[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mam jednak na­dzieję, że jeśli się skupię, zdołam je uporządkować.W ogól­nym zarysie.John Coffey przybył na blok E w październiku tamtego roku, ukarany za morderstwo dziewięcioletnich bliźniaczek Dettericków.To jest mój główny punkt odniesienia i jeśli nie stracę go z oczu, powinienem sobie jakoś poradzić.William “Dziki Bill” Wharton pojawił się po Coffeyu; Delacroix przybył wcześniej.Podobnie jak ta mysz, której Brutus Howell - przez przyjaciół nazywany Brutalem - nadał imię Matrosa Willy’ego, a Delacroix nazwał potem Panem Dzwo­neczkiem.Mysz, jakkolwiek się nazywała, pojawiła się najwcześniej, jeszcze przed Delem - kiedy ją po raz pierwszy zobaczyliśmy, było lato i na Zielonej Mili mieliśmy jeszcze dwóch innych więźniów: Arlena Bitterbucka, czyli Wodza, oraz Arthura Flandersa, czyli Prezesa.Ta mysz.Ta skubana mysz.Delacroix pokochał ją, ale Percy Wetmore z pewnością nie poczuł do niej sympatii.Percy znienawidził ją od samego początku.2Mysz wróciła mniej więcej trzy dni po tym, jak Percy po raz pierwszy pogonił ją wzdłuż Zielonej Mili.Dean Stanton i Bili Dodge dyskutowali o polityce.co w tamtych czasach ozna­czało, że dyskutowali o Roosevelcie i Hooverze - oczywiście o Herbercie, a nie o Edgarze J.Dyskutując, pojadali z pudełka krakersy Ritza, które Dean nabył mniej więcej godzinę wcześ­niej od starego Tu-Tuta.Percy stał w progu gabinetu, słuchając ich i bawiąc się pałką, którą tak umiłował.Wyjmował ją ze śmiesznego, ręcznie zszytego olstra, który nie wiadomo skąd wytrzasnął, kręcił nią młynka w powietrzu (a przynajmniej próbował; w większości wypadków wyleciałaby mu z ręki, gdyby nie przyczepiona do niej pętla z surowej skóry, wsunięta na nadgarstek), a potem chował z powrotem.Tamtego wie­czoru nie było mnie na bloku, lecz Dean zdał mi nazajutrz pełny raport.Mysz nadeszła korytarzem.Podobnie jak wcześniej, zatrzy­mywała się, zaglądając do pustych cel.To, że nikogo tam nie znalazła, wcale jej nie zraziło, tak jakby wiedziała, iż poszuki­wania nie będą łatwe, i była na to przygotowana.Prezes nie spał tym razem i stał przy drzwiach swojej celi.Był z niego prawdziwy dandys: wyglądał wytwornie nawet w nie­bieskich więziennych drelichach.Przyglądając się mu, wiedzieliś­my, że nie został stworzony dla Starej Iskrówy, i mieliśmy rację; niespełna tydzień po drugim pościgu Percy’ego za myszą wyrok Prezesa zmieniono na dożywocie i facet dołączył do normalnej więziennej społeczności.- Słuchajcie! - zawołał.- Jest tutaj mysz.Swoją drogą, co wy prowadzicie za hotel, chłopaki?Mówił to ze śmiechem, ale Dean Stanton stwierdził, że w jego głosie brzmiało również lekkie oburzenie, tak jakby nawet w obliczu wyroku śmierci nie wyzbył się nawyków wielkiego biznesmena.Był szefem regionalnego oddziału firmy o nazwie Nieruchomości Mid-South i uważał się za dość sprytnego, by uszło mu na sucho wyrzucenie z trzeciego piętra własnego leciwego ojca i pobranie podwójnego odszkodowania z jego polisy.W tej kwestii trochę się pomylił, ale może nie aż tak bardzo.- Zamknij się, ty złamasie - warknął Percy, ale uczynił to bez większego przekonania, całą uwagę skupiając na myszy.Chwilę wcześniej schował do olstra pałkę i wyjął z kieszeni jedno ze swoich czasopism, lecz teraz cisnął je na biurko, chwycił ponownie pałkę i zaczął uderzać nią lekko w kłykcie lewej dłoni.- A to ścierwo - mruknął Bili Dodge.- Nigdy jeszcze nie widziałem tutaj myszy.- To cwany zwierzak - stwierdził Dean.- I w ogóle się nie boi.- Skąd wiesz?- Była tutaj parę dni temu.Percy też ją widział.Brutal nazwał ją Matros Willy.Słysząc to, Percy uśmiechnął się szyderczo, ale nic nie powie­dział.Coraz szybciej uderzał się pałką po zewnętrznej stronie dłoni.- Patrzcie teraz - powiedział Dean.- Poprzednim razem doszła aż do biurka.Ciekawe, czy znowu to zrobi.Zrobiła to, omijając szerokim łukiem Prezesa, jakby nie spodobał jej się zapach naszego ojcobójcy.Zajrzała do dwóch pustych cel i wspięła się nawet na pozbawioną materaca pryczę, żeby ją obwąchać, a potem wróciła na Zieloną Milę.A Percy uderzał bez przerwy pałką w dłoń i nie odzywał się ani słowem.Tak bardzo pragnął, żeby pożałowała swojego powrotu.Chciał dać jej lekcję.- Dobrze, że nie musicie posadzić jej na Iskrówie - stwier­dził coraz bardziej zainteresowany Bill.- Za cholerę nie nałożylibyście jej pasów i czapki.Percy się nie odzywał, ale bardzo powoli ujął pałkę między dwa palce, dokładnie tak, jak trzyma się dobre cygaro.Mysz zatrzymała się w tym samym miejscu co poprzednio, nie dalej niż trzy stopy od biurka, i spojrzała na Deana niczym więzień zza krat swojej celi.Rzuciła przelotne spojrzenie Billowi, a potem skupiła z powrotem uwagę na Deanie.Wydawała się w ogóle nie zauważać Percy'ego.- Odważna cholera, trzeba jej to przyznać - mruknął Bill.- Hej! Hej! - zawołał, podnosząc trochę głos.- Matrosie Willy!Mysz cofnęła się nieco i zastrzygła uszami, ale nie uciekła i nic nie wskazywało, że ma zamiar to zrobić.- Teraz uważajcie - powiedział Dean pamiętając, jak Brutal nakarmił ją swoją kanapką z wołowiną.- Nie wiem, czy znowu to zrobi, ale.Odłamał kawałek krakersa i rzucił go na podłogę.Mysz przyglądała się przez sekundę albo dwie żółtemu okruchowi, a potem poruszyła swoimi wąsikami, obwąchała go, wzięła w łapy i zaczęła jeść.- Niech mnie kule biją! - zawołał Bill.- Ucztuje jak pastor na plebanii w sobotnią noc.- Mnie bardziej przypomina wsuwającego melon czarnu­cha - stwierdził Percy, ale żaden ze strażników nie zwracał na niego uwagi.Podobnie zresztą jak Prezes i Wódz.Mysz zjadła krakersa, lecz w dalszym ciągu nie ruszała się z miejsca, opiera­jąc się na swoim zwiniętym ogonku i zerkając na ubranych na niebiesko olbrzymów.- Daj, ja spróbuję - powiedział Bill.Odłamał następny kawałek krakersa, wychylił się za biurko i rzucił go ostrożnie na podłogę.Mysz obwąchała go, ale nawet nie tknęła.- Musi być najedzona - uznał.- Gdzie tam - nie zgodził się Dean [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl