się za to, co go do niej ciągnęło.Za swój brak przeszłości.Ruszył w stronę domu i spotkał czekającego na niego Faulta.- Jesteś uniwersalnym potakiwaczem?- Co? - spytał Billy, ledwo widoczny w mroku.- Polecasz mnie wszystkim po kolei - Ilfordowi, Cale'o-wi, teraz Dawn.- To trochę przykre, Everett.- Każdy chce jakiś kawałek mnie - ciągnął.- Z wyjątkiem ciebie, dla którego stanowię wabik.- Jest wiele rzeczy, których nie rozumiesz - stwierdził Fault.- Czy ciebie w ogóle obchodzi, po czyjej stronie stoisz?- Jestem jednym z tych, co przeżyli - powiedział Billy z oburzeniem.- Podobnie jak ty.jak inni.Robię to.co muszę.Nic nie wiesz o moich problemach, Everett.Nie wiesz, co mnie spotkało.Zapadło milczenie, a oni stali w ciemności na podjeździe.Everett słyszał swój oddech, czuł przyśpieszony od alkoholu puls.Przed nim, jak latarnia morska we mgle, płonęły okna living roomu Ilforda.Mieszkanie w przyziemiu było nieoświetlone i niewidoczne.- Masz rację - powiedział w końcu.- Nie wiem, co ci się przydarzyło.- Właśnie.- Więc powiedz mi.Co nas spotkało podczas przełomu? Co stało się z Cale'em?- Mogło być dużo gorzej.- Kogo osłaniasz? Ilforda? Cale'a? A może siebie?- Nie jestem.- Więc powiedz mi, co wiesz.- Nie mogę.Fault odwrócił się i ruszył w stronę domu.Everett stał, złość go opuściła; pragnął pójść w przeciwnym kierunku - w noc i mgłę.Zamiast tego ruszył za Billym, wchodząc w krąg padającego z okien światła.U wejścia do piwnicy znowu wpadł na Faulta.- Chcę dawkę na noc - powiedział.- Idź na górę i prześpij się.Dobrałeś się już do moich zapasów.- Daj mi to, Billy.- Zamknij się.Nie mów o tym na zewnątrz.- No to na dole.Zeszli do piwnicy.- Tak długo cię nie było - powiedziała Gwen.- Byłem zajęty - odparł.- Sprawy się skomplikowały.Przyciągnęła go do siebie, w swoje ramiona, tam gdzie siedziała na brzegu wiszącego w pustej przestrzeni łóżka.Poczuł jej dotknięcie niczym echo, szept w języku pamięci.Ale czuł się już zmęczony szeptami.- Musisz znaleźć sposób, abyśmy mogli być razem - odezwała się.- Nie mogę bez końca na ciebie czekać, nie wytrzymuję tego.- To nie takie proste - stwierdził.- Cale powiedział, że jest na to metoda.- Cale sądzi, że istnieje sposób.Ja jednak nie wiem, co o tym myśleć.- Powiedział, że mógłbyś skończyć to, co on zaczął - ciągnęła.- Kiedy zawołał mnie tu z powrotem, kiedy pomógł mi wrócić.Mógłbyś ponownie sprowadzić mnie do rzeczywistego świata.Everett mrugnął.- Możliwe.Możliwe, że mógłbym coś takiego zrobić.- Cale tak uważa, Everett.- Czy Cale.- przerwał.Nie miało znaczenia, czy Cale przyszedł tu wcześniej.Gwen wyrażała jego myśli.Prawdopodobnie był u niej, przyszedł osobiście i rozmawiał z nią.To i tak lepiej, niż sądzić, że w jakiś sposób zdalnie ją zaprogramował.Jeżeli tak się stało, to nie chciał o tym wiedzieć.Odsunął się od niej.- Coś nie w porządku? - zajrzała mu w oczy.- Muszę wiedzieć, kim jestem.- Ja wiem, kim jesteś.- Powiedz mi.- Jesteś Everett, zakochany w Gwen.Everett z Gwen.Tak jak ja jestem Gwen z Everettem.Gwen dla Everetta - mrugnęła, spojrzała w dół, a potem ponownie poszukała jego wzroku.- Kochasz mnie, Everett?- Tak.Ale nie jestem.- A zatem znam cię.- Nie znasz - powiedział.- Nie znasz mnie.- Co przez to rozumiesz? Oddalił się od jej łóżka.- Pozwolisz, że coś ci pokażę? W milczeniu skinęła głową.Zabrał ją do Hatfork.Stali na parkingu przed Multiplexem, z góry piekło ich słońce, a powietrze pustyni wysuszyło im usta.Tablice reklamowe nadal głosiły, że jedynym granym repertuarem jest Chaos.Pusta, czarna płaszczyzna parkingu paliła ich przez podeszwy butów.Mrużąc oczy, pociągnął ją za rękę pod zadaszenie wejścia.- Everett - zaczęła.- Musisz nazywać mnie Chaosem - powiedział.Wyciągnął swój stary pęk kluczy i otworzył służbowe drzwi.Weszli do korytarza, który prowadził do kabiny projekcyjnej.