[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kto tamdowodzi, sam nie wiem. M-m-hm.W każdym razie musimy się pozbyć tego towarzystwa, i to imprędzej, tym lepiej.No to jak, kapitanie, zaryzykujesz ze mną? Uratowałeś, Wasza Wysokość, mój honor, a to znaczy, że moje życie należydo ciebie bezwarunkowo.Ale trzech na czterdziestu. Sądzę, że jest nas nie troje, a nieco więcej, znacznie więcej.Słysząc te słowa, zdumiony Beregond szeroko otworzył oczy. Jakiś tydzień temu chłopi z pewnej leśnej osady przywiezli do nas do fortuwóz wędzonej sarniny i zaczęli się wykłócać ze strażnikami przy bramie: wartow-nicy, jak zwykle, chcieli by zostawili łuki po tamtej stronie palisady.Był wśródtych przybyłych taki ciemnowłosy, darł się na całą okolicę: Dlaczego, niby, szla-chetni mogą wchodzić do rezydencji księcia z bronią, a wolni strzelcy z Drozdo-wej Kolonii, za diabła.Przypominasz sobie? Coś takiego było.A o co chodzi? O to, że ten ciemnowłosy to baron Grager, porucznik Pułku Ithilien, a przedwojną mój rezydent w Khandzie, i mam podstawy sądzić, że w tej DrozdowejKolonii nie siedzi on sam.Tak więc, twoim zadaniem jest nawiązać łącznośćz Gragerem, a potem będziemy działać według okoliczności.Od dziś będziemysię komunikować ze sobą przez skrytkę gdy staniesz na szesnastym stopniukręconych schodów w północnym skrzydle, to na poziomie lewego łokcia znaj-dziesz szczelinę w poszyciu ściany akurat na liścik.Ani z górnego, ani z dol-nego placyku schodów nie widać tej szczeliny sprawdziłem to.Po wyjściu odemnie zaczniesz pić, gdzieś tak przez trzy dni: przecież zaprosiłem cię, żebyś spró-bował mnie połączyć z Aragornem poprzez palantir a ty, to jasne, zobaczyłeśw nim Denethora.Tylko nie przesadz oficerowie Białych wydają się byćbardzo przenikliwie patrzącymi ludzmi.Dokładnie tego samego dnia w Kolonii wydarzyło się pierwsze przestępstwo podpalenie.Jakiś przygłup podpalił.nie, nie uwierzycie: nie dom rywala,110który zrobił go rogaczem, nie spichlerz karczmarza, który odmówił czarki gorzałyna kredyt, nie stóg zadzierającego nos sąsiada.Podpalono gołębnik, własnośćponurego, samotnego kowala, który przyjechał tu z Anfalas i widać dlatego za-chował pewne harde miastowe nawyki.Kowal kochał swe gołębie aż do przesadyi dlatego obiecał srebrną markę temu, kto naprowadzi go na trop podpalacza.Miej-scowa policja w postaci dwóch konstabli, kaprali Białego Oddziału, sama z siebieryła nosem, szukając tropu, a znając obyczaje Anfalasczyków, można było byćpewnym, że jeśli nie uda się wsadzić sprawcy pod klucz, to przyjdzie prowadzićdochodzenie już nie w sprawie podpalenia, a umyślnego zabójstwa.Faramir wysłuchał tej głupiej historii, wysoko unosząc lewą brew byłbardzo tym wszystkim zdziwiony.Sprecyzujmy: naprawdę zdziwiony.Jednoz dwóch: albo przeciwnik popełnił pierwszy poważny błąd, albo odwrotnie widzi całą intrygę księcia na wylot.I w jednym, i drugim przypadku Gra się roz-poczęła; rozpoczęła się wcześniej, niż oczekiwał, i nie tak, jak tego oczekiwał, alenie było już drogi odwrotu.23Góry Cienia, Przełęcz Hotont12 maja 3019 roku Oto Ithilien. Góral troll opuścił do pasa tobół z bagażem i machnąłręką przed siebie, w stronę wąwozu poniżej, gdzie piętrzyły się zwarte kłęby ja-snozielonego dymu: gęsty krzywolas z niskopiennych kamiennych dębów. Myteraz nie mamy tam wstępu.Ale ta ścieżka jest dobrze wydeptana, nie zabłądzi-cie.Gdzieś za godzinę traficie na ruczaj, a płycizna będzie nieco poniżej.Wyglą-da dość niebezpiecznie, ale przejść można.Najważniejsza sprawa to nie pękaći stawiać stopy wprost w kipiel, akurat tam jest najpłycej.Zaraz przepakujemy sięi w drogę. Dzięki ci, Matunie. Haladdin mocno uścisnął szeroką jak łopata dłońprzewodnika.I z budowy, i z zachowania troll przypominał niedzwiedzia: dobro-duszny i flegmatyczny łasuch, w mgnieniu oka stający się śmiercionośną bojowąmaszyną, straszliwą nie tyle z powodu swej zadziwiającej siły, ile przebiegłościi zręczności.Nos jak kartofel, rozczochrana miotła ryżej brody i wyraz twarzywieśniaka, któremu przed chwilą jarmarczny kuglarz wyciągnął zza ucha zło-tą monetę wszystko to maskowało wspaniałego wojownika, biegłego i bez-litosnego.Patrząc na niego, Haladdin wciąż przypominał sobie usłyszane gdzieśpowiedzenie: Najlepszych na świecie żołnierzy można wyszkolić z ludzi spo-kojnych i rodzinnych.Do czasu, kiedy taki oto chłop, wróciwszy pewnego dniawieczorem z pracy, znajduje w miejscu swego domu pogorzelisko ze zwęglonymikośćmi.Jeszcze raz obrzucił spojrzeniem zwisające nad nimi ośnieżone bryły Gór Cie-nia nawet Cerleg nigdy wcześniej nie podjąłby się przeprowadzenia ich oddzia-łu przez wszystkie te lodowe cyrki, pionowe ściany z omszałymi osypiskami i niemającymi końca dywanami rododendronów. Gdy wrócisz do bazy potrudz się i przypomnij Iwarowi, żeby w lipcu cze-kali na nas w tym samym miejscu. Nie bój się, chłopie: dowódca nigdy o niczym nie zapomina.Skoro sięumówiliśmy, to pod koniec lipca będziemy tu na pewno.112 Dobrze.A gdyby nas nie było pierwszego sierpnia, wypijcie za spokójnaszych dusz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]