[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pech CIynes a polegał na tem, że zmuszony był głośno usprawiedliwiaćswe poczynania, ponieważ w składzie frakcji parlamentarnej Labour-partyznalezli się posłowie, którzy zadali ministrowi, choć pełne szacunku, ale mimoto nieprzyjemne pytania.W takiej samej nieprzyjemnej sytuacji znalazł się ipremjer norweski.Niemiecki gabinet uniknął tej niewygody.W Reichstagu nieznalazł się ani jeden poseł, któryby zainteresował się prawem azylu.Fakt tenjest tembardziej godny uwagi, że, jak pamiętamy, przewodniczący Reichstagu,przy owacji większości, obiecał udzielić mi prawa azylu, wówczas, kiedyjeszcze o nie nie prosiłem.Rewolucja pazdziernikowa nie głosiła abstrakcyjnych zasad demokracji, wich liczbie i prawa azylu.Państwo sowieckie otwarcie opierało się na prawiedyktatury rewolucyjnej.Nie przeszkodziło to Vandervelde, podobnie, jak iinnym socjal-demokratom, przyjeżdżać do Sowieckiej republiki i nawetwystępować w Moskwie w roli obrońców tych sił, które dokonywałyzamachów terorystycznych na kierowników rewolucji Pazdziernikowej.Odwiedzali nas i dzisiejsi angielscy ministrowie.Nie pamiętam kto397wszystko przyjeżdżał, nie mam pod ręką żadnych materjałów, alepamiętam, że w liczbie przyjeżdżających znajdował się Snowden i mrs.Snowden.Było to zapewne w 1920 roku.Nie przyjmowano ich poprostu jakturystów, lecz traktowano jak gości, co bodaj-że było nawet zbędne.Dawano im do dyspozycji lożę w Wielkim teatrze.Przypominam to sobie wzwiązku z małym epizodem, który nie zaszkodzi tu opowiedzieć.Przyjechałemz frontu do Moskwy, bardzo daleki myślą od angielskich gości, nie wiedziałemnawet, kto są owi goście, ponieważ, zbyt pochłonięty innemi troskami, nieczytywałem prawie gazet.Na czele komisji, przyjmującej Snowdena, mrs.Snowden, zdaje się Bertama Russela, Williamsa i szereg innych osób, stałAozowskij.Zakomunikował mi telefonicznie, że komisja żąda, abym zjawił sięw teatrze, w którym znajdują się angielscy goście.Usiłowałem uchylić się odtego, ale Aozowskij obstawał przy tem, że jego komisja posiada wszelkiepełnomocnictwa od biura politycznego i że powinienem innym dawać przykładdyscypliny.Udałem się do teatru wbrew woli.W loży znajdowało się okołodziesięciu gości angielskich.Teatr był przepełniony.Na froncie odnosiliśmyzwycięstwa.Teatr bił gromkie brawa na cześć zwycięstw.Angielscy gościeotoczyli mnie i również oklaskiwali.Wśród nich znajdował się misterSnowden.Teraz, naturalnie, wstydzi się tej przygody.Ale przekreślić jej niemożna.A tymczasem ja również chciałbym ją przekreślić, jako, że brataniesię moje z labourzystami było nie tylko nieporozumieniem, lecz błędempolitycznym.Uwolniwszy się jak najspieszniej od gości, udałem się do Lenina.Był podniecony: Czy to prawda żeście się z tymi panami (Lenin użył innegosłowa) pokazywali w loży? Powołałem się na Aozowskiego, na komisjęC.K., na dyscyplinę, głównie zaś na to, że nie miałem pojęcia o tem, kim są cigoście.Lenin był oburzony na Aozowskiego i na całą wogóle komisję, ja zaśdługo nie mogłem darować sobie mej nieostrożności.Jeden z obecnych ministrów angielskich przyjeżdżał, zdaje się, kilkakrotniedo Moskwy, w każdym bądz razie odpoczywał w Sowieckiej republice,mieszkał na Kaukazie i odwiedzał mnie.To minister Lansbury.Ostatnimrazem widziałem się z nim w Kisłowodsku.Proszono mnie natarczywie, abymwstąpił choć na kwadrans do Domu Wypoczynkowego, gdzie mieszkaliczłonkowie naszej partji i kilku cudzoziemców.Przy dużym stole siedziałokilkadziesiąt osób.Było to coś w rodzaju skromnego bankietu.Pierwszemiejsce zajmował gość, Lansbury.Gość wygłosił po mojem przybyciu speach,poczem zaś zaśpiewał: For he s a jolly good fellow.Oto, jakie uczuciawyrażał mister Lansbury pod moim adresem na Kaukazie.On również,prawdopodobnie, chciałby o tem zapomnieć.Muszę powiedzieć, że rozpocząwszy starania o wizę, specjalnemidepeszami przypomniałem Snowdenowi i Lansbury emu, że korzystali zsowieckiej, a więc i mojej, gościnności.Wątpię, czy depesze te wywarły nanich wielkie wrażenie.Wspomnienia w polityce równie mało ważą, jak idemokratyczne zasady.Mister Sidney Webb i mrs.Beatrice Webb złożyli mi w najuprzejmiejszysposób i to całkiem niedawno, w początku maja 1929 roku, wizytę już wPrinkipo.Rozmawialiśmy o prawdopodobieństwie dojścia do władzy partjirobotniczej.Zauważyłem mimochodem, że natychmiast po utworzeniu sięrządu Macdonalda zażądam wizy.Mister Webb wypowiedział się w tymduchu, że rząd okazać się może niedość silny i, wskutek swej zależności odliberałów, niedość swobodny.Odpowiedziałem, że partja, która jest niedość398silna, aby odpowiadać za swoją działalność, nie ma prawa obejmowaniawładzy.Głęboka różnica między naszemi poglądami wcale nie wymagałanowego sprawdzianu.Webb znalazł się u władzy.Zażądałem wizy.RządMacdonalda odmówił mi jej, ale wcale nie dlatego, że liberali przeszkodzili muw ujawnieniu jego demokratyzmu.Przeciwnie.Rząd Labour-party odmówił miwizy, mimo protestów liberałów.Tego warjantu mister Webb nie przewidział.Należy zresztą zaznaczyć, ze wówczas nie był jeszcze baronem Passfield.Niektórych z tych ludzi znam osobiście.O innych sądzić mogę na zasadzieanalogji.Zdaje mi się, ze wyobrażam ich sobie dość trafnie.Ludzie ciwyniesieni zostali przez automatyczne rozrastanie się organizacyjrobotniczych, zwłaszcza po wojnie, i polityczne wyjałowienie liberalizmu.Całkowicie utracili ów naiwny idealizm, który posiadali niektórzy z nich 25-30lat temu.Wzamian zato, przybyła im rutyna polityczna i umiejętność nieprzebieraniaw środkach.Ale, o ile idzie o horyzont polityczny, zostali tem, czem byli:lękliwymi drobno-mieszczanami, których metody myślenia są bez porównaniabardziej zacofane, niż metody produkcji angielskiego przemysłu węglowego.Dzisiaj najbardziej obawiają się tego, że sfery dworskie i wielcy kapitaliści niezechcą brać ich na serjo.Nic w tem dziwnego: przyszedłszy do władzy, zbytbezpośrednio odczuwają własną słabość.Nie mają i nie mogą mieć tych zalet,jakie posiadają stare kliki rządowe, gdzie tradycja i rutyna rządzenia,przekazywane z pokolenia na pokolenie, zastępują niejednokrotnie rozum izdolności.Ale nie posiadają również i tego, co mogłoby stanowić ichprawdziwą siłę, t.j.wiary w masy i w zdolność utrzymania się na własnychnogach.Lękają się mas, które wyniosły ich wgórę, tak samo, jak obawiają siękonserwatywnych klubów, olśniewających ich ubogą wyobraznię swąwspaniałością.Aby usprawiedliwić swe dojście do władzy, wydaje się imrzeczą konieczną pokazanie starym klasom rządzącym, że nie są byle jakimirewolucjonistami uchowaj Boże, nie, najzupełniej zasługują na zaufanie,oddani są kościołowi, królowi, izbie lordów, tytułom t.j.nie tylko świętejwłasności prywatnej, ale i wszystkim rupieciom wieków średnich.Odmowawizy dla rewolucjonisty to w rzeczywistości szczęśliwa dla nich okazjaujawnienia raz jeszcze swe czcigodności.Cieszę się bardzo, że dostarczyłemim tej okazji.I to zostanie w swoim czasie policzone.W polityce, jak wnaturze, nic nie ginie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]