[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wtedy dzieje świata potoczyłyby się w sposób całkowicie odmienny.A jak wyglądałaby dziś nasza pozycja strategiczna wobec Rosjan? - zawołał admirał triumfująco.- To jest właśnie to, profesorze! Właśnie to!- Proszę mi wybaczyć, sir, ale ja uważam to za czysta bzdurę - Berger nie taił swego zniecierpliwienia.- W XVI wieku na wybrzeżu wschodnim była garstka osadników angielskich, francuskich i holenderskich; którzy przymierali głodem i z trudem bronili się przed czerwonoskórymi.W jaki więc sposób chciałby pan rościć pretensje do terytorium Syberii w imieniu Stanów Zjednoczonych, które narodzą się dopiero w dwieście lat później? To przecież czyste urojenia!- Chwileczkę, panie doktorze Berger.Prawa do jakiegoś terytorium może rościć sobie każdy, kto jest w stanie bronić potem tych ziem - odparł Fleissiger.- A gdyby przyszłe Stany Zjednoczone były już w XVI wieku w stanie.- Teraz podoba mi się pan o wiele bardziej, profesorze - wtrącił Francis pojednawczym tonem.Japończyk rzucił na admirała zaciekawione spojrzenie spod ciężkich, pomarszczonych powiek, następnie z westchnieniem wyrażającym pogardę opadł na fotel.Nawet przy najlepszych chęciach trudno było zorientować się, czy Kafu szydzi, kiedy powiedział: - Sęk w tym, żeby ludzie reprezentujący interesy innych zostawili sobie praktycznie 500 lat czasu i potem zupełnie spokojnie wysłali w przeszłość kompanię piechoty w celu zajęcia odpowiednich pozycji oraz żeby byli tam dokładnie tego dnia, kiedy pańscy ludzie przystąpią do desantu, aby sprawić im gorące powitanie.A powitanie byłoby na pewno gorące! W końcu 500 lat to dużo, jeżeli chodzi o rozwój techniczny broni.Pański oddział szturmowy byłby zgubiony, admirale Francis.Rozumie pan teraz, co miał na myśli mister Fleissiger?Triumfujący uśmiech zamarł Francisowi na wychudłych, gładko wygolonych policzkach; Hollister osowiały spuścił oczy; Berger wyglądał bardziej ponuro niż zazwyczaj.- Poza tym nie braliśmy jeszcze w ogóle pod uwagę efektu Aloysiusa - wtrącił Sam Fleissiger.- Jakiego efektu? - zdziwił się admirał.- Efektu Aloysiusa - powtórzył Fleissiger, spoglądając na Francisa znad okularów z dezaprobatą.- Zwanego tak na cześć Raphaela Aloysiusa Lafferty'ego, wynalazcy fenomenalnej maszyny ktistec.- Byt to autor powieści science-fiction z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych - dodał Kafu w formie objaśnienia, widząc zirytowany wzrok admirała, jakim tamten obrzucił obydwu naukowców z NASA.- Lafferty zajmował się między innymi zjawiskiem podróży w czasie i konsekwencjami wynikającymi z faktur czasu.- Co to za bzdury? - wybuchnął nagle Berger.- Zaczynam odnosić wrażenie, że nie traktuje się nas tu poważnie.- Jest pan w błędzie, doktorze Berger - odparował Fleissiger.- To nie są bzdury.Lafferty twierdzi (a jego argumentacja jest absolutnie logiczna) że z przeszłością można wyczyniać, co się komu żywnie podoba.Mieszkańcy teraźniejszości, wysyłający w przeszłość kogoś lub coś w celu dokonania tam jakiejś zmiany, nigdy nie są w stanie stwierdzić, czy owa zmiana zaszła czy też nie, bowiem w momencie następowania zmiany staje się realnością dziejową wynikła z niej alternatywa.To z kolei oznacza po prostu, że każdy współczesny wie, iż zawsze było tak a nie inaczej.Gdyby wysłał pan kogoś w roku 1775, żeby zabił George'a Washingtona, zanim jeszcze kongres kontynentalny powierzy mu naczelne dowództwo armii, to wszystkie podręczniki historii podawałyby potem, że George Washington, być może znakomity wódz naczelny, który być może poradziłby sobie z Brytyjczykami, został zabity w 1775 roku.Tak to wygląda! A wy, panowie, również nie znalibyście innej prawdy, gdyż tak a nie inaczej uczylibyście się o tym w szkole:- Czy mamy omawiać tu niedorzeczne pomysły jakiegoś autora science-fiction czy też projekt chronotronu? - zasapał gniewnie admirał.- Projekt chronotronu, sir - odparł niewzruszenie Fleissiger.Doktor Hollister zachichotał i potrząsnął głowa.- Proszę posłuchać, admirale Francis - kontynuował Fleissiger.- Pragnie pan za pomocy chronotronu przysporzyć korzyści swojemu narodowi.Jest tu jednak pewien minus: a mianowicie, że nikt panu za to nie podziękuje.Nikt ze współczesnych, nawet pan, nie zauważy nigdy, że coś zmieniło się na korzyść.A gdyby rzeczywiście odniósł pan sukces, poprawiając sytuację Stanów Zjednoczonych i ich sojuszników pod względem strategicznym, gospodarczym i politycznym, to inni powiedzą najwyżej: Jak nam dobrze! Ale o co, u diabła, chodzi temu Francisowi?Topi miliardy dolarów w ten potwornie drogi projekt, który nic nie da, żadnego sukcesu! A po co wyrzuca za okno te pieniądze? Żeby wiodło nam się jeszcze lepiej.Tymczasem już teraz jest hańba, że nam wiedzie się tak dobrze, a innym tak źle.Czy nie byłoby lepiej dać te pieniądze biednym chłopom jęczącym pod knutem cara, albo milionom Chińczyków, żyjących jeszcze w poddaństwie i co roku umierających masowo z głodu, podczas gdy ich władcy w Petersburgu i Pekinie opływają we wszystko.- Pan się myli - wykrzyknął Hollister.- Tu chodzi o coś zupełnie innego.- Czy rzeczywiście? A więc istnieją już konkretne plany? - Fleissiger nie ukrywał, jak bardzo jest zaskoczony.Admirał ściągnął wargi i obrzucił inżyniera posępnym spojrzeniem, następnie zwrócił się do profesora: - Tak dalej być nie może, w przeciwnym razie już niedługo będziemy czyścić buty szejkom naftowym, albo też komuniści przejmą cały ten kram, gdyż my przechodzimy z jednego kryzysu gospodarczego w drugi.Tu przeciwnicy broni jądrowej i zwariowani obrońcy środowiska, protestujący przeciw każdej wieży wiertniczej czy platformie, a tamci tymczasem śmieją się z nas w kułak i stawiają na pustyni złote klozety.Musimy uczynić temu kres, raz na zawsze!Hollister pokiwał głowa z aprobatą.Fleissiger wodził oczyma po wszystkich zebranych, nie kryjąc irytacji.Nigdy jeszcze nie widział tyle ognia u opanowanego zazwyczaj Francisa.Czyżby dotknął admirała w jakieś czułe miejsce? A może był to po prostu tak olbrzymi entuzjazm dla tej całej sprawy?- A więc stad wieje wiatr - powiedział niepewnie.- Panowie - wtrącił Kafu - to, na co się decydujemy, to tunel bez końca, a koszty takiego przedsięwzięcia przekroczą wszystko, co możemy sobie wyobrazić.- No to co? - wykrzyknął Francis z oburzeniem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]