[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To chłopca uspokoiło.Nie chodziło o czary; Ta-Kumsaw zwyczajnie mówił na dwa sposoby.Oczywiście jednak nasuwało się więcej pytań, na przykład, gdzie Ta-Kumsaw się tego nauczył.Alvin nie słyszał nigdy choćby plotek o tym, że wódz ma białych przyjaciół w kraju Appalachee, a przecież na pewno by o tym opowiadano.Z drugiej strony łatwo zgadnąć, dlaczego wolał to trzymać w tajemnicy.Co by pomyśleli ci żądni krwi Czerwoni, gdyby zobaczyli go tu i teraz? Jak mogłaby się powieść wojna Ta-Kumsawa?A właściwie jak Ta-Kumsaw mógł wydać taką wojnę, skoro miał prawdziwych białych przyjaciół, choćby mieszkańców tej doliny? Bez wątpienia kraina była tu martwa, przynajmniej w odczuciu Czerwonych.Jak Ta-Kumsaw to znosi? U Alvina wzbudzało to taki głód, że chociaż wpychał sobie do ust chleb i ser, aż brzuch mu sterczał, wciąż czuł ssanie w żołądku; pragnął wrócić do lasu i usłyszeć w sobie pieśń krainy.W czasie posiłku Becca opowiadała, co słychać w dolinie, wymieniała nazwiska, które dla Alvina nic nie znaczyły, ale każde z nich mogło należeć do kogoś z Vigor Kościoła.Żyli tu nawet jacyś Millerowie, co było naturalne, skoro tak wielka dolina z pewnością miała dość ziarna do mielenia, by dać pracę więcej niż jednemu młynarzowi.Wrócił staruszek, żeby sprzątnąć ze stołu.- Przyszliście obejrzeć moje płótno? - spytała Becca.Ta-Kumsaw kiwnął głową.- Między innymi po to.Becca z uśmiechem poprowadziła ich do krosna.Usiadła na stołku i ułożyła na kolanach nową tkaninę.Zaczęła o jakieś trzy jardy od krosna.- Tutaj - powiedziała.- Zgromadzenie twojego ludu w Proroczym Mieście.Alvin zobaczył, jak przesuwa palce nad całą wiązką nici osnowy, które porzuciły swoją właściwą ścieżkę, przewędrowały przez całą szerokość i zebrały się niedaleko krawędzi.- Czerwoni ze wszystkich plemion - mówiła dalej.- Najsilniejsi z twojego ludu.Włókna miały zielony odcień i były istotnie grubsze od pozostałych, mocne i zwarte.Becca przesunęła materiał.Zgromadzenie powiększało się, a nici nabrały barwy jasnej zieleni.Jak mogły tak zmieniać kolor? I jak w maszynerii krosna mógł tak się zmienić ich kierunek?- A teraz Biali zbierają się przeciwko nim.I rzeczywiście, kolejna wiązka nici, cieńsza z początku, poszerzyła się nagle i splątała w supły.Zdaniem Alvina, cała tkanina była ruiną: wszystkie włókna poplątane i nierówne.Kto by nosił koszulę uszytą z czegoś takiego? W dodatku kolory ułożono całkiem przypadkowo, zmieszane razem, nie próbując nawet utkać jakiegoś wzoru czy choćby zachować regularności.Ta-Kumsaw przyciągnął płótno do siebie.Ciągnął, aż odsłonił miejsce, gdzie wszystkie zielone nici rozluźniały się nagle i potem urywały - przynajmniej większość z nich.Osnowa była tu cienka i rzadka, może jedna nić na dziesięć normalnych.Całkiem jak na łokciu znoszonej koszuli: kiedy człowiek zgina rękę, najwyżej kilkanaście nitek kreśli mu linie na skórze w jedną, a żadna w drugą stronę.Jeśli te zielone nici oznaczały Prorocze Miasto, trudno nie zgadnąć, co się wydarzyło.- Chybotliwe Kanoe - szepnął Alvin.Teraz zrozumiał sens tej tkaniny.Becca pochyliła się i łzy kapnęły na materiał.Ta-Kumsaw nie uronił ani jednej.Pociągnął znowu.Alvin spostrzegł resztę zielonych nici, te nieliczne, które pozostały z masakry nad Chybotliwym Kanoe.Przesunęły się do krawędzi i zniknęły.Pas tkaniny był teraz węższy.W tym miejscu zaczynało się kolejne zgromadzenie, a nici nie były już zielone.Raczej czarne.- Czarne z nienawiści - wyjaśniła Becca.- Zbierasz swych ludzi z pomocą nienawiści.- Czy wyobrażasz sobie wojnę prowadzoną z miłością? - spytał Ta-Kumsaw.- To właśnie powód, dla którego w ogóle odrzucam wojnę.- Mówisz jak biała kobieta.- Przecież nią jest - wtrącił Alvin, według którego Becca miała absolutną rację.Oboje spojrzeli na niego, Ta-Kumsaw niecierpliwie, Becca z.rozbawieniem? politowaniem? - a potem wrócili do tkaniny.Wkrótce dotarli do miejsca, gdzie płótno zwisało z listwy, a dalej znikało w krośnie.Przez cały czas czarne włókna armii Ta-Kumsawa przemieszczały się bliżej siebie, łączyły, splatały
[ Pobierz całość w formacie PDF ]