[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Dobra  powiedział, ziewając.Astrid czekała na niego. Przepraszam, że przedtem tak na ciebie napadłem powiedział.Nie odpowiedziała, ale pocałowała go, chwyciwszyjego twarz w dłonie.Kochali się w ciszy, bez pośpiechu, akiedy skończyli, Sam zapadł w sen.Kiedy Cigar patrzył na Sanjita, widział tańczącą,skaczącą, wesołą istotę, która przypominała charta nadwóch łapach.Choo z kolei wyglądał jak śpiący goryl obijącym powoli, czerwonym sercu.Cigar wiedział, że nie widzi tego, co inni ludzie.Niemiał jednak pojęcia, czy wynika to z faktu, że ma noweoczy, czy też to szaleństwo czyni wszystko dziwnym iniezrozumiałym.Dziwne oczy.Dziwny umysł.A może jedno i drugienaraz?Nawet przedmioty  łóżka, stoły, schody w Clifftop otaczał upiorny blask, jakieś rozwibrowane światło.Takjakby przez cały czas lekko się poruszały.Szalone oczy, szalony umysł.Wspomnienia, które wydzierały krzyk z jego ochrypłego gardła.A kiedy krzyczał, Sanjit, Choo albo mały Bowie,który wyglądał jak widmowy kociak, podchodzili doniego i przemawiali do niego łagodnie.Wtedy wydawałomu się, że wewnątrz silnego słonecznego promienia widzikurz, a to.to.nie wiedział, jak to nazwać, ale to coś.powstrzymywało atak paniki.Aż do nadejścia kolejnego.Było jeszcze coś innego, coś poza świecącym,słonecznym pyłem, co sięgało swoimi wiciami wpowietrze, przenikało przez przedmioty, unosiło się zziemi, czasem jak kłąb dymu, a czasem jak bladozielonybicz.Kiedy przychodziła Lana, bicz gonił ją, dotykał,wycofywał się i dotykał znowu, nieprzerwanie.Czasami Cigarowi wydawało się, że to jego szuka.Nie miało oczu.Nie mogło go zobaczyć.Ale wyczuwałocoś.i było tym zainteresowane.Kiedy się do niego zbliżało, przypominała mu sięPenny.Wyobrażał sobie, że robi jej przerażające,obrzydliwe rzeczy.%7łe sprawia jej cierpienie.Zastanawiał się, czy ten unoszący się dym i zielonybicz, czy to wszystko da mu przewagę nad Penny.Zastanawiał się, czy, gdyby powiedział:  Tak.Tak,dotknij mnie, jestem tutaj , byłby w stanie się na niejzemścić.Myśli Cigara nigdy nie trwały jednak długo.Zbierałw głowie obrazy, które potem rozpadały się na kawałki niczym eksplodujące puzzle.Czasami przychodził mały chłopiec.Nie było łatwo go dojrzeć.Chłopczyk zawszetrzymał się z boku.Cigar wyczuwał jego obecność iobracał się ku niemu, ale niezależnie od tego, jak szybkoporuszał głową, nigdy nie widział go wyraznie.Tak jakbypatrzył na niego przez wąską szczelinę w drzwiach.Jednomgnienie oka i chłopiec znikał.Jeszcze więcej szaleństwa.Ktoś o nieludzkich oczach i nadwyrężonym umyślenie mógł przecież wiedzieć, co jest prawdziwe, a co nie.Cigar zrozumiał, że musi przestać się starać.Przecieżjego wysiłki nic nie dadzą, prawda? Czy ktokolwiekpotrafi dostrzec wyraznie wszystko, co jest wokół niego?Czy zwyczajne oczy i zdrowe umysły są tak naprawdęszczere? Kto zaświadczy, że to, co widział teraz, nie byłorównie rzeczywiste jak to, co oglądał wcześniej?Czyż zwykłe oczy nie były ślepe na całe mnóstwozjawisk? Na promieniowanie Roentgena i kolory, którenie mieściły się w widzialnym spektrum?To mały chłopiec umieścił w jego głowie tę myśl.Cigar zdał sobie sprawę, że znajduje się obok niego.Tuż poza jego polem widzenia.Sugestia obecności.Wmiejscu, którego nie widział nawet Cigar.Jego myśli znów rozpadły się na kawałki.Wstał i podszedł do drzwi, które wibrowały,pulsowały, przywołując go. Ktoś zapukał.Penny nie bała się pukania do drzwi.Otworzyła je,nie spoglądając nawet w wizjer.W srebrzystym świetle księżyca stał Caine. Musimy porozmawiać  oświadczył. Jest środek nocy.Wszedł do środka, nie czekając na zaproszenie. Zacznijmy od sprawy zasadniczej: jeśli zobaczęcokolwiek, co mi się nie spodoba, nawet pchłę,jakikolwiek wytwór twojej chorej wyobrazni, niezawaham się.Walnę tobą o najbliższą ścianę, a potemzrzucę ścianę na ciebie. Mnie też miło cię widzieć, Wasza Wysokość.Zamknęła drzwi.Zdążył już usiąść na jej ulubionym krześle.Jakby tomiejsce do niego należało.Przyniósł ze sobą świecę.Zapalił ją zapalniczką i postawił na stole [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl