[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Astfgl odwrócił się powoli, jakby stał na talerzu gramofonu.Powrócił do swej typowej postaci, choć teraz nastąpiło to na wyższym poziomie emocjonalnym.Sama myśl o żywych ludziach w jego krainie sprawiała, że wibrował z furii niczym struna skrzypiec.Ludziom nie można ufać.Nie można na nich polegać.Ostatni człowiek, jakiego tu wpuszczono, zrobił Piekłu fatalną reklamę.A co gorsza wobec ludzi Astfgl odczuwał kompleks niższości.Teraz pełna moc jego gniewu zogniskowała się na starym demonie.Masz coś do powiedzenia? – zapytał.Chciałem tylko podkreślić, panie, że dokładnie przeszukaliśmy wszystkie osiem kręgów i jestem przekonany.Milczeć! Myślicie, że nie wiem, co się dzieje? – warknął Astfgl, obchodząc dookoła wyprężonego starca.– Widziałem ciebie.i ciebie też, i ciebie.– trójząb wskazał kilku innych arystokratów.– Spiskowaliście po kątach, zachęcaliście do buntu! Ja tu rządzę, jasne? I żądam posłuszeństwa!Vassenego zbladł.Jego patrycjuszowskie nozdrza rozszerzyły się jak dysze wlotowe odrzutowca.Wszystko w nim mówiło: ty nadęta kreaturo, oczywiście, że zachęcaliśmy do buntu; przecież jesteśmy demonami.A ja sam budziłem wściekłość w umysłach młodych książąt, kiedy ty zachęcałeś koty, żeby zostawiły martwe myszy pod łóżkiem.Ty małostkowy, biurokratyczny tępaku!Wszystko w nim to mówiło oprócz głosu, który zabrzmiał całkiem spokojnie.Nikt w to nie wątpi, sire.Więc szukajcie jeszcze raz! A demon, który ich wpuścił, ma zostać ciśnięty do najgłębszej otchłani i rozerwany na strzępy.Czy to jasne?Stary Urglefloggah, sire? – Vassenego uniósł brwi.– zachował się niemądrze, to prawda, ale jest lojalnym.Czyżbyś chciał mi się sprzeciwić?Vassenego zawahał się.Chociaż prywatnie uważał króla za okropnego władcę, to jednak – jak wszystkie demony – głęboko wierzył w hierarchię.Zbyt wiele młodych demonów szukało dróg awansu, by najstarsi lordowie otwarcie demonstrowali metody królobójstwa i przewrotów – niezależnie od prowokacji.Vassenego miał swoje plany i nie zmierzał teraz wystawiać ich na szwank.Nie, sire – zapewnił.– Ale to oznacza, sire, że wrota strachu nie będą.Natychmiast!Przed wrotami strachu stanął Bagaż.Nie da się opisać, do jakiej wściekłości może doprowadzić dwukrotne przebiegnięcie prawie całej długości continuum czasoprzestrzennego, a bagaż już na początku był dość zirytowany.Przyjrzał się zamkom.Przyjrzał się zawiasom.Cofnął się trochę i zdawało się, że czyta nowy napis nad bramą.Być może rozzłościł go jeszcze bardziej.Lecz u Bagażu trudno było cokolwiek stwierdzić dokładnie, ponieważ i tak cały swój czas spędzał – można tak to określić – za horyzontem zdarzeń wrogości.Wrota do Piekła były prastare.Nie tylko czas i gorąco wypaliły drewno w coś przypominającego ciemny granit.Wrota wchłaniały lęk i mroczną złą wolę.Były czymś więcej niż dwoma przedmiotami wypełniającymi otwór w ścianie.Były dostatecznie świadome, by niewyraźnie zdawać sobie sprawę z tego, co może je czekać w bliskiej przyszłości.Widziały, jak Bagaż odchodzi po piasku, rozprostowuje nogi, przykuca.Szczęknął zamek.Sworznie cofnęły się pospiesznie.Ciężkie sztaby wyskoczyły z zaczepów.Wrota otworzyły się gwałtownie, uderzając o ściany korytarza.Bagaż rozluźnił się.Wyprostował.Ruszył przed siebie.Niemal się puszył.Przeszedł między naprężonymi zawiasami, a kiedy był już prawie po drugiej stronie, odwrócił się i wymierzył bliższemu skrzydłu wrót solidnego kopniaka.Był to ogromny kołowrót.Niczego nie napędzał, a jego łożyska zgrzytały głośno.Stanowił realizację jednego z bardziej natchnionych pomysłów Astfgla i nie służył do niczego.Miał jedynie pokazywać kilkuset ludziom, że jeśli swoje życie uważali za pozbawione sensu, to niczego jeszcze nie widzieli.Nie możemy tkwić tu przez wieczność – stwierdził Rincewind.– Musimy coś robić.Jeść, na przykład.To jedna z największych zalet bycia duszą potępioną – odparł Ponce da Quirm.– Znikają wszystkie dawne cielesne troski.Oczywiście, pojawia się całkiem nowy zestaw trosk, ale zawsze uważałem, że w każdej sytuacji należy szukać jasnych stron.Jakimtam! – wrzasnęła papuga, siedząca mu na ramieniu.To dziwne – zastanowił się Rincewind.– Nie wiedziałem, że zwierzęta mogą iść do Piekła.Chociaż doskonale rozumiem, dlaczego w tym przypadku zrobili wyjątek.Wypchaj się, magu!Nie rozumiem, dlaczego nas tutaj nie szukają – wtrącił Eryk.Siedź cicho i maszeruj – odparł Rincewind.– Dlatego, że są głupi.Nie mogą sobie wyobrazić, że robilibyśmy coś takiego.Tak, I pod tym względem mają rację.Ja też nie mogę sobie wyobrazić, że robimy coś takiego.Rincewind podeptał chwilę.Obserwując przebiegające obok gromady szukających go demonów.A więc nie znalazłeś Źródła Młodości? – zapytał czując, że powinien podtrzymać rozmowę.Ależ znalazłem – zawołał urażony da Quirm.– czyste źródełko ukryte w głęboko w dżungli.I napiłem się z niego.A raczej pociągnąłem sobie solidnie, to chyba lepsze określenie.I.?Zdecydowanie działało.Tak.Przez pewien czas wyraźnie czułem, że młodnieję.Ale.– Rincewind szerokim gestem wskazał da Quirma, kołowrót i wysokie wieże Piekła.Ach – westchnął starzec.– To właśnie jest najbardziej denerwujące.Tyle czytałem o Źródle.Można by pomyśleć, że we wszystkich tych księgach ktoś przynajmniej wspomni kluczową informację na temat wody.To znaczy?Pić po przegotowaniu.To wszystko wyjaśnia, prawda? Szkoda.Bagaż biegł truchtem po spiralnej drodze łączącej kręgi Piekła.Nawet w normalnych okolicznościach nie zwracałby pewnie na siebie uwagi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]