[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poczuła się ob­nażona i dziwnie bezbronna.Nagle uświadomiła sobie, że wolałaby być ubrana w coś mniej przezroczystego.Od dawna już nie miała takich myśli.Zastanowiła się, ile mógł mieć lat.Dwadzieścia pięć? Może nawet mniej.W każdym razie z całą pewnością był od niej znacznie młodszy.- To jest Eyaseyab - powiedziała, wskazując na niewolnicę.- Przyniesie ci jedzenie.Jeśli będziesz potrzebował jeszcze czegoś, po prostu jej powiedz.- Wychodzisz?- Jest tu ktoś, z kim muszę porozmawiać.- A potem wrócisz?- Później.- Mam nadzieję, że nie bardzo późno.- Zjedz.Odpoczywaj.To jest teraz ważne.Eyaseyab zaopiekuje się tobą.- Uśmiechnęła się i odwróciła.Wychodząc z pawilonu czuła na sobie jego wzrok.3Senmut-Ptah czekał na zewnątrz, koło wielkiego sfinksa, na którym widniała inskrypcja Totmesa III.Ubrany był w fartuszek z czerwonej materii ze wzorkiem przedstawiającym złote ibisy oraz w wy­soką kapłańską koronę, w którą wetknięte były trzy długie pióra.Ramiona i klatkę piersiową miał nagie.Był kościsty, o długich kończynach i bardzo sze­rokich ramionach, a ostre i władcze rysy upodobniały jego twarz do sokoła, do Horusa-jastrzębia.W tej chwili wyglądał na rozgniewanego i zniecierpliwio­nego.- Wiesz, że przez ciebie stracę wschód Uda Byka - powiedział na jej widok.- Gwiazda Północy pewnie minie południk, zanim ja.- Cii - przerwała mu.- Gwiazda Północy nie przemieści się dzisiejszej nocy w żadne szczególne miejsce, a Udo Byka będzie jutro wyglądało do­kładnie tak samo.Chodź ze mną na spacer.Musimy porozmawiać.- O czym?- Chodź.Nie możemy tu rozmawiać.Idźmy w stronę Świętego Jeziora.- Nie rozumiem, dlaczego nie możemy.- Bo nie - wyszeptała gniewnie.- Ruszaj.Chodź ze mną.Astronom i kapłanka Izydy udają się na małą przechadzkę w świetle gwiazd.- Muszę dokonać bardzo ważnych obserwacji, i to koniecznie dziś w nocy, i.- Tak, wiem.Czuła niechęć do przesłaniającej wszystko obsesji obowiązkami astronomicznymi, jaka w ostatnich la­tach opanowała Senmut-Ptaha.Zachowywał się teraz jak maszyna.Albo jakiś insekt, bez przerwy pra­cowicie bzyczący, zgodnie z kodem zapisanym w jego genach.Dzień i noc zajęty wyłącznie swoimi astrolabami i teodolitami, swoimi wklęsłymi zwier­ciadłami, azymutami, zenitami i południkami, zega­rami słonecznymi i wodnymi.Niegdyś, kiedy oboje byli tu nowi i toczyli walkę o stworzenie sobie warunków do życia w Egipcie, rozpalało go zdumienie, żywa ciekawość i jakaś płomienna nieustraszoność.Ale to wszystko już minęło.Teraz jakby nie liczyło się już dla niego nic z wyjątkiem obserwowania gwiazd.Gdzieś po drodze ogromnie bezduszna obojętność zawładnęła całą resztą jego umysłu.Czemu to absurdalne zestawianie danych astronomicznych, prawdopodobnie niedokładne, a w każdym razie bezcelowe, stało się dla niego takie ważne? I gdzie zagubiły się jego ciepło i pasja, które pomogły im obojgu przetrwać trudności, na jakie natykali się z początku w tym dziwnym kraju?Wpatrywał się w nią teraz tak, jakby miał ochotę wepchnąć ją wzrokiem do Jeziora Ognia.W chłodnym blasku gwiazd jego oczy wydawały się jej okrutne i zimne, a twarz, o twardniejących z upły­wem lat rysach, wyglądała jak koszmarny wizerunek bogów, których portrety były wymalowane na wszy­stkich ścianach we wszystkich świątyniach.Kiedyś uważała, że jest przystojny, nawet romantyczny, jednakże czas wysuszył jego twarz i ciało, a duszę przemienił w głaz.Teraz jest równie ohydny jak Thot, pomyślała.I równie przerażający jak Set.Ale to jedyny człowiek, który mógł być jej sojusznikiem w tym wiecznie obcym kraju, jeśli nie liczyć księcia; książę jednak zdradzał niebezpieczną niestałość w uczuciach, a poza tym - był Egip­cjaninem.Niezależnie od tego, jak bardzo zmienił się ten stojący przed nią mężczyzna od chwili, kiedy po raz pierwszy przybyli do Teb, mimo wszystko był kimś jej pokroju.Potrzebowała go.I nie mogła sobie pozwolić, by o tym zapomnieć.Wsunęła mu rękę pod pachę i pociągnęła go za sobą, przez otaczającą Okręg Mut kolumnadę, wzdłuż nowej, zbudowanej przez faraona drogi ogra­niczonej po obu stronach podwójnymi rzędami kobr i na przełaj, przez pole, w stronę Świętego Jeziora.Kiedy odeszli wystarczająco daleko od Domu Życia, by nie było ryzyka, że wiatr zaniesie jej słowa do uszu leżącego w pawilonie chorego, niespodziewanie przemówiła po angielsku.- Przybył dziś do Teb ktoś z czasu, Rogerze.Z naszej epoki.Przejście na angielski podziałało jak przełączenie kontaktu.Minęły całe lata od chwili, kiedy ostatni raz posługiwała się tym językiem, i użycie go wywołało natychmiast niezwykle silną reakcję [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl