[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lecz w wypadku gdy takie długoterminowe dzierżawy wygasały, rzadko kiedy zawierano je na nowo z tymi samymi dzierżawcami.Domy dzierżawne ulegały najczęściej rozbiórce lub też farmer zabierał je dla swych stałych pracowników.Wieśniacy nie zajmujący się uprawą roli byli niechętnie widziani, a ich wypędzenie uniemożliwiało prowadzenie handlu czy rzemiosła innym, którzy z konieczności musieli iść śladem swych poprzedników.Rodziny będące depozytariuszami wiejskich tradycji i stanowiące niegdyś trzon życia wsi musiały szukać schronienia w wielkich centrach przemysłowych.Ten proces, nazywany humorystycznie przez statystyków “dążeniem ludności wiejskiej do wielkich miast", był w istocie niczym innym jak dążeniem wody do płynięcia w górę, gdy ją do tego zmuszają maszyny.Ponieważ ilość mieszkań w Marlott została wskutek zburzenia wielu domów uszczuplona, każdy pozostały dom był przez farmerów poszukiwany dla ich stałych pracowników.Od czasu wydarzenia, które rzuciło cień na życie Tessy, według milczącej opinii wsi rodzina Durbeyfieldów (w której arystokratyczne pochodzenie nie wierzono) w razie wygaśnięcia dzierżawy będzie musiała wieś opuścić, choćby ze względu na moralność.Nie ulegało zaiste wątpliwości, że dom ich nie świecił przykładem wstrzemięźliwości, trzeźwości ani obyczajności.Ojciec, a nawet matka od czasu do czasu upijali się, młodsze dzieci rzadko kiedy chodziły do kościoła, a najstarsza córka utrzymywała nielegalne związki.Tak czy inaczej, życie na wsi powinno być czyste.Więc gdy tym razem w święto Zwiastowania można było pozbyć się Durbeyfieldów, ich obszerny dom został oddany pewnemu woźnicy obdarzonemu liczną rodziną, a owdowiała Joanna, Tessa, Liza-Lu, Abraham i młodsze dzieci musiały sobie szukać schronienia gdzie indziej.W przeddzień ich wyprowadzki noc zapadła wcześniej wskutek drobnego, mżącego deszczu zaciemniającego niebo.Ponieważ był to ich ostatni wieczór spędzany we wsi, gdzie urodzili się i gdzie stał ich dom ojczysty, pani Durbeyfield z Lizą-Lu i Abrahamem poszli pożegnać się z przyjaciółmi, a Tessa aż do ich powrotu miała pilnować domu.Klęczała właśnie na okiennym parapecie z twarzą tuż przy framudze, a zewnętrzna szyba deszczu ześlizgiwała się po wewnętrznej – szklanej.Oczy jej spoczywały na pajęczynie, w której pająk pewnie od dawna zagłodził się na śmierć, gdyż niebacznie rozsnuł ją w kąciku, dokąd muchy nigdy nie zaglądały; pajęczyna drżała pod lekkim przeciągiem wiejącym z okna.Tessa rozmyślała nad fatalnym położeniem swej rodziny, robiąc sobie wyrzuty, że sama się do tego przyczyniła.Gdyby nie powróciła do domu, prawdopodobnie matce i dzieciom pozwolono by pozostać tu nadal za tygodniową opłatą komornego.Niestety, powrót jej został prawie natychmiast zauważony przez kilka skrupulatnych osób mających we wsi duże wpływy.Widziano ją na cmentarzu, gdzie za pomocą małej kielni starała się, jak mogła, doprowadzić do porządku zapadnięty dziecięcy grobek; w ten sposób dowiedziano się, że zamieszkała na nowo w Marlott.Pani Durbeyfield została surowo zgromiona za udzielenie jej przytułku, na co ostro się odcięła i lekkomyślnie oświadczyła, że gotowa jest wynieść się natychmiast.Schwytano ją za słowo i oto, co z tego wynikło.– Nie powinnam była wracać do domu – wyrzucała sobie gorzko Tessa.Była tak zatopiona w myślach, że z początku nie zwróciła uwagi na jeźdźca w białym nieprzemakalnym płaszczu jadącego ulicą.Może dlatego od razu ją zauważył, że trzymała twarz tuż przy szybie, a on podjechał do samego domu, tak że kopyta końskie niemal dotknęły krawędzi niskiego ogrodzenia, za którym pod samą ścianą zasadzone były jakieś rośliny.Tessa spostrzegła go dopiero w chwili, gdy szpicrutą dotknął szyby.Deszcz już prawie ustał, więc w odpowiedzi na ten gest posłusznie otworzyła okno.– Czy nie widziałaś mnie? – zapytał d'Urberville.– Nie uważałam – odpowiedziała.– Słyszałam tętent, ale zdawało mi się, że to konie i powóz.Właściwie na pół drzemałam.– Może słyszałaś karocę d'Urberville'ów.Chyba znasz tę legendę?– Nie, mój.ktoś miał mi ją opowiedzieć, ale nie opowiedział.– Jeżeli jesteś naprawdę z rodu d'Urberville'ów, to również nie powinien bym ci jej opowiadać.Lecz ja jestem tylko podrobionym d'Urberville'em, więc mnie to nie dotyczy.Ta opowieść jest raczej ponura.Podobno turkot tej nie istniejącej karocy może być usłyszany tylko przez osoby z krwi d'Urberville'ów i uważany jest za złą wróżbę dla tych, co ten dźwięk usłyszeli.Chodzi tu o morderstwo dokonane przed wiekami przez kogoś z tego rodu.– Skoro pan zaczął, to może pan dokończy.– Dobrze.A więc jeden z d'Urberville'ów porwał piękną kobietę, ona usiłowała uciec z karocy, w której ją uwoził przemocą, i podczas walki zabił ją czy też ona jego, dokładnie tego nie pamiętam.Oto cała historia.Ale widzę, że wasze balie i wiadra są zapakowane.Czy wyjeżdżacie stąd?– Tak, jutro.W święto Zwiastowania.– Słyszałem o tym, lecz trudno mi było w to uwierzyć.Stało się to tak nagle.Dlaczego?– Ojciec był ostatnim z żyjących, którzy mieli na tym domu dożywocie.Z chwilą gdy umarł, nie mamy już prawa tu pozostać.Może zresztą moja rodzina mogłaby tu dalej mieszkać jako lokatorzy płacący komorne tygodniowe, gdyby nie ja.– Dlaczego gdyby nie ty?– Bo.nie jestem przyzwoitą kobietą.D'Urberville poczerwieniał.– To doprawdy wstyd! Nędzne snoby! Niech ich brudne dusze spalą się w piekle na popiół! – zawołał tonem ironicznego oburzenia.– Więc dlatego wyjeżdżacie? Wypędzają was?– Ściśle mówiąc nie wypędzają, ale skoro i tak będziemy musieli wkrótce dom opuścić, to lepiej zrobić to teraz, kiedy wszyscy się przeprowadzają, więc będzie nam łatwiej zdobyć mieszkanie.– Dokąd chcecie jechać?– Do Kingsbere.Wynajęliśmy już tam pokoje.Matka jest tak przejęta wszystkim, co się tyczy rodziny ojca, że chce tam właśnie zamieszkać.– Ależ twoja rodzina będzie źle się czuła w wynajętym mieszkaniu, w takiej dziurze jak ta mieścina.Słuchaj, czy nie byłoby lepiej, gdybyście zamieszkali u mnie w Trantridge, w domku ogrodnika? Od śmierci mojej matki jest tam już niewiele drobiu, ale jak wiesz, jest dom i ogród
[ Pobierz całość w formacie PDF ]