[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wtedy będziemy prowadzić inteligentne rozmowy i to ja będę zada-wać zbyt wiele pytań i oczekiwać jego ciągłej uwagi.Cieszyła mnie świadomość,że mój syn stanie się mężczyzną, ale nienawidziłam myśli, że chłopiec pozo-stanie tylko w albumach ze zdjęciami, oraz myśli, że małe, zniszczone dżinsyposłużą kiedyś jako ściereczki do pucowania okien.Pepsi kończył sylwetkę samochodu wyścigowego, kiedy odczuł mój wzrokalbo mój smutek.Nagle, podnosząc wzrok, spytał, czy będzie mógł polizać swojąlaskę, jak skończymy. A czemu chcesz to zrobić? Bo wygląda na smaczną.Roześmiałam się, zgodziłam i poczułam się lepiej.On jeszcze nie był męż-czyzną.Lopez, kierowca wyścigowy, żył.Znalazłam artykuł w gazecie.Napisano, żejest wszędzie poparzony i trzymają go podłączonego do wszelkiego rodzaju ma-szynerii, podczas gdy on znajduje się w głębokiej śpiączce.Ale żył.Ciągle my-ślałam o samochodach wyścigowych, które wyrzezbiliśmy na naszych laskach naRondui.Pewnego popołudnia, siedząc przy oknie z Mae na kolanach, miałam wizję po-staci leżącej na łóżku, owiniętej niczym mumia.Jedynymi dzwiękami były drga-nia i szumy systemów podtrzymujących życie.To była śmierć za życia, a ja wie-działam, kogo widzę, i nie mogłam powstrzymać drżenia.Pomyślałam o rodzinieLopeza, o ich bólu i nierealnych nadziejach na przyszłość.Czy całymi latami maon wieść takie życie, zawsze na łasce przezroczystych rurek i żółtych wskazników,które zapisują łagodne fale wysyłane przez mózg i każdą zmianę temperatury cia-ła o jeden stopień?Pomyślałam o moim mężu i próbowałam wyobrazić sobie, co czułabym, gdy-by był Lopezem, a jego życie podtrzymywałyby tylko niedostrzegalne elektrycz-ne impulsy, wysyłane co parę sekund do jego ciała.%7łycie z pewnością jest cenne,ale w niektórych sytuacjach jeszcze cenniejsza wydaje się śmierć.Najciszej, jakumiałam, wyszeptałam: Niech umrze.53Umarł następnego ranka.Eliot Kilbertus i ja zostaliśmy przyjaciółmi, ponieważ bez przerwy wpadali-śmy na siebie w pralni, która znajdowała się w piwnicy naszego budynku.Jedenrzut oka wystarczył, by stwierdzić, że jest pedałem.Często unosił wysoko lewąbrew, a kiedy mówił, jego ręce wirowały w drobnych, tanecznych ruchach aleza to, och, jak on mówił! Szpieguję ciebie i twojego męża od czasu, jak się tu wprowadziliście,wiesz? Jesteś Cullen James, prawda? Nazywam się Eliot Kilbertus.Szczerze mó-wiąc, moje prawdziwe nazwisko brzmi: Clayton Drury, ale zmieniłem je, gdy mia-łem siedem lat.Drury Ponury.Nie chciałem iść przez życie, rymując się jakjakiś bohater Dickensa.Gdzie kupiłaś ten sweter? U Bloomingdale a. Tak myślałem.Powinnaś kupować tylko włoskie, złotko.One są wieczne. Eliot, czy mógłbyś się trochę przesunąć? Nie widzę mojej suszarki.Podczas tej pierwszej rozmowy tak się krygował, że myślałam, iż urządza so-bie próbę jakiejś roli i pomylił mnie z reżyserem kompletującym obsadę.Ani naminutę nie przestawał mówić, a jego monolog biegł od pochwał geniuszu wło-skich projektantów do jego mopsa, Zampano, który właśnie zachorował na grypę. Oczywiście, że psy chorują na grypę, Cullen.Oszalałaś? Wyobraz sobiespacer po nowojorskich chodnikach na bosaka.Co byś złapała? Całe mnóstwoAIDS! Rajskiej Zarazy, mówiąc delikatniej.Czy zechciałabyś zajrzeć do mnie,kiedy już skończymy z tym praniem? Ja mam jeszcze tylko jedno płukanie.Twojacóreczka jest wyjątkowo cicha, Cullen.Czy ona umarła?Jego mieszkanie było wesołe i zagracone.Pisał recenzje filmowe dla jednegoz nowojorskich pism dla homoseksualistów, i ściany obwieszone były plakatamiokropnych filmów w rodzaju: Atak Zabójczych Pomidorów czy Studenckapotańcówka.Zrobił wyśmienitą kawę cappucino w ozdobnej, srebrnej maszynce, jakichwiele widywałam we włoskich kafejkach.Potem podniósł jedną z piszczącychzabawek swego psa, obmył ją pieczołowicie w umywalce i trzymając nad przeno-śnym koszykiem Mae, naciskał tak długo, aż dziecko zaczęło płakać. Tak, no cóż, o co ci chodzi, złotko? Nie jestem Kapitanem Kangurkiem! Myślę, że ona tego nie lubi, Eliot, ale dziękuję ci, że się starałeś.Eliot uspokajał się, w miarę jak mijało popołudnie.Kiedy spojrzałam na ze-garek i uświadomiłam sobie, jak bardzo jest pózno, mówił już normalnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]