[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Na razie przerywamy wyładunek — oznajmiła.— Wewnątrz statku jest chłodniej niż na powietrzu.Niech wino zostanie w cieniu.Potrzebuję więcej ludzi do ładowania beczek na wozy.Marynarze wspięli się gęsiego na pokład i zeszli za nią na brzeg.Maurynna z rozpaczą popatrzyła na stos beczek.Jeśli ten transport wina się zmarnuje, po powrocie do Thalnii odbiorą jej kapitańskie bransolety.— Do roboty! — wrzasnęła i schyliła się, by podnieść beczkę.Trzej mężczyźni skoczyli jej na pomoc.Wkrótce ociekała potem.Poplamiona lniana tunika i bryczesy kleiły się jej do ciała i drażniły skórę przy każdym ruchu.Na domiar złego raziło ją zachodzące słońce.Musiała mrużyć oczy i bolała ją głowa.Jęknęła, gdy wraz z robotnikami ostrożnie kładła na boku kolejną beczkę.Przetoczyli ją do wozu i wepchnęli po pochylni na skrzynię.Maurynna nie oszczędzała ani siebie, ani ludzi.Popędzała ich bez litości.— Uwaga! Uwaga!Maurynna podniosła głowę.Deski jednej z pochylni osunęły się i beczka zakołysała się na krawędzi wozu.Dwaj mężczyźni próbowali ją podeprzeć, żeby nie spadła.— Pomóżcie im! — krzyknęła i rzuciła się na ratunek.Naparła na beczkę i zaczęła pchać.Niewiele to pomogło.Ciężar był zbyt duży; nie mogła go utrzymać.Drewno wbijało się jej w policzek i ledwo oddychała.Jeśli zaraz nie odskoczy, beczka ją przygniecie!— Trzymam ją, możesz puścić — ozwał się nagle głęboki głos.Poczuła, że ktoś raptownie uwolnił ją od ciężaru.Zatoczyła się i upadła.Siedząc na ziemi, gapiła się z otwartymi ustami na wysokiego, jasnowłosego mężczyznę.Spokojnie przetoczył beczkę na wóz i umieścił obok innych.Sam jeden!Wokół rozległy się pomruki podziwu.Maurynna zamrugała.Gdzie Jebby znalazła tego siłacza? O bogowie, mniejsza o to! Jest wart tyle, co trzej inni.Podniosła się.Obcy był jednym z największych Yerrinów, jakich do tej pory widziała.Miał na sobie drogie, choć podniszczone ubranie.Dlaczego yerriński jeździec pracuje w dokach?Nieważne.Jest silny jak byk, miała tylko nadzieję, że mądrzejszy.Z własnych smutnych doświadczeń wiedziała, że siła i rozum rzadko idą w parze.Blondyn odwrócił się, jakby ktoś go zawołał, ale Maurynna nic nie usłyszała.Uśmiechnął się do niej.— Nic ci się nie stało? To dobrze.Wybacz, pójdę już.Zaczął się oddalać.— Hej, ty! — wrzasnęła.— A dokąd to? Wracaj, jeszcze nie skończyliśmy.Spojrzał na nią zdumiony.Rozejrzał się i pytająco wskazał na siebie.O bogowie! Wielki i głupi jak but.— Tak, ty! Co się tak gapisz? Rusz tyłek, jeśli chcesz zarobić!Uśmiechnął się z rozbawieniem.Ściągnął tunikę, odrzucił na bok i podszedł bliżej.— A co mam robić?— A jak myślisz? — parsknęła rozdrażniona Maurynna.— Ładować beczki.I to już!— Więc bierzmy się do roboty — zaproponował, nie przestając się uśmiechać.Nie wiedziała, jak i kiedy to się stało, ale nowy robotnik szybko uznał ją za swojego partnera.Pracowali ramię w ramię; razem przetaczali i ładowali beczki.Maurynna dźwigała tylko niewielką część ciężaru i podejrzewała, że mężczyzna równie dobrze poradziłby sobie bez jej pomocy.Miał wprost przerażającą siłę.A jednak.Musiała w duchu przyznać, że podoba się jej praca w jego towarzystwie.Miała dziwne wrażenie, że są tak zgrani, jakby od lat tworzyli parę.Obserwowała go spod oka.Kolory w jego warkoczu wskazywały, że jest szlachcicem.Raven pokazywał jej kiedyś różne wzory splatania włosów.Nie była pewna, ale białe, niebieskie i zielone sznurki oznaczały chyba przynależność do klanu Śnieżnych Kotów.Zastanawiała się, czy nie zechciałby jej opowiedzieć swojej historii.Uśmiechnęła się, układając niedorzeczne plany, jak zostać z nim sam na sam.Zauważył to, odwzajemnił uśmiech i mrugnął wesoło.Speszona odwróciła wzrok.To tylko zwykły doker, upomniała się w duchu.Może nawet wygnaniec.Mimo to nie mogła się powstrzymać, żeby na niego nie patrzeć.Na ciele miał brzydką, szeroką bliznę.Biegła od lewego ramienia przez pierś i niknęła na prawym biodrze pod bryczesami.Ciekawiło ją, skąd się wzięła.Chciała wiedzieć o nim wszystko.O bogowie, ależ jest przystojny! Podoba mi się nawet jego znamię, uznała.Nie mogła zrozumieć, dlaczego ten mężczyzna tak ją zauroczył.Ale z jego spojrzenia wyczytała, że ona też wzbudza jego zainteresowanie.Zastanawiała się, czy udałoby się jej spotkać z nim jeszcze raz, bez wiedzy rodziny.Byliby wściekli, że zadaje się z dokerem.Wyładunek wina dobiegał końca.Maurynna była przekonana, że tylko dzięki pomocy nieznajomego beczki trafią do magazynu na czas.Zarządziła przerwę i wysłała tam jednego z ludzi, żeby zawiadomił Danaeta, pośrednika handlowego Erdonów w Casnie.Wkrótce potem zjawili się urzędnicy z piwem i chlebem.Robotnicy rzucili się najedzenie.Jeden z urzędników przyniósł Maurynnie jej porcję.Postanowiła zabrać ją na statek i sprawdzić, co jeszcze zostało w ładowni.Trap zatrząsł się za jej plecami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]