[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Skąd wiesz?- Kiedy byłaś nieprzytomna, Uriona odczytała twoje wspomnienia.Coryphen - ale to tak przy okazji - jest wściekły, żeś go oszukała.Chciał cię odesłać do groty niewolników, Uriona jednak poleciła przywieść cię tutaj.Podejrzewam, że ona ma wobec ciebie jakieś osobliwe plany.Vixa poczuła zaciskającą się na jej sercu obręcz strachu.Uriona wtargnęła do jej umysłu!- Jak głęboko zapuściła się w moje wspomnienia? - spytała księżniczka z nieźle udaną obojętnością.Czekając na odpowiedź, udawała, że rozgląda się beztrosko po komnacie, Naxos jednak dobrze pojął wagę pytania.- Nie trap się, księżniczko - odpowiedział po prostu.- Sięgnęła płytko i delikatnie.Owszem.potrafiłaby sięgnąć głębiej, to jednak wymagałoby od niej sporego wysiłku.i mogłoby się okazać, że po czymś takim.przestałaś być dla niej użyteczna.Za zasłoną dał się słyszeć odgłos kroków.Naxos błyskawicznie zerwał się z łoża.- Nie daj się, księżniczko.W życiu nie ma nic pewnego.a przyszłość jest tylko przyszłością., dopóki sami nie przekujemy jej w rzeczywistość.Wypowiedziawszy tę wcale nie przynoszącą pociechy kwestię, dał nura za zasłony.Vixa opadła na poduszki i zamknęła oczy.Serce waliło jej jak młotem, choć nie była pewna i nie umiałaby powiedzieć, czy przyczyną tego było czyjeś nadejście czy odejście irytującego ją Naxosa.Zasłony szarpnięte dłonią Coryphena szybko się rozsunęły.- Widzę, że już się obudziłaś, księżniczko.- ostatnie słowo powiedział tak, jakby wypluwał z ust truciznę.Dziewczyna udała, że jest zaspana i niełatwo jej się ocknąć.- Nie sądziłam, że będzie mi dane znów się obudzić - odpowiedziała, ziewając szeroko.- Nie zdarzyło się jeszcze, żeby jakiś lądowiec spojrzał w oblicze Jej Boskości i pozwolono mu potem żyć.Oddychasz jedynie dlatego, że nasza boska władczyni przejrzała twe mizerne oszustwo.Nie rozleje ona krwi Kith-Kanana - oznajmił Coryphen.- Ale ty, panie.dałeś się zwieść, mojemu - jak to nazywasz - mizernemu oszustwu.Palce Coryphena zwarły się mocniej na rękojeści zatkniętego za pas sztyletu.Vixa poznała w nim broń należącą jeszcze niedawno do Armantaro.- Zabierzcie ją! syknął Coryphen, zwracając się do towarzyszących mu przybocznych.Vixę otoczył krąg potężnych gwardzistów.Qualinestyjska księżniczka nie miała najmniejszej ochoty na rezygnację z oporu i wszystko w niej kipiało na myśl o rezygnacji z walki, wiedziała jednak, że jeśli do niej dojdzie, zostanie brutalnie ogłuszona.Widać było, że Coryphena aż świerzbią palce z ochoty porwania jej za gardło.Vixa zdecydowała, że nie da mu powodu ani okazji - przynajmniej nie teraz.Wstała dumnie i przygładziła tylko suknię.Coryphen, gotując się z tłumionej furii, ruszył przodem, za nim wyszli z komnaty otaczający Vixę strażnicy.Protektor powiódł ją siecią mocno splątanych korytarzy i wyprowadził na plac.Ustawieni w kwadrat stali tam wszyscy jego gwardziści - był to oddział liczący może z pięć setek głów.Vixę wprowadzono w środek i powiedziono ku ustawionemu tam stołowi - wielkiej płycie z miki na czterech wspornikach z koralu.Blat stołu pokryto zmyślnie wyprawioną i zabarwioną na biało skórą jakiejś morskiej bestii.Coryphen zatrzymał się po jednej stronie, Vixę ustawiono po drugiej.Na zalegającej stół skórze naszkicowano mapę.Pięknie i szczegółowo zaznaczono na niej wszystkie detale otaczającego Urione dna morskiego, dalsze jednak rejony były już nakreślone mniej precyzyjnie.Na jednym z brzegów księżniczka ujrzała ciągłą linię, za którą nie było już nic.Dopiero po chwili zdała sobie sprawę z tego, że patrzy na tak dziwacznie zaznaczony brzeg Ansalonu.- Pokaż na tej mapie, gdzie leży Qualinost! - zażądał Coryphen.Vixa skrzyżowała ramiona na piersi i nie odpowiedziała ani słowa.- Wiemy, że Silvanost leży nad rzeką Thon-Thalas.jak daleko w głębi lądu? - Dziewczyna patrzyła nań.milcząc i zaciskając usta.- Jak głęboka jest ta rzeka?Równie dobrze mógłby wypytywać posąg.Jego błękitną twarz zaczęła zalewać fala granatu.Przez długą chwilę oboje spoglądali na siebie - blada i zdeterminowana dziewczyna i coraz bardziej wściekły mężczyzna.Obedrę cię ze skóry! - zagrzmiał w końcu.- I nie usłyszysz ode mnie ani słowa! - odpowiedziała równie wściekła księżniczka.Coryphen porwał w dłoń rękojeść sztyletu Armantaro i uniósł oręż nad głowę.Vixa przez ułamek sekundy była pewna, że zginie na miejscu - broń jednak śmignęła w dół i utkwiła pośrodku mapy.Furia Coryphena była tak wielka, że głownia weszła niemal do połowy w blok miki! Protektor puścił rękojeść i sztylet został w płycie, drgając jeszcze przez chwilę.Zwykła barwa wracała na twarz Coryphena dość powoli.W końcu jednak odezwał się znacznie spokojniejszym tonem: Pani, znam twoich ziomków.Brutalne traktowanie tylko wzmaga wasz upór.Doskonale.Przekonajmy się, jaki wpływ na twoją determinację wywrze kilka dni w Grocie Nissii.- Niemal plunął rozkazem i ośmiu wojowników natychmiast otoczyło księżniczkę zwartym pierścieniem.- Do groty z nią.Niech pracuje razem ze swymi sługami.Jeśli jej nie złamią chłód i wilgoć, może wpłynie na nią towarzystwo chilkitów.Szybko i sprawnie założono księżniczce kaptur na głowę i związano jej dłonie z tyłu.Niczego nie widząc, księżniczka potykała się przez całą drogę i musiała polegać na pchnięciach strażników.Vixa kilka razy przy różnych okazjach przemierzyła już centralną, krętą pochylnię i teraz usiłowała zapamiętać drogę.Rozpoznała kadzidlany zapach świątyni i rybią woń targowiska.Kiedy wreszcie ściągnięto jej kaptur z głowy, przekonała się, że stoi nad sadzawką - dokładnie taką samą jak ta, przez którą wprowadzono ją po raz pierwszy do grodu.W wodzie krążyły delfiny i Vixa łudziła się przez chwilę, że to Naxos przybywa jej na ratunek.Trwało to jednak tylko chwilę.Opamiętała się i wzięła w garść, zanim zdjęto jej więzy.Nie mogła liczyć na to,.że ją samą i jej przyjaciół uratuje ktoś z zewnątrz.Mogą (i muszą) polegać wyłącznie na własnych siłach.Przyboczni Coryphena obciążyli ją pasem, wcisnęli jej w dłoń muszlę z powietrzem i popchnęli w dół ku pochylni.Obrzuciwszy pływające wokół niej delfiny ostatnim spojrzeniem, księżniczka wstąpiła do wody.Zaraz potem nad jej głową zwarła się chłodna fala.Snowi w jaskini zawsze towarzyszyły kaszle i jęki więźniów.Zimno i wilgoć nieustannie i nieubłaganie podkopywały ich siły.Wielu gryzły troski, inni byli wycieńczeni głodowymi racjami.Niedługo przyjdzie czekać, aż rozchorują się pozostali.Podmorcy nie wiedzieli (albo wcale o to nie dbali), że aby przeżyć, suchawcy potrzebowali ciepła.Armantaro leżał zwinięty w kłębek na swojej pryczy, na której przez całą noc szczękał zębami.Musiał przyznać, że pierwszy dzień niewoli zniósł gorzej, niż się spodziewał.Ciężka harówka przy murze połączona z troską i niepokojem o losy księżniczki sprawiły, że było mu ciężej niż innym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]