[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Był to jedyny sposób, w jakiKaśka ujawniała na zewnątrz swą miłość do Jana.Zaczerwieniona, zgorączkowana, z pustym żo-łądkiem, śledziła wrażenie, jakie robi na Janie kapusta zostawiona z obiadu lub kiszka w nowyprzyrządzona sposób.Gdy jeść nie chciał lub nie mógł, Kaśka ze zmartwienia długo spać nie mogła.Widocznie był u innej i tam mu lepiej smakowało.Ach! w takie dnie byłaby Kaśka zdolna dokradzieży choćby dwóch szóstek, aby tylko kupić jakiś marcepan, który byłby w guście Jana.Gdyzjadł wszystko, a chlebem zmiótł talerz do czysta, Kaśka śmiała się, zatykając ścierką usta.Otóż tak, to lubi! widać zaraz, że ona u niego  jedyna!Tymczasem Budowski powracał powoli do zdrowia.Siedział o własnych siłach i niedługo wstaćzamierzał.Julia, pozbawiona możności widywania się z kochankiem, przyśpieszyła, o ile mogła, umęża chwilę opuszczenia łóżka, gdyż wiedziała, że równocześnie będzie mogła udać się naschadzkę.Pewnego wieczoru Jan przyszedł jeszcze wcześniej niż zwykle.Były to imieniny Kaśki i Janpamiętał dobrze o tym ważnym dniu.Przyniósł jej bilet z powinszowaniem, ozdobiony bukietem zpomarańczowych i błękitnych kwiatków.Bukiet ten stanowił rodzaj przykrywki.Pod nim znajdo-wał się prześliczny obrazek, przedstawiający ogród, w którym róże były tych samych rozmiarów,co głowy przechadzających się po ogrodzie gości.Piękna dama w krynolinie i żółtej sukni trzymałabiałą wstęgę z napisem:  Z powinszowaniem imienin , a na odwrotnej karcie wielkimi literamiwypisano: Od Jana Viebika pannie Katarzynie na dowód szacunku i życzliwości, w dniu św.Katarzynyroku bieżącego.Kaśka nigdy nie widziała tak pięknego biletu.Mój Boże! i to dla niej! Ach! zaraz zatknie go zaramę świętego obrazu.Przecież Matka Boska nie pogniewa się o to.Ale jeszcze nie koniec.Jan wydobywa paczkę i kładzie ją na stole.W paczce tej jest para ciepłych pończoch czerwo-nych z niebieskim w paski i ciepłe włóczkowe rękawiczki, całe fioletowe z pięknym zielonymszlaczkiem.Nie! stanowczo, Kaśka doprawdy nie zasłużyła na tyle dowodów dobroci; jakże można wydaćna nią tyle pieniędzy? I z oczyma łez pełnymi dziękuje Janowi za otrzymane prezenta; on nadymasię, dumny z okazanej galanterii, która go kosztowała wprawdzie kilka szóstek, ale uchylić się odprzyniesienia prezentu nie mógł.I on przecież wie, co się komu należy, i już nie z jedną dziewczyną miał do czynienia.Kaśka za resztę pensji kupiła dnia tego trochę piwa i  waniliówki.Wydobyła więc flaszki zukrycia i stawia je przed Janem.On wykrzykuje na widok podobnej fety.Owszem, dziś chętnie cośprzetrąci, bo ma właśnie apetyt.I zabiera się do pałaszowania podanej przez Kaśkę przekąski, odkładając nóż i widelec, jakosprzęty zupełnie w tym razie zbyteczne.Kaśka stoi tuż przy nim, uśmiechnięta, zadowolona, dolewając co chwila likieru do wypróżnio-nego kieliszka.Sama się napiła trochę na wyrazne żądanie Jana i gorąco jej teraz tak, że nie wie, coze sobą zrobić.Włożyła na ręce fioletowe rękawiczki, grube, śmieszne, z jednym palcem, ale bar-dzo praktyczne do miasta na zimę.Pończochy leżą nie opodal.Jan proponuje, aby je przymierzyć.Kaśka ze śmiechem odmawia.I dobrze im tak razem w tej atmosferze dusznej, ale pełnej jakiegoś spokoju.Rozpalona doczerwoności blacha wydziela z siebie wiele ciepła, a w ten dżdżysty wieczór jesienny przyjemnie93 rozgrzać zziębnięte ciało.Jan lubi takie gorąco i prawie plecami ociera się o piec, pomimo że Kaś-ka przestrzega go przed możnością dostania kataru.Deszcz z głuchym łoskotem spada na dach przytykający do ściany, w której się znajduje okien-ko, zamknięte teraz i nawet już kitem oblepione; Kaśka wcześnie pomyślała o zabezpieczeniu sięod zimna, w razie potrzeby  można drzwi do sieni otworzyć.Tłumaczy to Janowi, który zupełnie podziela jej zdanie.Zresztą Jan dziś jest bardzo wesoły.Wypiwszy piwo, zapytuje nagle zapatrzoną w swe ręka-wiczki Kaśkę: Budzę Kaśkę!Kaśka przecież, jakkolwiek nie taki bywalec, jak Marynka, ale wie, co się w takich razach od-powiada. W kolorze?Jan uśmiecha się figlarnie i długo myśli. W szaro-papuczastym!  odpowiada, spoglądając ze znaczeniem na swoją kratkowaną kami-zelkę.Kaśka milczy chwilę zakłopotana.Zapewne Jan mówi o sobie.Nie może mu powiedzieć całej prawdy, a niegrzecznie odpowiedzieć też nie chce.Najlepiej wy-bierze drogę pośrednią.I ze spuszczonymi oczyma, sercem bijącym, szepcze: Bardzo.szacuję [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl