[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potem zaś cztery wiejskie okienka Diany ukazały się, sunąc szybko w dółrzeki.Ramy okienne były podniesione i jedna z białych perkalowych firanek powiewała po-ziomo jak proporzec nad skłębioną wodą śladu torowego statku.%7łeby kogoś tak nabrać i złamać prawo kolejności, to był wypadek niesłychany.W biurzemojego agenta, dokąd poszedłem natychmiast, aby się poskarżyć, zapewnili mnie, wśródprzeprosin, że nie mogą zrozumieć, jakim sposobem taka pomyłka mogła się wydarzyć; aleSchomberg, kiedy wpadłem pózniej do restauracji, aby przełknąć coś na śniadanie, chociażzdziwił się na mój widok, wyjaśnienie miał zaraz gotowe.Zastałem go siedzącego przy końcudługiego, wąskiego stołu naprzeciwko żony, wychudzonej kobieciny o długich lokach i nie-bieskim zębie, uśmiechającej się idiotycznie w przestrzeń; robiła zawsze przestraszoną minę,kiedy ktoś się do niej odezwał.Między nimi rozkołysane punkah wachlowało dwadzieściapustych trzcinowych krzeseł i dwa rzędy błyszczących talerzy.Trzech Chińczyków w białychkurtkach wałęsało się z serwetami w ręku naokoło pustego stołu.Ukochany table d'hóteSchomberga nie miał tego wieczoru wielkiego powodzenia.Schomberg opychał się zapamię-tale i wyglądał na przepełnionego goryczą.Rozkazał brutalnym głosem, żeby mi przyniesiono kotlety, po czym rzekł odwracając sięna krześle:% Powiedzieli panu, że to pomyłka? Nic podobnego! Niech pan nie wierzy w to ani nachwilę, panie kapitanie! Falk to nie jest taki człowiek, żeby się mylić, chyba że pomyli sięnaumyślnie.% Miał nieugięte przekonanie, że ten Falk przez cały czas usiłował wkraść siętanim kosztem w łaski Hermanna. Tanim kosztem, niech pan to zapamięta! Nie zapłaci anicenta za wyrządzenie panu tej zniewagi, a kapitan Hermann wyprzedzi o dzień pański statek.Czas to pieniądz! Co? Zdaje mi się, że pan jest na bardzo dobrej stopie z kapitanem Herman-nem, ale cóż z tego, człowiek musi się cieszyć z każdej drobnej korzyści, jaką może uzyskać.Kapitan Hermann zna się na interesie, a w interesach przyjazń nie istnieje.Czy nie mam racji?%Pochylił się naprzód i jak zwykle zaczął zerkać ukradkiem.%Ale Falk jest i był zawszenędznikiem.Ja bym nim pogardzał.Mruknąłem kwaśno, że nie mam szczególnego szacunku dla Falka.% Ja bym nim pogardzał % powtórzył z naciskiem, jakby niespokojnie, co byłoby mnieubawiło, gdybym nie był tak szczodrze zgryziony.Każdy młody człowiek, dosyć sumienny itak pełen dobrej woli, jak to się zdarza tylko u młodych, bierze zwykłe przeciwności życia zaszczególne okrucieństwo.Młodość, która jest dość mało doświadczona, by wierzyć w winę, wniewinność i w siebie, gotowa jest zawsze przypuszczać, że zasłużyła może na swój los.Wal-czyłem z kotletem, chmurny i pozbawiony apetytu; pani Schomberg siedziała ze swoimwiecznym głupim grymasem na ustach, a stek głupstw wypowiadanych przez Schombergarósł z każdą chwilą.% Coś panu powiem.Tu chodzi o tę dziewczynę.Nie wiem, na co kapitan Hermann czeka,ale gdyby się mnie zapytał, mógłbym mu coś niecoś o Falku powiedzieć.To kutwa.I zupełnyniewolnik.Tak go właśnie nazywam.Niewolnik.Zeszłego roku zacząłem prowadzić ten tabled'hóte i porozsyłałem zawiadomienia, jak pan wie.Myśli pan, że choć raz przyszedł tu cośzjeść? %7łe choć raz spróbował? Nic podobnego.Wynalazł sobie teraz kucharza z Madrasu,skończonego oszukańca, którego wygnałem z kuchni trzciną.Nie nadaje się na kucharza dla81białych.Nawet i nie dla psów białych ludzi; ale, uważa pan, panu Falkowi wystarczy byle jakiparszywy krajowiec, który potrafi ugotować garnek ryżu.Falk kupuje sobie za parę centówryżu i kawałek ryby na łodzi rybackiej w porcie i to jest jego pożywienie.Trudno temu uwie-rzyć, prawda? %7łeby biały człowiek tak postępował.Obtarł usta, wywierając swój gniew na serwecie i spoglądając na mnie.Mimo zgnębienia,przyszło mi na myśl, że jeśli wszystko mięso w mieście podobne jest do tych kotletów, toFalk właściwie ma słuszność.Miałem to już na końcu języka, ale wzrok Schomberga byłonieśmielający.Mruknąłem więc zamiast tego:% Może on jest wegetarianinem?% On jest skąpcem.Nędznym skąpcem % twierdził hotelarz z wielką siłą.% Naturalnie, żemięso nie jest tu takie dobre jak w kraju.I drogie w dodatku.Ale przecież pan widzi.Biorętylko dolara za obiad, a dolara pięćdziesiąt centów za kolację.Niech mi pan pokaże, gdzie jesttaniej.A dlaczego ja to robię? Korzyści z tej zabawy mam mało.Falk nie chciałby nawetspojrzeć na taki zarobek.A ja to robię dla tutejszej białej młodzieży, która nie miałaby gdziezjeść porządnego posiłku w przyzwoitym, szanującym się towarzystwie.Przy moim stole jestzawsze pierwszorzędne towarzystwo.Ogarnął puste krzesła tak pewnym spojrzeniem, że się poczułem, jak gdybym wtargnął dotowarzystwa obiadujących duchów znakomitości.% Biały powinien jeść, jak białemu przystoi, do stu diabłów % wybuchnął gwałtownie.%Powinien jeść mięso, musi jeść mięso.Ja umiem zdobywać mięso dla moich klientów przezcały rok.Może nie? U mnie się nie pitrasi dla bandy nędznych kulisów; może jeszcze kotlet,panie kapitanie?.Nie? Ej, kelner zabrać to!Oparł się gwałtownym ruchem o tylną poręcz krzesła i czekał posępnie na curry.Na wpółzamknięte żaluzje przyciemniały pokój przesiąknięty zapachem świeżej farby; rój much brzę-czał i opadał kolejno, a uśmiech biednej pani Schomberg zdawał się ogniskować głupotęwszystkich durniów, jacy tylko w tych gołych ścianach zabierali głos, oddychali i byli kar-mieni wstrętnym bawolim mięsem.Schomberg zamilkł i otworzył usta dopiero po to, aby wnie wsunąć łyżkę tłustego ryżu.Przewrócił śmiesznie oczyma przy połykaniu gorącego po-karmu i zaczął mówić na nowo.% To jest wprost poniżające.Zanoszą mu do sterówki tacę z półmiskiem i nakryciem, a onzamyka jedne i drugie drzwi, zanim się wezmie do jedzenia.Naprawdę! Musi się sam siebiewstydzić.Niech pan zapyta mechanika.Nie może się obejść bez mechanika % rozumie pan %a ponieważ od żadnego szanującego się człowieka nie można oczekiwać, by się zgodził nataki wikt, Falk dodaje im na strawne jeszcze piętnaście dolarów miesięcznie.Ręczę panu, żeto prawda! Niech pan tylko zapyta pana Ferdinanda da Costa.Tak się nazywa mechanik, któ-rego Falk ma teraz na statku.Musiał go pan widzieć w moim zakładzie; delikatny, ciemno-włosy młodzieniec o bardzo pięknych oczach i małym wąsiku.Przybył tu przed rokiem zKalkuty.Mówiąc między nami, domyślam się, że tamtejsi lichwiarze musieli go przycisnąć.Chwyta każdą okazję, żeby wpaść do mnie na obiad czy śniadanie, bo niechże mi pan powie,cóż to za przyjemność dla wykształconego młodzieńca jadać samotnie w swojej kajucie %jakdzika bestia? Falk sobie wyobraża, że jego mechanicy będą znosili takie rzeczy za piętnaściedolarów pensji ekstra.A te krzyki na statku za każdym razem, gdy jakiś zapaszek kuchennyrozejdzie się po pokładzie! Nie uwierzyłby pan! Któregoś dnia da Costa namówił kucharza,żeby mu usmażył kotlet, i to kotlet z żółwia, wcale nie wołowy, no i tłuszcz się przypalił czycoś w tym rodzaju.Młody da Costa sam mi to opowiadał tu, w tym pokoju
[ Pobierz całość w formacie PDF ]