[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Tak, wielokrotnie.- Przymykam na chwilÄ™ oczy.Wentylator wydaje krótki, gniewny jÄ™k.- Jednak, szczerze mówiÄ…c, nie je-stem pewien, czy.czy sam sobie wybaczyÅ‚em.Morris Young jest zbyt doÅ›wiadczony, by dać siÄ™ odwieść od tematu au-toanalitycznymi wyznaniami.- Jeżeli chcesz, możemy zająć siÄ™ tym pózniej.W tej chwili bardziej mnie interesuje, czy wybaczyÅ‚eÅ› swojej żonie.- Te wyimaginowane zdrady?PotrzÄ…sa przeczÄ…co gÅ‚owÄ….Telefon na biurku zaczyna dzwonić, ale niezwraca na niego uwagi.- KrzywdÄ™, jakÄ… wyrzÄ…dziÅ‚a swojemu pierwszemumężowi.Otwieram usta, zamykam, próbujÄ™ ponownie.- Pastor sÄ…dzi, że jestemwÅ›ciekÅ‚y na Kimmer za to, że zdradzaÅ‚a André ze mnÄ…?- WÅ›ciekÅ‚y? Nie mam pojÄ™cia.Zastanawiam siÄ™ natomiast, czy w pew-nym sensie nie zamroziÅ‚eÅ› Kimmer w tamtej chwili.Szczerze mówiÄ…c, po-trafisz jÄ… postrzegać wyÅ‚Ä…cznie jako wiaroÅ‚omnÄ… żonÄ™.- Telefon przestaÅ‚dzwonić.- WedÅ‚ug ciebie zatrzymaÅ‚a siÄ™ na etapie tamtego wzorca zacho-waÅ„.Tymczasem życie chrzeÅ›cijanina polega na nieustannym rozwoju.Mo-że powinieneÅ› dać jej szansÄ™ pokazania, że dorosÅ‚a.- SÄ…dzi pastor, że tak bardzo siÄ™ zmieniÅ‚a?- Czy ty kiedykolwiek zdradziÅ‚eÅ› swojÄ… żonÄ™?- Doskonale pastor wie, że nie!- Zatem ty siÄ™ zmieniÅ‚eÅ›, Talcotcie, prawda? Być może twoja żona rów-nież potrafi siÄ™ zmienić.Wasze tempo może być różne, ale zdolność dozmian taka sama.Zaczynam rozumieć.Powoli dociera do mnie, co mi chce powiedzieć.-Uważa pastor, że patrzÄ™ na niÄ… z góry?SÄ…dzÄ™, że czasem twoja małżeÅ„ska wierność staje siÄ™ murem, który wasrozdziela.Może masz racjÄ™ i rzeczywiÅ›cie ciÄ™ zdradziÅ‚a.A jak ty zareagowa-Å‚eÅ›? Czy nie wykorzystaÅ‚eÅ› wÅ‚asnej cnoty, by trzymać żonÄ™ na dystans? Pa-miÄ™taj, Talcotcie, że jej grzechy sÄ… inne niż twoje, lecz niekoniecznie gorsze,oraz że obiecaÅ‚eÅ› kochać jÄ… na dobre i na zÅ‚e.- Milknie na chwilÄ™, żebymmiaÅ‚ czas na przyswojenie sobie tych słów.- Zrozum mnie.Ja nie rozgrze-szam twojej żony.Kto wie, czy nie utrzymuje pozamałżeÅ„skiego zwiÄ…zku zpanem Nathansonem albo z kimÅ› innym.Jednak tym, co siÄ™ obecnie liczy,jest twoje wÅ‚asne postÄ™powanie.JeÅ›li twoja żona bÅ‚Ä…dzi, nadejdzie wÅ‚aÅ›ciwapora, by zająć siÄ™ jej zachowaniem.Natomiast w tej chwili chciaÅ‚bym ciÄ™prosić o przysÅ‚ugÄ™: żebyÅ› do naszego nastÄ™pnego spotkania staraÅ‚ siÄ™ trak-tować Kimberly tak, jak sam chciaÅ‚byÅ› być traktowany.Na pewno pamiÄ™taszZÅ‚otÄ… ZasadÄ™? Dobrze.Uważasz, że twoja żona powinna rozstrzygnąć wÄ…t-pliwoÅ›ci na twojÄ… korzyść.W takim razie ty powinieneÅ› wyÅ›wiadczyć jej tÄ™samÄ… grzeczność.Kimberly jest twojÄ… żonÄ…, a nie osobÄ… podejrzanÄ… o jakieÅ›przestÄ™pstwo.Nie powinieneÅ› starać siÄ™ przyÅ‚apać jÄ… na kÅ‚amstwach lubudowodnić, że jesteÅ› od niej lepszy.Twoim zadaniem jest kochać jÄ… naj-mocniej jak potrafisz.Pismo ZwiÄ™te mówi, że mąż jest gÅ‚owÄ… żony, lecz jed-noczeÅ›nie wyjaÅ›nia, że w takim sensie, w jakim Chrystus jest gÅ‚owÄ… KoÅ›cio-Å‚a.A jak Chrystus kocha swój KoÅ›ciół, Talcotcie? Bezwarunkowo, wybacza-jÄ…co i z poÅ›wiÄ™ceniem.Mąż ma obowiÄ…zek tak samo kochać żonÄ™, tym bar-dziej, że nie wiesz na pewno, czy zrobiÅ‚a ci coÅ› zÅ‚ego.Obydwoje skrzywdzili-Å›cie jej pierwszego męża i być może krzywdzisz jÄ… teraz swoimi podejrze-niami.PrzysÅ‚uga, o którÄ… chcÄ™ ciÄ™ prosić, polega na tym, żebyÅ› do naszegonastÄ™pnego spotkania staraÅ‚ siÄ™ jak najusilniej kochać swojÄ… żonÄ™ w takisposób.Bezwarunkowo, wybaczajÄ…co i z poÅ›wiÄ™ceniem.Czy możesz powtó-rzyć te sÅ‚owa, Talcotcie?- Bezwarunkowo - mówiÄ™ niechÄ™tnie.- WybaczajÄ…co - ciÄ…gnÄ™ nieszczÄ™-Å›liwy - i z poÅ›wiÄ™ceniem - koÅ„czÄ™ zrezygnowany.Twarz wielebnego Younga rozpromienia siÄ™ w szerokim uÅ›miechu.- NielÄ™kaj siÄ™, Talcotcie.Niech Pan doda ci siÅ‚, żebyÅ› zdoÅ‚aÅ‚ speÅ‚nić swój obowiÄ…-zek.Pomódlmy siÄ™ razem.Tak też robimy.(II)Dziekan Lynda przyÅ‚apuje mnie, gdy wbiegam po schodach do budynkuOldie.Od powrotu z Vineyard z powodzeniem jej unikaÅ‚em, tyle że wymaga-Å‚o to opuszczania spotkaÅ„ kadry profesorskiej, warsztatów i wykÅ‚adów.Niejestem pewien, co mnÄ… kierowaÅ‚o - gniew, strach, zawstydzenie czy inneuczucia, których nie udaÅ‚o mi siÄ™ rozpoznać.W każdym razie w tej chwiliszczęście mnie opuÅ›ciÅ‚o.- Talcotcie, dobrze, że ciÄ™ widzÄ™.MiaÅ‚am nadziejÄ™, że gdzieÅ› na ciebiewpadnÄ™.Stoi wyżej ode mnie, wiÄ™c muszÄ™ podnieść gÅ‚owÄ™, a ona może spojrzeć namnie z góry.Towarzyszy jej Ben Montoya, wysoki, niezmordowany totum-facki, zatrudniony jednoczeÅ›nie w szkole prawniczej i na wydziale antropo-logii.Podobno to Ben zajÄ…Å‚ siÄ™ logistycznÄ… stronÄ… spisku, który doprowadziÅ‚do pozbawienia Stuarta Landa stanowiska dziekana, a teraz nadal jest na-rzÄ™dziem w rÄ™kach Lyndy, za którÄ… wykonuje najmniej przyjemne zadania.Stoimy w trójkÄ™ na schodach, a wokół nas miÄ™kko wirujÄ… pierwsze w tymroku pÅ‚atki Å›niegu.Podejrzliwe oczy Bena wpatrujÄ… siÄ™ we mnie badawczonad podniesionym koÅ‚nierzem puchowej kurtki.- Cześć, Lyndo.- Zwalniam, lecz siÄ™ nie zatrzymujÄ™.- Cześć, Ben.- Talcotcie, poczekaj - mówi rozkazujÄ…cym tonem moja pani dziekan.- Mam teraz dyżur.- Wystarczy mi minutka.Benie, idz już, za chwilÄ™ ciÄ™ dogoniÄ™.- Benrzuca mi ostatnie gniewne spojrzenie i posÅ‚usznie odchodzi, z rÄ™kami wci-Å›niÄ™tymi gÅ‚Ä™boko w kieszenie.Zatem zostaliÅ›my sam na sam.Dziekan Lynda jest energicznÄ… kobietÄ… z niemodnie dÅ‚ugimi, siwiejÄ…cymiwÅ‚osami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]