- Dlaczego mam cię nazywać Chaosem? - wyglądając na przestraszoną, oparła się o ścianę.- Ponieważ tutaj to moje imię - wyciągnął rękę, dotknął jej ramienia i uśmiechnął się lekko.- Być może nawet jest to imię, które sam sobie nadałem, ponieważ stanowię czynnik, który powoduje, że jest tutaj tak, jak jest.Pomogłem stworzyć to miejsce.- Nie rozumiem.Miejsca nie mają już więcej znaczenia.Tak powiedział Cale.Powiedział, że może stworzyć dowolne miejsce, jakiego zapragnie.I ty także to potrafisz, Everett.- To jest coś odmiennego od rzeczy, które buduje Cale.Chodzi mi o to, że nie stworzyłem go sam.Nawet go nie lubię.Ale jest tą częścią mnie.którą pamiętam.Zamknął za nimi drzwi, pogrążając korytarz w mroku.Znał drogę, zawsze będzie znał.Chwyciwszy Gwen za rękę, poprowadził ją po schodach do góry.Kabina projekcyjna wyglądała dokładnie tak, jak ją zostawił; stare maszyny pokryte kurzem, brudne koce skotłowane pod łóżkiem.Jego papierosy leżały tam, gdzie je odłożył; i zdał sobie sprawę, że nie zapalił, odkąd wyruszył w drogę.Pomyślał o tamtym dniu, o sprzeczce z Kelloggiem przy zbiorniku, o swojej ucieczce.Otrząsnął się z czaru wspomnień, posadził Gwen na kanapie i zapalił w rogach pomieszczenia świece.- Co to jest? - spytała.- Tutaj mieszkałeś?- Przez pięć lat.- Mylisz się, Everett.Cale powiedział mi, że według ciebie upłynęło pięć lat, ale to nieprawda.Wszystko, co wiedziała, pochodziło od Cale'a.Everett rozumiał, że tamten zrobił, co mógł, aby przygotować ją do spotkania z nim; zrobił wszystko, by miała szansę stać się rzeczywistą.- Nieważne-powiedział.-To jest miejsce, w którym wcześniej przebywałem i które pamiętam.Dla mnie minęło pięć lat.Potrząsnęła głową, a potem spojrzała na niego z niepokojem.- Wyglądasz inaczej.Skinął głową.Włosy jak strzecha, skóra spalona słońcem, nie umyte zęby.Wyciągnęła się wygodnie na sofie.- W porządku - stwierdziła.-Widziałam już.Teraz wiem.- Nie - zaprzeczył.- Musisz pójść ze mną i zobaczyć to.Chcę, żebyś ujrzała wszystko.Wziął ją do samochodu i pojechali przez miasto.Najpierw wstąpili do Decala.Everett przedstawił Gwen, a tamten uśmiechnął się do niej swoją szczerbatą gębą i potrząsnął jej dłonią.Dał im dwa pojemniki, po kwarcie alkoholu każdy, które Everett zamknął w bagażniku.U Siostry Earskin dodał pojemnik z zupą i dwa pieczone ptasie udka, opakowane w aluminiową folię z odzysku.Rangersi Kellogga nadal nie dostarczyli żadnych nowych konserw.Chaos zastanowił się, jak wiele czasu upłynęło od chwili, kiedy widział ostatnią puszkę czy komandosa zaopatrzeniowego, a inna część jego umysłu rozważała równocześnie, czy Rangersi w ogóle jeszcze istnieją, czy też stanowili po prostu wytwór umysłu Kellogga.Potem pojechali na skraj pustyni i usiedli na rozsypujących się solnych wydmach, aby obserwować zachód słońca i coś zjeść.Jego myśli krążyły daleko i bardzo długo milczeli.W końcu, najcichszym głosem, na jaki mogła się zdobyć, spytała:- Czy Cale stworzył kolejne miejsce? Dom dla nas? Taki, w jakim mieszkałeś wcześniej?- Tak.- Czemu tam nie poszliśmy - ciągnęła - zamiast tutaj?- Chcę, żebyś mnie zobaczyła w tej scenerii.- Dlaczego?- Musisz poznać tę część mnie.- To najgorsza twoja część, Everett.Nie potrzebujesz tego, przecież uciekłeś stąd.- Ja.- nie potrafił znaleźć odpowiednich słów.- Tak?- Czy w miłości nie chodzi właśnie o to? - powiedział.- Czy nie powinnaś kochać nawet najgorszej mojej cząstki?Ale wiedział, że w sytuacji, kiedy powinien mówić o tym, co jest realne, a co fałszywe, rozmowa o miłości mija się z celem.- Nie wiem - odparła.- No cóż, myślę, że to wszystko dookoła stało się za moją sprawą, Gwen.Najgorsza część.Ta część
[ Pobierz całość w formacie PDF ]