[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.xiKrawcow patrzy na mnie wyczekująco, potem nalewa po pół szklanki zimnej wódki i w milczeniu wskazuje jedną z nich.- Z szefem też się czasem można napić.Nie bój się, to nie ty narzucasz mi się ze swoją przyjaźnią, to ja cię wezwałem.Pij.Ujmuję szklankę, podnoszę na wysokość oczu, uśmie­cham się do mojego szefa, i powoli wypijam.Wódka to ożywczy napój.Ponownie nalewa po pół szklanki:- Słuchaj, Suworow, swój wzlot zawdzięczasz tylko i wyłącznie mnie.- Zawsze o tym pamiętam.- Obserwuję cię od dawna i staram się ciebie zrozu­mieć.Na moje oko jesteś urodzonym przestępcą, choć się tego nie domyślasz i nie przeszedłeś kryminalnej szkoły życia.Nie protestuj, znam się na ludziach lepiej od ciebie.Widzę cię na wskroś.Pij.- Wasze zdrowie.- Zakąszaj ogóreczkiem.- Dziękuję.Ma posępny wyraz twarzy.Zapewne jeszcze przed mo­im przyjściem zdążył łyknąć co nieco.A po wypiciu zaw­sze robi się ponury.Zupełnie jak ja.Widocznie już to zauważył i na tej podstawie, a także innych prawie nie­zauważalnych cech szkicuje mój portret, będący projek­cją jego samego.- Gdybyś trafił, łotrze, pomiędzy knajaków, przyjął­byś się, jak nic.Wzięliby cię za swego, a po kilku latach cieszyłbyś się w bandzie wyraźnym autorytetem.Bierz kiełbaski, nie krępuj się.Przywożą mi ze specjalnego rozdzielnika.Pewnie w ogóle nie wiedziałeś, że taka kieł­basa istnieje, zanim cię wziąłem do siebie.Pij.Ponad pół metra wódki pochłonął.Stopniowo zaczyna działać.Widelec w jego dłoni utracił precyzję ruchów, ale głowa nie poddaje się działaniu alkoholu.Mówi jas­no i wyraźnie, myśli tak samo.- Jednego nie mogę w tobie, Suworow, zrozumieć: na­prawdę nie sprawia ci przyjemności męczenie innych, czy tylko udajesz? Mamy szerokie możliwości rozkoszować się swoją siłą.Wańkę-pederastę można dręczyć, ile dusza zapragnie.Ale ty stronisz od tych uciech.Dlaczego?- Nie bawią mnie męczarnie.- Szkoda.- Czy to źle w naszym fachu?- W ogóle to nie.Na świecie jest astronomiczna liczba prostytutek, lecz tylko nieliczne delektują się swoją sy­tuacją.Dla większości jest to tylko ciężka fizyczna pra­ca.Ale niezależnie od tego, czy kurwa lubi swój fach, czy nie, jakość świadczonych usług pozostaje w znacznym stopniu funkcją jej stosunku do wykonywanej pracy, poczucia odpowiedzialności, pracowitości.Niekoniecz­nie trzeba rozkoszować się swoją profesją, niekoniecznie trzeba ją lubić, ale w każdej sytuacji należy być praco­witym.Czego zęby szczerzysz?- Ładnie powiedziane: „pracowita prostytutka".- Nie ma się z czego śmiać, nie jesteśmy wcale lepsi od prostytutek, też wykonujemy nie całkiem czystą ro­botę ku czyjemuś zadowoleniu, i za nasz ciężki trud płacą nam nieźle.Nie bardzo lubisz swój zawód, ale jesteś pracowity, i to mi wystarcza.Nalewaj sam.- A wam?- Kropelkę.Dwa palce.Starczy.Słuchaj, po co cię wez­wałem.Przeżyć na naszej zasranej planecie można tylko pod warunkiem, że przegryza się gardziele innym.Taką możliwość daje władza.Utrzymać się przy władzy można jedynie drapiąc się wzwyż.Ja ciebie ciągnę do góry, alepotrzebuję też twojej pomocy, każdej, choćby i kryminal­nej.Kiedy wdrapiesz się za mną nieco wyżej, sklecisz własną grupę, i będziesz ciągnąć ją za sobą, a ja będę ciągnąć ciebie, a mnie jeszcze ktoś inny.I wszyscy razem będziemy wypychać naszego głównego lidera w górę.Nagłym ruchem chwycił mnie za kołnierz:- Zdradzisz, pożałujesz!- Nie zdradzę.- Wiem.- Patrzy surowo.- Możesz zdradzać kogo dusza zapragnie, choćby nawet Ojczyznę Radziecką, ale nie mnie.Nie waż się nawet o tym pomyśleć.Ani ci to w głowie, wiem, po twoich oczach diabelskich widzę.No, dopijmy, i fajrant.Jutro przyjdziesz do pracy o siódmej, i na dzie­wiątą przygotujesz do zdania wszystkie papiery.Zostałem mianowany szefem Zarządu Wywiadowczego Karpackiego Okręgu Wojskowego.Zabieram do Zarządu swoją ekipę.Oczywiście, biorę nie wszystkich i nie od razu.Niektórych przerzucę później.Ale ty jedziesz ze mną już teraz.Doceń.XIINie wiem, co się ze mną dzieje.Coś nie w porządku.Budzę się w środku nocy i długo gapię w sufit.Gdyby wysłali mnie gdzieś umierać w obronie czyichś intere­sów, zostałbym bohaterem.Nie żal mi życia, zupełnie go nie potrzebuję.Bierzcie, kto chce.No, bierzcie! Zapa­dam w krótki, niespokojny sen.I diabli unoszą mnie hen, daleko.Odlatuję wysoko, wysoko.Od Krawcowa.Od Specnazu.Od bezlitosnej walki.Jestem gotów wal­czyć.Jestem gotów gryźć gardziele.Tylko po co to wszy­stko? Walka o władzę, to bynajmniej nie bitwa w obro­nie Ojczyzny.W obronie Ojczyzny? Broniłem już, Ojczy­zno, twoich interesów w Czechosłowacji.Nieprzyjemne zajęcie, powiedzmy wprost.Lecę coraz wyżej i wyżej.Z niedościgłych wysokości ogarniam wzrokiem mój nie­szczęsny kraj ojczysty.Jesteś, mój kraju, ciężko chory.Nie wiem, co cię trawi.Może szaleństwo.Nie wiem, jak ci pomóc.Trzeba kogoś zabijać.Ale nie wiem, kogo.Dokąd lecę? Może do Boga? Boga nie ma! A może jed­nak do Boga? Boże, miej mnie w opiece!105Rozdział 5ILwów to najbardziej zagmatwane miasto świata.Tak właśnie budowano przed wieloma wiekami - żeby wrogo­wie nie mogli odnaleźć centrum.Natura zrobiła co w jej mocy, by pomóc budowniczym: wzgórza, wąwozy, wijąca się rzeczka.Spiralnie pokręcone lwowskie uliczki wyrzu­cają nieproszonego gościa albo na jej brzeg, albo do urwistego wąwozu, albo w ślepy zaułek.Pewnie i ja je­stem temu miastu wrogiem.Za nic nie mogę odszukać centrum.Zza drzew migocą kopuły cerkwi.Jest tuż--tuż.Wystarczy obejść kilka domów.Ale zaułek pro­wadzi mnie w górę, znika pod mostem, potem kilka ostry skrętów - i już nie widzę cerkwi, nie bardzo nawet wiem, w jakim jest kierunku.Trzeba wrócić do punktu wyjścia i zacząć wszystko od nowa [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl