[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oczywiście, wszyscy poszli na Rozrywkę.Wrócą lada chwila i zaczną kręcić się wszędzie.Zamek wydawał się wielki, stary i zimny.Lada chwila.Na pewno wrócą.Dźwięk ucichł.Shawn wyjrzał zza rogu.Zobaczył stopnie i otwarte wejście do lochu.- Stać! - krzyknął na wszelki wypadek.Głos odbił się echem od kamiennych murów:.ać.ać.ać.Zszedł po stopniach i zajrzał przez drzwi.- Ostrzegam! Uczę się Drogi Szczęśliwego Nefrytowego Lotosu! Drzwi do celi stały otworem.A obok nich postać w bieli.Shawn mrugnął.- Czy to.czy to panna Tockley?Uśmiechnęła się do niego.Oczy jej lśniły w słabym świetle.- Nosisz kolczugę, Shawn.Z kapturem - powiedziała.- Tak, panienko.- Znowu popatrzył na otwarte drzwi.- To straszne.Musisz ją zdjąć, Shawn.Jak możesz słyszeć co­kolwiek z tym wszystkim na uszach?Shawn był nieprzyjemnie świadom pustej przestrzeni za sobą.Ale nie odważył się obejrzeć.- Bardzo dobrze słyszę, panienko - zapewnił, próbując obrócić się tak, żeby mieć za plecami mur.- Ale nie słyszysz naprawdę.- Diamanda podeszła bliżej.- Że­lazo czyni cię głuchym.Shawn nie był przyzwyczajony do młodych kobiet w cienkich koszulach, które zbliżają się do niego z rozmarzonym wyrazem twarzy.Nagle pożałował, że nie kształcił się w Drodze Szybkiego Od­wrotu.Zerknął w bok.Wysoka chuda sylwetka stanęła w drzwiach otwartej celi.Stała ostrożnie, jakby chciała trzymać się jak najdalej od przedmiotów dookoła.Diamanda uśmiechała się dziwnie.Shawn rzucił się do ucieczki.***Las zmienił się jakoś.Ridcully był pewien, że w czasach je­go młodości rosło tu pełno dzwonków, pierwiosnków, tych, no.dzwonków i czegoś jeszcze.Nie było wielkich ciernistych krzaków porastających całą okolicę.Czepiały się jego szaty, a raz czy dwa jakaś odmiana pnąca strąciła mu kapelusz.A co gorsza, Esme Weatherwax jakoś unikała kolców.- Jak ci się to udaje?- Po prostu stale wiem, gdzie się znajduję - wyjaśniła babcia.- Tak? Ja też wiem, gdzie się znajduję.- Nie, wcale nie wiesz.Ty tylko jesteś akurat obecny, a to nie to samo.- A czy przypadkiem wiesz, gdzie się znajduje właściwa ścieżka?- To jest skrót.- Znaczy się skrót między dwoma miejscami, gdzie nie jesteś zagubiona?- Mówiłam ci przecież, że wcale nie jestem zagubiona.Jestem tylko.kierunkowo upośledzona.- Aha.Ale musiał przyznać, że Esme Weatherwax miała w sobie coś takiego.Może się czasem gubiła, co - jak nie bez powodów podej­rzewał - właśnie się zdarzyło, chyba że w lesie rosły dwa drzewa z identycznym układem gałęzi i na dodatek oddartym skrawkiem jego szaty wiszącym na jednej z nich.Mimo to prezentowała coś, co u każdej innej osoby, nie noszącej wytartego szpiczastego kape­lusza i wiekowej czarnej sukni, można by nazwać opanowaniem.Opanowaniem absolutnym.Trudno było sobie wyobrazić Esme, która wykonuje nieporadne gesty - chyba że tego chce.Zauważył to już przed laty, choć wtedy, oczywiście, przede wszystkim podziwiał sposób, w jaki jej ciało dopasowane jest do ota­czającej je przestrzeni.I.Znów coś go złapało.- Zaczekaj!- Zupełnie nieodpowiednie ubranie do lasu.- Nie spodziewałem się, że będziemy wędrować po lesie.To jest kostium ceremonialny!- No to go zdejmij.- Ale skąd ludzie będą wtedy wiedzieli, że jestem magiem?- Spokojnie, ja im powiem.Babcia Weatherwax denerwowała się.A także - wbrew temu, co mówiła - gubiła się coraz bardziej.Problem jednak w tym, że nie można się zgubić między jazem pod progami na Lancre a samym miastem Lancre.Wystarczyło iść cały czas w górę.Poza tym chodzi­ła przecież po okolicznych lasach przez całe życie.To były jej lasy.Miała właściwie pewność, że minęli dwa razy to samo drzewo.Na gałęzi wisiał kawałek szaty Mustruma.To tak jak zgubić się we własnym ogródku.Była także pewna, że parę razy dostrzegła jednorożca.Tropił ich.Próbowała dostać się do jego umysłu, ale równie dobrze mogła­by się wspinać na lodową ścianę.Co prawda jej własny umysł też nie był spokojny.Ale przynaj­mniej wiedziała teraz, że nie traci rozumu.Kiedy mury między wszechświatami są cieńsze, kiedy równole­głe pasma „jeżeli” splatają się razem, by przepłynąć przez „teraz”, pewne rzeczy mogą przeciekać.Minimalne sygnały, owszem, ale słyszalne dla wyćwiczonego odbiorcy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl