[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Najniższy mag pisnął, wtoczył się pod zawalony atlasami stół i zasłonił dłoń­mi uszy, by nie słyszeć strasznych odgłosów, gdy pozostali szukali drogi ucieczki.Wreszcie zaległa cisza.lecz była to cisza szczególnie ciężka, wywołana przez coś poruszającego się niemal bezszelestnie, praw­dopodobnie w poszukiwaniu czegoś innego.Najniższy z magów ze zgrozy przygryzł czubek własnego kapelusza.Bezgłośne coś chwyciło go za nogę i łagodnie, lecz stanowczo wywlekło spod stołu.Skomlał cicho, nie otwierając oczu.Ale kiedy straszliwe zęby nie zacisnęły mu się na gardle, zaryzykował szybkie spojrzenie,Bibliotekarz w zadumie trzymał go za kark o stopę ponad podłogą, tuż poza zasięgiem małego i podstarzałego teriera ostrowłosego, który próbował sobie przypomnieć, jak się obgryza ludziom kostki.- Ee.- zaczął mag i natychmiast poszybował po niemal pła­skiej trajektorii przez rozbite drzwi, gdzie jego lot został nagle przerwany zderzeniem z podłogą.Po chwili odezwał się cień obok niego.-Już chyba po wszystkim.Ktoś widział tego obłąkanego drania Sconnera?Zaś cień po drugiej stronie odpowiedział:- Chyba skręciłem sobie kark.- Kto to?- Obłąkany drań - odparł cień złośliwie.- Och.Przepraszam, Sconner.Sconner wstał.Magiczna aura ukazała całą jego sylwetkę.Trząsł się ze złości, gdy wyciągał ręce.- Nauczę tego zacofańca szacunku dla przewyższających go ewolucyjnie - warknął.- Brać go, chłopcy!Sconner został powalony na posadzkę i przyciśnięty ciężarem całej piątki kolegów.- Przepraszamy, ale.-.wiesz przecież, że jeśli użyjesz.-.magii w pobliżu Biblioteki, gdzie już jest jej tyle.-.i coś ci nie wyjdzie, to powstanie Masa Krytyczna i wtedy.- BUM! Dobranoc, świecie!Sconner stęknął.Siedzący na nim magowie uznali, że wstawanie nie jest najrozsądniejszą rzeczą, jaką w tej chwili mogliby przed­sięwziąć.- Dobrze - przyznał w końcu.- Macie rację.Dziękuję wam.Źle zrobiłem, że straciłem panowanie nad sobą.To przyćmiło roze­znanie sytuacji.Najważniejsze, by zachować obiektywizm.Macie absolutną rację.Dziękuję.Puśćcie mnie.Zaryzykowali.Sconner wstał.- Ta małpiatka - oświadczył - zjadła swojego ostatniego bana­na.Przynieście.- Ehem.To małpa, Sconner.— Najniższy z magów nie potra­fił się powstrzymać.- Małpa, nie małpiatka.Skurczył się pod ciężkim spojrzeniem.- Kogo to obchodzi? Małpa czy małpiatka, co za różnica? -burknął Sconner.- No, jaka to różnica, panie Zoologu?- Nie wiem, Sconner - przyznał pokornie mag.- Myślę, że chodzi o klasyfikację.- Zamknij się.- Dobrze, Sconner.- Ty obrzydliwy maluchu - dodał jeszcze Sconner, odwrócił się i rzekł głosem gładkim jak ostrze pity: —Jestem całkowicie opa­nowany.Umysł mam chłodny niczym łysy mamut.Mój intelekt kontroluje wszystko.Który z was siedział mi na głowie? Nie, nie wolno mi się złościć.Nie jestem rozzłoszczony.Myślę pozytywnie.W pełni wykorzystuję swoje zdolności.Czy któryś z was chciałby coś powiedzieć?- Nie, Sconner - odparli chórem.- W takim razie przynieście mi dziesięć baryłek oliwy i całe drewno, jakie zdołacie znaleźć! Ta małpa zaraz się usmaży!Z góry, spod sklepienia Biblioteki, mieszkania sów, nietope­rzy i innych istot, dobiegł brzęk łańcucha i dźwięk szkła tłuczone­go z najwyższym możliwym szacunkiem.- Chyba się nie przestraszyli - zauważył nieco urażony Nijel.-Jakby ci to powiedzieć.- zastanowił się Rincewind.- Kiedy ktoś zechce spisać listę Wielkich Okrzyków Bojowych Świata, „Ehem, przepraszam" nie będzie jednym z nich.Odstąpił na bok.- Nie znam go - z naciskiem zapewnił uśmiechniętego strażnika.- Dopiero co go spotkałem.W jamie.- Zaśmiał się niepewnie.- Przez cały czas zdarzają mi się takie rzeczy.Strażnicy spoglądali ponad nim.- Ehm.-powiedział.- No dobrze - powiedział.Wrócił do Nijela.-Jak sobie radzisz z tym mieczem? Nie spuszczając wzroku z przeciwników, Nijel pogrzebał w sakwie i podał Rincewindowi książkę.- Przeczytałem cały Rozdział Trzeci - wyjaśnił.- Są tam ilustracje.Rincewind przerzucił pogniecione stronice.Książka była czy­tana tak intensywnie, że można by ją tasować.A na tym, co kiedyś było pewnie stroną tytułową, znalazł dość marny drzeworyt przed­stawiający muskularnego mężczyznę.Miał ramiona jak dwa worki piłek i stał po kolana w rozmarzonych kobietach i ciałach zabitych wrogów, z wyrazem dumy na twarzy.Napis wokół rysunku głosił: W 7 dniey zaledwie uczynię cię barbaryańskim herosem! Poniżej, trochę mniejszą czcionką, było imię: Cohen Barbarzyńca.Rincewind miał pewne wątpliwości [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl