[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W końcu bóg przeciwny rytuałom byłby jak ryba przeciwna wodzie.Dios siedział na stopniach tronu z laską na kolanach i prze­kazywał rozkazy króla.Fakt, że aktualnie nie były wydawane przez króla, nie stanowił problemu.Dios był najwyższym kapłanem przez.tak, przez więcej lat, niż chciał pamiętać.Wiedział do­skonale, jakie rozkazy może wydawać rozsądny król.I je przeka­zywał.W każdym razie na tronie leżało Oblicze Słońca, a to najważ­niejsze.Oblicze Słońca było wykutą ze złota, osłaniającą całą głowę maską, noszoną przez władców podczas publicznych wystąpień.Mia­ła wyraz - według bluźnierców - dobrodusznego lenistwa.Od ty­sięcy lat symbolizowała władzę Djelibeybi.Z jej powodu bardzo trud­no było odróżnić jednego króla od drugiego.Ten fakt także był niezwykle symboliczny, chociaż nikt już nie pamiętał, co symbolizuje.W Starym Państwie istniało wiele takich zjawisk.Na przykład laska, którą Dios trzymał na kolanach, ze swoimi wyjątkowo symbo­licznymi wężami, zwiniętymi symbolicznie wokół alegorycznego ki­ja do poganiania wielbłądów.Ludzie wierzyli, że daje ona najwyż­szym kapłanom władzę nad bogami i umarłymi, ale była to praw­dopodobnie metafora, to znaczy kłamstwo.Dios zmienił pozycję.- Czy przeprowadzono króla do Komnaty Wyjścia? - zapytał.Stojący kręgiem niżsi kapłani skinęli głowami.- Bardzo dobrze.Czy budowniczy piramid otrzymał już in­strukcje?Wystąpił Hoot Koomi, najwyższy kapłan Khefina o Dwóch Twa­rzach, Boga Bram.- Pozwoliłem sobie dopilnować tego osobiście, o Diosie - wy­szeptał.Dios zabębnił palcami po lasce.- Tak.Nie wątpię, że sobie pozwoliłeś.Stan kapłański oczekiwał powszechnie, że Koomi zostanie na­stępcą Diosa, gdyby Dios naprawdę umarł, chociaż czekanie na je­go śmierć nigdy nie było satysfakcjonującym zajęciem.Jedyna opi­nia przeciwna pochodziła od samego Diosa, który - gdyby miał przyjaciół - wyjawiłby im pewne warunki, jakie musiałyby być speł­nione wcześniej, na przykład kaktusy rosnące na rękach, latające świnie i on, Dios, widziany osobiście w Piekle.Zapewne dodałby także, że jedyną różnicą między Koomim a świętym krokodylem jest zasadnicza uczciwość celów krokodyla.- Bardzo dobrze - powiedział Dios.- Jeśli wolno mi przypomnieć waszej eminencji.- odezwał się znowu Koomi.Twarze pozostałych kapłanów były przyjemnie bez wyrazu.- Słucham, Koomi.- Książę, o Diosie.Czy został wezwany?- Nie.- Więc skąd będzie wiedział?- Będzie wiedział - rzekł stanowczo Dios.- Jakże się to stanie?- Będzie wiedział.A teraz jesteście wolni.Idźcie, zajmijcie się swoimi bogami.Wyszli pospiesznie, pozostawiając samotnego Diosa na stopniu tronu.Zajmował tę pozycję od tak dawna, że wyżłobił nawet wgłębie­nie w kamieniu.Pasował do niego doskonale.Oczywiście, że książę się dowie.To właśnie jest porządek rzeczy.Ale w zakamarkach umysłu, wyżłobionych głęboko przez lata rytuałów i przestrzegania tradycji, Dios dostrzegł pewien niepokój.Nie był tam na swoim miejscu.Niepokój to coś, co przytrafia się in­nym.Dios nie zaszedłby tak wysoko, gdyby pozwalał sobie na zwąt­pienie.A jednak w głębi tkwiła maleńka myśl, maleńka pewność, że z nowym królem będą kłopoty.No cóż, chłopiec się nauczy.Wszyscy się uczyli.Zmienił pozycję i skrzywił się.Wróciły bóle i zdrętwienie, a na to nie mógł pozwolić.Przeszkadzały mu w wypełnianiu obowiąz­ków, a obowiązki są święte.Znów musi odwiedzić nekropolię.Jeszcze dzisiaj wieczorem.***- Nie jest sobą, to chyba jasne.- Więc kim jest? - zdziwił się Chidder.Chociaż już nie pijani, chlapiąc, brnęli ulicą, tym niezgrab­nym krokiem dwóch ludzi, próbujących sterować trzecim.Teppic szedł między nimi, ale w sposób pozwalający wierzyć, że jego umysł nie ma z tym nic wspólnego.Wokół nich otwierały się drzwi, padały przekleństwa, słychać było przeciągane na piętro meble.- W górach musiała szaleć potworna burza - zauważył Arthur.- Nawet wiosną nie ma takiej powodzi.- Może powinniśmy mu spalić jakieś pióra pod nosem? - za­proponował Chidder [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl