[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Próbujenam przekazać.zaraz.Jedno słowo, dwie sylaby.Pierwsza brzmi.Olbrzym przycisnął do przedramienia tym razem jeden palec..jak pierwsza sylaba.Olbrzym wysunął rękę w bok, a drugą przesuwał palcami po brzuchu, jakbygrał na jakimś strunowym instrumencie. Lutnia.grajek. zgadywał Saveloy. Trubadur.gitara.min-strel.Olbrzym szybko stuknął palcem w nos i wykonał bardzo ociężały, bardzo ha-łaśliwy taniec.Fragmenty terakotowej zbroi stukały o siebie. Minstrel! Pierwsza sylaba brzmi mins stwierdził Saveloy. Ehm.Obszarpany człowieczek przecisnął się do przodu.Nosił okulary z jednympękniętym szkłem.240 Przepraszam powiedział. Chyba się domyślam.* * *Pan Fang i kilku jego najbardziej zaufanych oficerów zebrało się u stóp wzgó-rza.Dobry generał zawsze wie, kiedy opuścić pole bitwy.Jeśli chodzi o panaFanga, ta chwila następowała, kiedy widział zbliżającego się nieprzyjaciela.Jego ludzie byli wstrząśnięci.Nie próbowali stawić czoła Czerwonej Armii.Ci, którzy spróbowali, już nie żyli. Trzeba.się przegrupować wysapał pan Fang. Potem zaczekamy dozmroku i.co to jest?Spomiędzy krzaków rosnących nieco wyżej na zboczu, gdzie osuwająca sięziemia pozostawiła jeszcze jedną zarośniętą dolinkę, dobiegały rytmiczne odgło-sy. Brzmi, jakby cieśla pracował, panie stwierdził jeden z żołnierzy. Tutaj? W samym środku wojny? Idzcie sprawdzić, co się tam dzieje!%7łołnierz zaczął się wspinać.Po chwili odgłosy piłowania ustały.I rozległy się znowu.Pan Fang usiłował obmyślić nowy plan bitwy, zgodny z Dziewięcioma Uży-tecznymi Zasadami.Rzucił mapę. Dlaczego to nie przestaje? Gdzie kapitan Nong? Nie wrócił, panie. Więc idzcie i sprawdzcie, co się z nim stało.Pan Fang spróbował sobie przypomnieć, czy wielki mędrzec wojskowościwspominał cokolwiek o walce z wielkimi, niezniszczalnymi posągami.Chyba.Piłowanie ucichło.Po chwili zastąpiły je odgłosy przybijania.Pan Fang obejrzał się. Czy można tu w ogóle liczyć na wykonanie jakiegoś rozkazu?! ryknął.Sięgnął po miecz i pogramolił się w górę.Krzaki rozsunęły się przed nim.Zobaczył polankę.Zobaczył pędzący kształt na setkach małych nó.Usłyszał trzask.241* * *Deszcz padał tak gęsty, że krople musiały czekać w kolejce.W niektórychmiejscach warstwa czerwonego iłu miała setki stóp grubości.Dawała dwa, czę-sto trzy plony rocznie.Była bogata.Była żyzna.Zmoczona, była też wyjątkowolepka.Ocaleni żołnierze opuszczali pole bitwy, chlupiąc, czerwoni od stóp do główjak wojownicy z terakoty.Nie licząc tych zadeptanych, Czerwona Armia wła-ściwie nie zabiła wielu ludzi.Groza dokonała dzieła.Więcej żołnierzy zginęłow krótkich starciach między armiami oraz w zamieszaniu i ucieczce zostałozabitych przez własnych kolegów25.Terakotowa armia miała całe pole tylko dla siebie.Jej żołnierze świętowa-li zwycięstwo na wiele sposobów.Liczna grupa chodziła w kółko, brnąc przezlepkie błoto, jakby to było nieczyste powietrze.Inni kopali okop, którego ścianyspływały na nich w ulewnym deszczu.Kilku starało się wspiąć na mur, któregonie było.Niektórzy, być może wskutek wysiłku następującego po długich wie-kach bez serwisu, spontanicznie eksplodowali w fontannach niebieskich iskier.Takie gorące, czerwone szrapnele okazały się głównym czynnikiem powodują-cym wysokie straty nieprzyjaciela.Przez cały czas lał deszcz nieprzerwana ściana wody.Nie wydawał sięnaturalny.Wyglądał, jakby morze postanowiło odzyskać ląd metodą desantu po-wietrznego.Rincewind zamknął oczy.Błoto pokrywało zbroję.Nie widział już obrazków,co przyniosło mu ulgę, gdyż był niemal pewien, że coś pokręcił.Mógłby widziećto, co widział każdy pojedynczy żołnierz to znaczy zapewne by mógł, gdybywiedział, do czego służą te co dziwaczniejsze klawisze i jak je naciskać we wła-ściwym porządku.Nie wiedział jednak.Zresztą ktokolwiek stworzył magicznązbroję, nie przewidział, że będzie używana po kolana w błocie i w nurcie piono-wej rzeki.Od czasu do czasu coś w niej skwierczało
[ Pobierz całość w formacie PDF ]