[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale przewoźnik winien pilnować obu brzegów, wobec czego Mattis odpłynął trochę dalej.Nie miał określonych godzin pracy, natomiast kusiło go, by wypróbować łódź, którą naprawił z takim mozołem.Ach, jak to cudownie nareszcie mieć stałe zajęcie! Skończyło się wyczekiwanie, aż właściciel jakiejś zagrody ulituje się nad nim, skończone nieznośne dni pracy w towarzystwie silnych i mądrych.,,I do tego taka praca - Mattis kilkakrotnie energicznie poruszył wiosłami.- Zarobię na nową łódź i przestanę używać tej łupiny.Im piękniejszą będę miał łódź, tym więcej ludzi zechce ze mną pływać.A może także zjawią się osoby, które ja pragnę przewozić.”Mattis płynął prosto, jak strzelił.Myśli też układały się w należytym porządku.- Pewno urodziłem się na przewoźnika po jeziorze! - powiedział.- I po co zawracałem sobie głowę różnymi in­nymi zajęciami.Mattis postanowił przepłynąć na drugą stronę i tam na ra­zie poczekać.Jednakże na zasnutym błękitną mgłą zachodnim wybrze­żu nie zastał nikogo.Nic dziwnego, dopiero pierwszy dzień.Ludzie najpierw muszą dowiedzieć się o istnieniu przewoź­nika, a dopiero potem będą do niego przychodzili.Płynął wolno wzdłuż brzegu, bo chciał przekonać się, czy istnieje droga wiodąca przez las do jeziora.Nie.A zatem trzeba czekać tam, gdzie najłatwiej przybić łodzią do brzegu.“Przewoźnik musi nieustannie czekać" - powiedziała Hege.Mattis był dobrej myśli, zadowolony wyciągnął się na dnie łódki, twarz zwrócił ku słońcu.Łódź pachniała mocno i przyjemnie, poprzedniego wieczora bowiem uszczelnił wszystkie szpary szmatami nasyconymi dziegciem.Poza tym od silnie nagrzanego lasu płynęły miłe wonie.Mattis przeciągał się z zadowoleniem,“Leżę tu sobie, leniuchuję, a jednocześnie pracuję.” Wy­buchnął śmiechem.Leżał dosyć długo, lecz nikt nie nadszedł, powiosłował zatem z powrotem w kierunku domu.Może ktoś czeka na tamtym brzegu? W każdym razie, jeśli prze­woźnik będzie pływał stale tam i z powrotem, ludzie muszą go zauważyć i nowina szybko się rozniesie.Taki to los przewoźnika, musi być jednocześnie w różnych miejscach, jak to zrobić?Z przyjemnością powtarzał półgłosem słowo “przewoźnik” - nazwa jego obecnego zawodu brzmiała wcale dobrze.I ża­den przewoźnik na pewno nie umie wiosłować po tak prostej linii.Trudno zachować bardziej prosty kurs! Szkoda, że ślad na wodzie znika tak prędko, równiutki szlak powi­nien utrwalić się na bardzo, bardzo długo.Po tej stronie, po której Mattis mieszkał, też nie było ni­kogo.Miał wielką ochotę pobiec do Hege chociaż na pięć minut, ale nie uległ pokusie.Cierpliwie siedział na brzegu, zajadając chleb.Dzisiaj Hege nie powinna zrzędzić, brat nie będzie już dla niej ciężarem.Mattis leżał na brzegu i po­żywiał się.- Co to?Mattis nastawił ucha.Po dłuższej chwili napięcia usiadł.Chyba ktoś wołał z zachodniego wybrzeża! Przestał żuć, żeby pilniej nasłuchiwać.Z ustami wypchanymi chle­bem długo wytężał słuch.Ach, nie, z tak znacznej odległości niczyj głos nie doleci.A jednak ktoś woła!Mattis natychmiast wypłynął na jezioro.Ten głos miał dziwnie znane brzmienie.Przypominał głos Hege, ale to by­ło niemożliwe, bo przecież ona znajdowała się po tej stronie jeziora.- Hege woła.z daleka, z drugiego brzegu - mruknął sam do siebie.Ktoś woła?Od razu, pierwszego dnia! Mattis zląkł się ogromnie istoty, która potrafiła wołać przez całą szerokość jeziora.Ależ to Hege.Głupstwo!Całe szczęście, że nie w nocy.Bo przewoźnicy muszą trwać na stanowisku nawet w ciemną noc.Ludzie wzywają ich i w dzień, i w nocy.W każdym razie wołanie ustało.Mattis wiosłował co sił ku przeciwległemu brzegowi, od żaru słońca pot zalewał mu twarz.Ale to nie miało znaczenia.Mattis-przewoźnik musi być użyteczny, to najważniejsze.Myśl jego prawidłowo kie­rowała wiosłami,Pusto.Nikogo nie widać, nic nie słychać.Na zachodnim brzegu jeziora ciągnął się długi pas niewielkich zalesionych pagórków, z wyższymi szczytami w głębi.Same lasy dokoła, ani jednego domu.Za najdalszymi wzgórzami też chyba nikt nie mieszkał, istne pustkowie!Kto wołał?- Nikt, oczywiście, bo przez jezioro niczyj głos nie doj­dzie - rzekł Mattis stanowczo.Czyżby to była nieczysta sprawa? Ponieważ jednak odno­sił się do pracy przewoźnika z wielką powagą, więc cze­kał, że każdej chwili ktoś wyłoni się z lasu.Przewoźnik musi stykać się z różnymi istotami.Pustka dokoła.Czyj głos mógł nieść dalej niż zwykły głos ludzki?A może przewoźnik sam powinien się odezwać? Mattis stanął w łódce i z lękiem zawołał:- Hej! - tak bowiem powinien postąpić.Odpowiedziało mu jedynie echo.- Tu jestem! - wołał Mattis w kierunku ciemnych wzgórz kryjących tysiące tajemnic.Nikt nie wyszedł z lasu.Po tej stronie nikt nie potrzebo­wał przewoźnika.Niedobrze!- Hege powiedziała, że wypadnie czekać, długo czekać - pocieszał się Mattis.- Jednakże ktoś mnie wzywał!Znowu nasłuchiwał, cały zamienił się w słuch.Wołanie rozległo się teraz z przeciwnego brzegu, z tego, na którym Mattis mieszkał.Ponownie zabrzmiał ten sam głos, dla którego odległość nie stanowiła przeszkody.I tak jak poprzednio był głosem Hege.Chyba ktoś wzywa prze­woźnika, bo cóż innego mogło to oznaczać?- Dobrze, zaraz! - odpowiedział Mattis drżąc od stóp do głów i jednocześnie obrócił łódeczkę - ale to duży ka­wał drogi!“Pewno tylko pierwszy dzień jest taki dziwny" - pomy­ślał ogromnie zaniepokojony.Płynął z powrotem.Posuwał się wolno, bo przecież na dłuższą metę trudno zdobyć się na szybkie wiosłowanie.Ale mimo wszystko obiecywał sobie, że przewiezie każdego, kto tylko zechce.Płynął prościutko do celu.Pracował wiosłami prawidłowo.Wytężał siły.Dobił do brzegu, na którym mieszkał i z prze­rażeniem stwierdził, że nikt tam nie czekał.Zbocze, pagórek, obejście koło domu, słowem - dobrze znane mu miej­sca świeciły jak zawsze pustkami.Krtań zacisnęła mu się z trwogi, z trudnością przełykał ślinę.Znajome wybrzeże budziło teraz niepokój, lęk.Nie pozostawało mu nic innego do zrobienia jak wrócić do domu, do Hege.Nie przyszło mu na myśl, że może to ona go wolała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl