[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Czułem się skonsternowany.To jedyne, cholerne słowo, które oddaje to, co czułem.Konsternacja.Zdarzyło mi się to po raz pierwszy.Spojrzał na chłopca, który słuchał jego słów w takim skupieniu, że nawet nie skinął głową.Zatem dziadek kiwnął głową za obu i strącił kciukiem kolejny wałeczek popiołu.Clive zauważył, że dziadek tak był zagłębiony w myślach, że całego prawie papierosa wypalił za niego wiatr.- Było to tak, jakbym podszedł do lustra się ogolić i ujrzał we włosach pierwszy siwy włos.Łapiesz to, Clivey?- Tak.- W porządku.Po tym pierwszym razie zaczęło się dziać podobnie ze wszystkimi świętami.Myślałem, że za wcześnie wystawiają towar, czasami nawet coś komuś na ten temat napomknąłem, ale raczej zachowywałem ostrożność w wypowiadaniu swych sądów, że właściciele sklepów są po prostu chciwi.To z nimi było coś nie tak, nie ze mną! Łapiesz?- Tak.- Zachłanny właściciel sklepu był kimś, kogo człowiek rozumiał - ciągnął dziadek.- Niektórzy nawet ich podziwiali, jakkolwiek ja do tych ludzi nigdy nie należałem.“Taki to a taki ma wprawę" - mawiano, jakby wprawa taka była czymś chwalebnym.Na przykład rzeźnik Radwick, który zawsze przyciskał kciukiem wagę.Ja osobiście nigdy bym tak nie postępował, ale mogłem go zrozumieć.Lecz wygadywanie rzeczy, na podstawie których ludzie powiedzą, że z moją głową jest coś nietęgo.cóż, to już inna para kaloszy.Mogłem po-wiedzieć: “Na Boga, oni wyciągną bombki choinkowe i anielskie włosie jeszcze przed sianokosami", a każdy, kto by to usłyszał, powiedziałby, że to święta prawda, ale wcale to nie była święta prawda, bo kiedy dokładnie wszystko sobie prze-myślałem, Clivey, dochodziłem do wniosku, że rokrocznie wyciągają te rzeczy tuż przed świętami.Następnie spotkała mnie kolejna przygoda.Stało się to w pięć albo siedem lat później.Wydaje mi się, że miałem wtedy około pięćdziesiątki, ale głowy nie dam.Tak czy siak, powołano mnie na sędziego przysięgłego.Chciało mi się jak psu do studni, ale poszedłem.Zastępca szeryfa zaprzysiągł mnie, zapytał, czy będę pełnił swe obowiązki zgodnie z głosem sumienia, a ja odparłem, że tak; jakbym przez całe życie po-stępował inaczej.Wtedy zastępca wyciągnął pióro i zapytał mnie o mój adres.Podałem.Następnie spytał, ile mam lat.A ja otworzyłem usta, żeby z całym przekonaniem odpowiedzieć, że mam ich trzydzieści siedem.Dziadek zadarł głowę i roześmiał się do chmury przypominającej żołnierza.Obłoczek, który pełnił rolę trąbki, rozdął się już do rozmiarów trąbity i przepłynął z jednej strony nieba na drugą.- Dlaczego chciałeś tak powiedzieć, dziadku? - zapytał Clive.Myślał już, że wszystko rozumie, ale nagle znalazł się w gęstym lesie.- Chciałem tak odpowiedzieć, bo to mi pierwsze przyszłodo głowy! Do licha! Przecież wiedziałem, że tak wcale nie jest, i zwlekałem chwilę z odpowiedzią.Nie sądzę, żeby szeryf czy ktokolwiek w sali sądowej cokolwiek zauważył, bo większość zgromadzonych sprawiała wrażenie, że śpi lub drzemie, ale nawet gdyby byli tak czujni jak ów facet, który wetknął sobie w tyłek kij od miotły należącej do wdowy Brown, nie jestem pewien, czy by to spostrzegli.Moje wahanie trwało chwilę, nie dłużej niż podwójny zamach przy chytrym rzucaniu piłki.Ale to głupstwo.Pytanie człowieka o jego wiek nie jest żadnym grzechem.Czułem się jak głupol.Skoro nie miałem trzydziestu siedmiu lat, to nie wiedziałem już, ile ich mam.Przez ułamek sekundy mogłem ich mieć równie dobrze siedem, siedemnaście albo i siedemdziesiąt siedem.Ale ostatecznie zebrałem jakoś myśli i oświadczyłem, że czterdzieści osiem czy pięćdziesiąt jeden; sam już nie pamiętam.Ale zapomnieć, ile ma się lat, nawet na chwilę.szuuulDziadek rzucił papierosa pod nogi, przygniótł go obcasem, po czym przystąpił do rytuału mordulizowania niedopałka i zagrzebywania go w ziemi.- Ale to był zaledwie początek, Clivey, mój synu - rozpoczął dalszą opowieść dziadek i choć czasami wpadał w irlandzki żargon, chłopiec pomyślał: Chciałbym być twoim synem.Twoim, nie jego.- Po pierwszym razie następuje drugi raz i zanim się człowiek obejrzy, czas wchodzi na wysokie obroty, a już pędzi do przodu, jak ci faceci na autostradach, którzy tak szybko gnają w swych samochodach, że pęd ich maszyn strąca jesienią liście z rosnących przy drodze drzew.- O co ci chodzi, dziadku?- Najgorsze są zmiany pór roku - odparł zadumanym głosem, jakby nie dosłyszał pytania wnuka.- Inna pora roku przestaje być inną porą roku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]