[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Tak.I właśnie dlatego nie zostawię was tu samych.- Felicja sama dziwiła się swemuuporowi.Mnie, starej kobiecie, nic nie zrobią.Ale dla ciebie nie będzie to całkiem bezpieczne.Proszę, jedz do Berlina! - głos Letycji był stanowczy, ale pełen ciepła.Felicji przypomniałosię, co opowiadano o Rosjanach, o słowiańskich hordach i o ich dzikości.Jednak obok lękuodczuła coś, co było jej całkowicie obce i co ją samą zaskoczyło: uczucie wierności i jakiegośosobliwego przywiązania do rodziny i do domu, do Lulinna.W swym krótkim życiu jejpostępowanie i myślenie nacechowane było swego rodzaju egoizmem, czego sobie nieuświadamiała.Po raz pierwszy zdała sobie teraz sprawę z odpowiedzialności i było to tym razemsilniejsze niż wszystkie jej pragnienia.Promienie zachodzącego słońca wpadały skośnie przezjedną połowę okna wydobywając z mroku rząd portretów przodków.W świetle słońcabłyszczały białe włosy Letycji.Felicja uśmiechnęła się do babki.Tak, Lulinn ze swą historią wart był tego, aby tuwytrwać i nie stchórzyć.4.W urzędzie telegraficznym w Berlinie rozpętało się istne piekło.Tłumrozgorączkowanych, przerażonych ludzi tłoczył się przed okienkami i rósł z chwili na chwilę.Ulicami przemykały samochody z oficerami, wszędzie widziało się żołnierzy w pełnymumundurowaniu - niektórzy dawali upust swym patriotycznym nastrojom, niosąc niemieckieflagi i śpiewając hymn Heil dir im Siegerkranz.Kobiety, mężczyzni, dzieci, mieszczanie i robotnicy, bogaci i biedni - wszyscygromadzili się na ulicach, rozmawiali, gestykulowali i przekrzykiwali się nawzajem.Wydawało się, że na nogach było całe miasto - upalne sierpniowe słońce zmieniało je wrozgrzany kocioł i mimo póznego popołudnia nie zanosiło się na rychłe ochłodzenie.Od półgodziny Niemcy były w stanie wojny.Elza przecisnęła się przez tłum do okienka telegraficznego na poczcie z energią, jakiejtrudno było się po niej spodziewać.Jej ciągła melancholia powodowała, że wydawała się byćbardziej krucha i delikatna niż w rzeczywistości, ale Elza była przecież córką Letycji iczasami zdarzały się chwile, kiedy to dziedzictwo dawało znać o sobie.Tak było dzisiaj.Ten dzień, 1 sierpnia 1914 roku, wymagał od niej ogromnej siły iwoli.Rudolf, mąż Elzy, nie był po prostu w stanie opuścić gabinetu.Popatrzył na niązatroskanym wzrokiem i powiedział:- W poczekalni zajęte są wszystkie miejsca.Nie mogę, zwłaszcza teraz, odesłaćwszystkich pacjentów do domu.Elzo, ja wiem, że Felicji nic się nie stanie.Gdybym i ja mogła w to wierzyć, myślała Elza.Na szczęście Linda postanowiła jejtowarzyszyć.Linda była od wczoraj żoną Johannesa - sama ceremonia zaślubin była szybka ipełna gorączkowego pośpiechu, a miesiąc miodowy trwał zaledwie dwanaście godzin.PotemJohannes dostał rozkaz stawienia się w koszarach i musiał natychmiast udać się do swojegogarnizonu.Linda odprowadziła go na dworzec, po czym wybuchnęła płaczem i, jak małe,skrzywdzone dziecko, skryła się w ramionach Elzy, która towarzyszyła jej jak wierny cień.Trzecią z trójki przyjaciółek była Sara Winterthal - ciemnowłosa i ciemnookadziewczyna, która razem z Felicją i Lindą chodziła do szkoły.Sara, zawsze blada, nieśmiała iniepozorna, uchodziła za przysłowiową szarą mysz , miała jednak dar osobliwej intuicjigraniczącej wręcz z jasnowidztwem i była pełna jakiejś wewnętrznej siły, czegoegocentrycznie nastawione Linda i Felicja nie były w stanie zauważyć.Odnosiły się więc doSary trochę protekcjonalnie i nawet nie zdawały sobie z tego sprawy, a już zupełnie nieumiały docenić faktu, że Sara zawsze była tam, gdzie potrzebowano pomocy - tak jak teraz.Elza uczepiła się kurczowo drewnianego blatu przed okienkiem telegraficznym i zawszelką cenę nie pozwalała się odepchnąć z tego miejsca.Jej drobne ręce zaciskały siękurczowo, twarz była blada, a ciemno podkrążone oczy wydawały się być jeszcze większe.- Ja muszę natychmiast nadać telegram!! - w głosie Elzy dzwięczała rozpaczliwadeterminacja.Urzędnik, który sprawiał takie wrażenie, jak gdyby z powodu upału i nerwowejatmosfery miał za chwilę oszaleć, potrząsnął ze współczuciem głową.- Tego nie da się zrobić, a przynajmniej nie dla cywilów.Służba telegraficzna jestwyłącznie do dyspozycji wojska.Oczy Elzy stały się jeszcze większe.- Ale to niemożliwe! Ja muszę zatelegrafować do Insterburga, natychmiast! Mojacórka tam została i to prawie całkiem sama! - głos Elzy załamywał się.Kilka osób spojrzałona nią ze współczuciem.Biedna kobieta, teraz, kiedy zbliżają się oddziały Kozaków!Powtarzane szeptem, przerażające opowieści mówiły o okrucieństwie i mordachpopełnianych nad granicą i każdy Niemiec myślał ze strachem o graniczących z RosjąPrusach Wschodnich, gdzie, jak przypuszczano, na pewno zacznie się wojna.- Chyba nie będzie tak zle, droga pani - odezwał się jakiś mężczyzna, usiłując dodaćElzie otuchy - zawsze mówię, że niemieccy żołnierze nie wpuszczą wrogów do kraju.- Ja też nie sądzę, że Rosjanie są tacy straszni, jak się o nich mówi - odezwał się innymężczyzna, ale ta uwaga została skwitowana tylko kilkoma gniewnymi spojrzeniami.Terazwszyscy potrzebowali wroga, choć nie zdawano sobie z tego sprawy i dlatego nikt nie mógłścierpieć, że ktoś próbował uśmierzyć swój własny lub cudzy gniew. Wciśnięto nam miecz do ręki - powiedział cesarz przemawiając z zamkowegobalkonu i odpowiedział mu głośny okrzyk radości zebranych tłumów.Tak, chwycić miecz ibić się, najlepiej już dziś, nie jutro - tego chcieli wszyscy.Elza odczuwała przez cały dzieńwojownicze usposobienie tłumów, kiedy stała w tłoku pod zamkiem i ze strachemobserwowała posuwające się wolno wskazówki zegara.Od wczoraj obowiązywało niemieckieultimatum żądające niezwłocznego wycofania rosyjskich oddziałów wojskowychrozmieszczonych wzdłuż granicy austriackiej.Termin ultimatum upływał dokładnie o godz.12, a z Petersburga nie nadeszła żadna odpowiedz.Krążyły wieści, że oddziały kawaleriirosyjskiej w kilku miejscach przekroczyły granicę - ich łupem padło kilka małych wiosekpołożonych w strefie nadgranicznej.Nastrój radosnego oczekiwania i determinacji panującywśród tłumów był wyczuwalny doskonale, a napięcie ostatnich tygodni groziło wręczwybuchem, zupełnie jak przed burzą.Kto był w stanie myśleć bardziej praktycznie, biegł dobanku po oszczędności, bo kursy giełdowe leciały na łeb i szyję i pieniądze trzymane wpończosze były bezpieczniejsze niż gdziekolwiek indziej.Ktoś próbował wcisnąć Elzie doręki blankiety rozpisanej ostatnio pożyczki wojennej, ale Elza prawie nie słyszała, co się doniej mówiło.Kurczowo zaciskała ręce słuchając mowy cesarza, co chwila ścierała pot z czołai myślała tylko o dzieciach.Johannes był w drodze na zachód, a niedaleko stamtąd siedzieli wswych okopach Francuzi, o których nikt nie wiedział, czy rzeczywiście poprą Rosjan.AFelicja była daleko na wschodzie, w Lulinnie i jeden Bóg wiedział, co się tam teraz działo.Niepewność była najgorsza - wszyscy odczuli wręcz ulgę, kiedy o piątej przed portalemzamkowym pojawił się oficer i ogłosił powszechną mobilizację
[ Pobierz całość w formacie PDF ]