[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Ile masz lat? Siedemnaście. Gdzie mieszkasz? Tu, w Royal City. Masz siostry? Nie. Braci? Jednego. Jak ma na imię? Joey.Joey Harper. Ile ma lat? Dziesięć. Wasza matka żyje? Tak. Ile ma lat? Chyba czterdzieści pięć.Madame Zena zamrugała i oblizała wargi. Jaki kolor włosów ma twoja matka? Ciemnobrązowe, prawie czarne, jak ja. A oczy? Bardzo ciemne, jak ja. A jak. Madame Zena chrząknęła i zamilkła.Kruk zatrzepotał skrzydłami.Wreszcie Madame Zena odezwała się ponownie: A jak nazywa się twoja matka? Ellen Harper.Imię podziałało na wróżkę niczym nagły prysznic.Na jej ciele pojawiły się kropel-ki zimnego potu. Znasz panieńskie nazwisko swojej matki? Giavenetto  odparła Amy.160 Twarz Madame Zeny pobladła jeszcze bardziej, jej ciałem zaczęły wstrząsać dresz-cze. Co do diabła?. rzucił Richie, który wyraznie wyczuł strach w głosie fałszywejCyganki i to go zaniepokoiło. Ciii!  syknęła Liz. Stek bzdur  warknął Buzz.Madame Zena z jawnym wahaniem zajrzała w głąb szklanej kuli, jakby zmuszała się,by to uczynić.Zamrugała, wstrzymała oddech i krzyknęła.Odsunęła krzesło od stołui wstała.Strąciła szklaną kulę ze stołu.Podrabiany kryształ rąbnął głucho o klepisko, alebył zbyt masywny, aby się stłuc. Musicie stąd odejść  powiedziała pospiesznie wróżka. Musicie opuścić weso-łe miasteczko.I to natychmiast.Idzcie do domu, pozamykajcie dobrze drzwi i nie wy-chodzcie na zewnątrz, dopóki lunapark nie wyjedzie z miasta.Dziewczyny wstały.Liz powiedziała: Co to za bełkot? Przyszliśmy tu, bo za darmo miałaś wywróżyć nam przyszłość.Nie powiedziałaś nam jeszcze, że czeka nas bogactwo i olbrzymia sława.Z przeciwnej strony stołu Madame Zena przyglądała się im rozszerzonymi z przera-żenia oczyma. Posłuchajcie mnie.Ja wcale nie jestem wróżką.Gram.Udaję.Jestem oszustką Niemam żadnych niezwykłych zdolności.Po prostu nabieram frajerów.Nigdy nie potrafi-łam zajrzeć w przyszłość.W tej kryształowej kuli nigdy nie widziałam nic oprócz świa-tła z żarówki wmontowanej w drewnianą podstawę.Ale dziś wieczorem.dosłownieminutę temu.mój Boże.zobaczyłam coś.I nie rozumiem tego, co ujrzałam.Zresztąnawet nie chcę zrozumieć.Jezu, Jezu Chryste, kto by chciał tak naprawdę zaglądaćw przyszłość? To nie byłby dar, lecz przekleństwo.Ale ja ZOBACZYAAM.Musicie na-tychmiast opuścić wesołe miasteczko, nigdzie się nie zatrzymywać, nie oglądać się zasiebie.Po prostu odejdzcie stąd.Patrzyli na nią oszołomieni i zaskoczeni jej słowami.Madame Zena zachwiała się,nogi ugięły się pod nią i ponownie opadła na krzesło. Idzcie już, do cholery! Uciekajcie stąd, zanim będzie za pózno.Idzcie, przeklęcigłupcy! Pospieszcie się!Gdy wyszli na zewnątrz i stanęli w kręgu mrugających świateł, otoczeni tłumem lu-dzi i zalewani falami muzyki płynącej z głośników przy karuzeli, długo spoglądali posobie, czekając, aż któreś z nich zdecyduje się coś powiedzieć.Pierwszy odezwał się Richie. O co jej chodziło, do cholery? To wariatka  mruknął Buzz. Nie sądzę  odparła Amy.161  Jakaś świruska  upierał się Buzz. Czy w dalszym ciągu nie rozumiecie, co się stało?  spytała Liz.Roześmiała sięi wesoło klasnęła w dłonie. Jeżeli możesz nam wyjaśnić tę zagadkę, to powiedz  rzuciła Amy, wciąż jesz-cze czując przejmujący do szpiku kości chłód wywołany wspomnieniem wyrazu twarzyMadame Zeny, kiedy zajrzała w głąb szklanej kuli. To podpucha  oznajmiła Liz. Strażnicy z wesołego miasteczka przyuważy-li nas, jak popalaliśmy trawkę.Nie chcą mieć kłopotów z narkotykami na terenie luna-parku, ale nie mają również ochoty powiadomić glin.Lunaparkowcy nie przepadają zablacharzami.I dlatego zaaranżowali ten numer z albinosem.On daje nam darmowe bi-lety do wróżki, a jej zadaniem jest popędzić nam kota. Tak!  rzucił Buzz. Kurwa, tak właśnie musiało być! To jest to. Sam nie wiem  mruknął Richie. Dla mnie to jakby trochę bez sensu.No boniby czemu po prostu sami nas stąd nie wyrzucili? Mają przecież swoich strażników. Bo jest nas za dużo, głupku  odparła Liz. Potrzebowaliby co najmniej trzechwykidajłów.Nie chcą robić z tego powodu wielkiego szumu i tyle. Czy jest możliwe, że ona mimo wszystko mówiła prawdę?  zapytała Amy. Madame Zena?  spytała Liz. Chcesz powiedzieć, że wierzysz, że ona faktycz-nie zobaczyła coś w tej swojej szklanej kuli? Gówno prawda!Rozmawiali o tym jeszcze chwilę i stopniowo wszyscy przyjęli teorię Liz.Z każdąchwilą jej wersja stawała się coraz bardziej sensowna.Amy jednak zastanawiała się, czy byliby tego samego zdania, gdyby nie mieli takmocno w czubie od nadmiaru trawki.Pomyślała o Marco Wspaniałym, o twarzy Lizu kobiety w trumnie, o Buzzie rozcinającym sobie palec na szklanej ściance słoja, we-wnątrz którego pływał potwór.Było zbyt wiele spraw wymagających przemyśleńi wszystkie były przerażające [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl