[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A żeby było zabawniej, to zaraz po tym, jak kojfnął, Sonny Bellerman zaproponował na zebraniu, żeby urządzić mu przyzwoity pogrzeb.„Jasne” - powiedział - „był z niego cholerny sukinsyn, ale walczył na wojnie tak jak my, więc chyba należy mu się ostatnia posługa, prawda?” Urządziliśmy mu więc ten pochówek, choć ja osobiście wcale nie jestem przekonany, że mu się należał.Chyba nigdy nie będę takim dobrym chrześcijaninem, jak Sonny.- Widocznie nie podnieśliście kół wystarczająco wysoko - zauważyłem, myśląc jednocześnie o tym, co się stało z chłopcami, którzy w listopadzie zdemolowali Christine.Stracili znacznie więcej niż trochę skóry z palców.- Jasne, że podnieśliśmy - odparł McCandless.- Ta szpryca wystrzeliła spod przednich kół.Do dzisiaj nie mam pojęcia, jak on to zrobił.Właśnie dlatego mówię, że to zupełnie niesamowita historia.Gerry Barlow - też był wtedy z nami - twierdzi, że LeBay wsadził w nią napęd na dwie osie, ale mnie się wydaje, że to się nie da zrobić.- Chyba nie - potwierdziłem.- No właśnie.O, cholera! Przegadałem prawie całą przerwę, chłopcze.Muszę jeszcze wlać w siebie trochę kawy, zanim znowu zacznie się kołowrót.Prześlę ci ten adres, jeśli go mamy.Jestem prawie pewien, że tak.- Dziękuję panu.- Nie ma sprawy, Dennis.Uważaj na siebie.- Jasne.Naprzód, ale na czworakach, zgadza się?Parsknął śmiechem.- Tak właśnie mawialiśmy w Piątym Batalionie.Odłożyłem powoli słuchawkę myśląc o samochodach, które ruszały z miejsca, mimo że ich napędzane koła nie stykały się z gruntem.Trochę niesamowite.Jak cholera, nie trochę, a McCandless wciąż miał blizny na rękach na potwierdzenie swojej historii.Przypomniało mi to coś, co powiedział George LeBay: jemu również brat zostawił na pamiątkę bliznę.Jego blizna z upływem lat stawała się coraz większa.45.SYLWESTERTen wspaniały młody człowiek spotkał śmierć w swym samochodzie -Nikt nie wie, jak to się stało.Wrzaski opon, piski ognia, śmierć znów była niezawodna.Dlaczego to stać się musiało?Gwiazdor umarł, ciało gnije, lecz legenda ciągle żyje -Bo zginął bez powodu.Bobby TroupeZadzwoniłem do Arniego w sylwestra.Miałem kilka dni, żeby się nad tym zastanowić i w gruncie rzeczy wcale mi się to nie uśmiechało, ale koniecznie musiałem się z nim spotkać.Wmówiłem sobie, że nie będę w stanie podjąć żadnej decyzji, dopóki znowu go nie zobaczę.I dopóki znowu nie zobaczę Christine.Wspomniałem o niej mimochodem przy śniadaniu, tata zaś powiedział, że według niego wszystkie samochody zatrzymane w Garażu Darnella zostały sfoto­grafowane i zwrócone właścicielom.Telefon odebrała Regina.- Dom państwa Cunningham - odezwała się wyniosłym tonem.- Cześć, Regino.Tu Dennis.- Dennis! - wykrzyknęła z radością i zaskoczeniem.Przez chwilę była tą samą Reginą, która dawała mnie i Arniemu kanapki z masłem orzechowym i plasterkami bekonu.- Jak się masz? Słyszeliśmy, że już wyrzucili cię ze szpitala?- Wszystko w porządku.A co u was?Po krótkiej ciszy:- Cóż, sam wiesz, co tu się działo.- Kłopoty - podsunąłem.- Wszystkie te kłopoty, których udało nam się do tej pory uniknąć.Mam wrażenie, że ułożyły się za rogiem w wielką stertę i tylko czekały, kiedy na nie wpadniemy.Chrząknąłem niewyraźnie.- Chcesz rozmawiać z Arniem?- Jeżeli jest w domu.Kolejna chwila ciszy.- Pamiętam, jak kiedyś ganialiście bez przerwy z domu do domu, żeby spotkać po drodze Nowy Rok.- powiedziała cicho, w niczym nie przypominając zawsze bojowej, energicznej Reginy.- Pamiętasz, Dennis?- Tak - odparłem.- Straszna dziecinada, ale.- Wcale nie! - zaprotestowała stanowczo.- Nie wolno ci tak o tym mówić! Jeżeli Arnie kiedykolwiek potrzebował przyjaciela.potrzebował ciebie, Dennis.to właśnie teraz.On.jest teraz na górze.Śpi.Ostatnio sypia zdecydowanie zbyt długo.A poza tym.on.on nie.- Czego nie zrobił, Regino?- Nie złożył papierów na uczelnię! - wybuchnęła, lecz natychmiast zniżyła głos, jakby bała się, że Arnie ją usłyszy.- Nie wypełnił żadnego podania! Zadzwonił do mnie pan Vickers, wasz wychowawca, i powie­dział mi o tym.Ze swoimi ocenami dostałby się na każdy uniwersytet w tym kraju.to znaczy, z tymi ocenami, jakie miał przed.przed tymi kłopotami.- Jej głos balansował krótko na krawędzi płaczu, ale udało jej się opanować.- Porozmawiaj z nim, Dennis.Gdybyś mógł spędzić z nim dzisiejszy wieczór.wypić kilka piw.i po prostu porozmawiać.Umilkła, lecz ja wyczułem, że to jeszcze nie wszystko.Próbowała powiedzieć mi coś, co nie chciało przejść jej przez gardło.- Uspokój się - poprosiłem.Nie lubiłem dawnej Reginy, domi­nującej i nieprzystępnej, dostosowującej los syna i męża do swojego rozkładu zajęć, ale ta płaczliwa, zdezorientowana kobieta podobała mi się jeszcze mniej.- Nie przejmuj się tak bardzo.- Boję się z nim rozmawiać - wyznała wreszcie.- Tak samo jak Michael.On.on prawie eksploduje, jeśli ktokolwiek próbuje mu się przeciwstawić.Początkowo dotyczyło to tylko samochodu, teraz to samo dzieje się ze studiami.Pogadaj z nim, Dennis, proszę cię.- Jeszcze raz umilkła na chwilę, by wreszcie jakby nigdy nic wyrzucić z siebie to, co dręczyło ją najbardziej: - Obawiam się, że go tracimy.- Daj spokój, Regino, co ty.- Poproszę go do telefonu - powiedziała nagle i odłożyła słuchawkę obok aparatu.Z najwyższym trudem zwalczyłem pokusę, żeby przerwać połączenie i w ten sposób odepchnąć od siebie ten ciężar.Z tamtej strony ktoś wziął słuchawkę do ręki.- Halo? - usłyszałem zmęczony głos.To nie jest Arnie! - błysnęło mi w mózgu z oślepiającą jasnością.- Arnie?- Zdaje się, że to Dennis Guilder, rozdziawiona gęba, która udaje człowieka - powiedział głos.T o było podobne do Arniego, zgoda, ale jednocześnie bardzo różniło się od tego, do czego byłem przyzwyczajo­ny.Jego głos nie tyle pogłębił się, co raczej ochrypł, jakby od zbyt częstego krzyczenia albo mówienia podniesionym tonem.Odniosłem niezwykłe wrażenie, że rozmawiam z zupełnie obcym człowiekiem, któremu udało się znakomicie podszyć pod mego przyjaciela Arniego.- Uważaj, co mówisz, kaprawcze - odparłem.Uśmiechałem się, ale ręce miałem lodowato zimne.- Wiesz co? - zagadnął jakby nigdy nic.- Twoja paszcza i mój tyłek są do siebie zadziwiająco podobne.- Zauważyłem podobieństwo, ale wydawało mi się, że jest dokładnie na odwrót.- Zapanowała krótka cisza.Uprzejmościom stało się zadość.- Co porabiasz dziś wieczorem? - zapytałem.- Nic specjalnego.Nie mam żadnej randki ani nic w tym rodzaju.A ty?- Och, ze mną jest zupełnie inaczej.Jestem w znakomitej formie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl